Выбрать главу

Matthews (ze śmiechem): Nie, ale czytam Biblię. A pan nie?

Podejrzewała, że albo go zwolnili, albo uciekł, zabierając ze sobą akta. Był szalony. Jak seryjny morderca. Przekonywał ludzi, żeby zabijali samych siebie. A może namawiał ich do pisania listów samobójczych i ich mordował. Rzuciła okiem na kolejny artykuł.

Władze hrabstwa zamykają ośrodek odnowy religijnej.

W związku ze skargami parafian i zaleceniami ze strony kilku wirginijskich kościołów zielonoświątkowych władze hrabstwa zamknęły Katedrę wśród Sosen, obóz odnowy religijnej pod Front Royal.

Jako przyczynę cofnięcia kościołowi zezwolenia na organizowanie zebrań publicznych władze podały przypadki łamania przepisów bezpieczeństwa i higieny, ale z dobrze poinformowanych źródeł dowiadujemy się, że kościół przyciągnął uwagę władz, gdy czwarty parafianin popełnił samobójstwo.

– Policja sądzi – powiedział miejscowy pastor, który pragnął zachować anonimowość – że kościół miał zadatki sekciarskie. Jak sekta Koresha w Teksasie.

Założony przez samozwańczego wielebnego Jamesa Matthewsa w końcu lat 50. kościół stał się popularnym miejscem spotkań ewangelizacyjnych, odkąd syn Matthewsa, Aaron, zaczął głosić kazania w wieku jedenastu lat. Chłopiec został uznany za cudowne dziecko i przez dziesięć lat przyciągał ludzi do obozu.

Katedra wśród Sosen nie jest związana z żadnym oficjalnym wyznaniem chrześcijańskim.

Aaron Matthews od wielu lat nie był związany z kościołem, ale powrócił, gdy James Matthews zniknął pięć lat temu, niedługo po aresztowaniu w związku z napaścią na córkę dwojga swoich parafian. Do wszystkich samobójstw doszło po powrocie Aarona Matthewsa do głoszenia kazań i kontaktów z wiernymi.

– Nie wątpię w uczciwość wielebnego Matthewsa – powiedział miejscowy pastor – ale czasy kazań o ogniu piekielnym minęły. Byłem na kilku spotkaniach tego ruchu. On straszył ludzi, bardzo ich straszył. Rzucał im grzechy w twarz. Tego się już nie robi.

Aaron Matthews, którego chcieliśmy poprosić o komentarz w tej sprawie, był nieuchwytny.

W ręce Megan wpadła najnowsza gazeta i dziewczyna poczuła, że serce jej zamiera.

Nie była pożółkła jak pozostałe. Miała datę zaledwie sprzed miesiąca. Megan stłumiła szloch. Nie musiała czytać artykułu. Czytała go dziesiątki razy, znała go na pamięć. Wystarczył nagłówek.

Śmierć córki kongresmena Devoe – prawdopodobnie samobójstwo.

On to zrobił! Och, Annie… Dlaczego ty?

Megan przypomniała sobie rozwiane włosy dziewczyny, jej jasne oczy, łagodny głos. Dlaczego?

Matthews… ty skurwysynu…

Zaczeka na niego, postanowiła. Zerwie aksamitną zasłonę, żeby wiedział, gdzie jest, a sama schowa się za drzwiami. Gdy zajrzy tu, rzuci się na niego, krzycząc, i zada mu cios w plecy. On obróci się, a ona uderzy go w oczy, w twarz…

W tym przypływie determinacji zacisnęła obolałe palce na jedynej broni, jaką miała – nożu. I pomyślała: Nie, to nie jest żadna broń, to lichy kawałek plastiku. Może mi pomóc tylko w wydostaniu się stąd.

Niemniej, gdy odwróciła się z powrotem do ściany, odetchnęła głęboko, żeby uzbroić się przeciwko bólowi, i zaczęła piłować; poczuła, że gniew w niej wzbiera. Nie wyparuje. Będzie pełzł po jej ciele, szukając miejsca, by się zagnieździć, zwinąć się i czekać. I może rosnąć.

Po pięciu minutach ostrze przebiło ścianę i Megan musiała użyć obu rąk, żeby chwycić plastik, ale zaczęła ciąć mocno, klęcząc i przyciskając czoło do płyty gipsowej. Przyszło jej do głowy, że wygląda nie jak uciekający więzień, ale pokorna pokutnica pogrążona w modlitwie.

Rozdział 28

Już prawie piątek.

Aaron Matthews nie myślał jednak o córce, ale o matce.

Bett McCall.

Było wokół niej coś tajemniczego. Megan nie miała do końca racji podczas sesji. Tajemniczość Bett nie była udawana, nie była tylko próbą podreperowania własnego ego. Naprawdę dostrzegł w niej jakąś głębię. Piękność stanowiła jej część, na pewno. Jej milczenie? Tak, to zapewne też; była osobą zamkniętą, utrzymującą iluzję, że jest właśnie tą kobietą, której pragniesz, idealnym przedmiotem pożądania.

Pojął, dlaczego Tate Collier jej pożądał, i zrozumiał, że mógłby ugodzić go jeszcze boleśniej, gdyby odebrał mu również Bett.

Była prawie dziewiąta wieczór i Matthews pakował się w gabinecie, ponieważ następnego dnia zamierzał opuścić granice stanu. Usiadł na obrotowym krześle i zamknął oczy. Wyobraził sobie, że leży na Bett McCall. Że się kochają. Wyobraził sobie, że później wbija jej igłę w szyję. Rzecz jasna będzie się bronić, ale jest tak drobna, że bez trudu da jej radę – jej córka była większa, silniejsza, a uporał się z nią bez problemów.

I co potem?

Samobójstwo – nie. Nie po śmierci Carsona. Zbyt podejrzane.

Może wypadek.

Obrócił się na krześle w zamyśleniu. Nie, nie – wcale tego nie chcę. Wypadek samochodowy, upadek – to mógł łatwo zaaranżować. Ale tak naprawdę Matthews chciałby ją związać nagą, wsunąć jej nóż do ust i wyciągnąć język, później by krzyknęła, a dusza uleciałaby z konającego ciała.

Chwycił podpórki krzesła spoconymi dłońmi. Dlaczego nie? – pomyślał. Jutro wyjedzie na zachód. Opuści na zawsze ten rejon. Nie będzie już musiał dbać o pozory. Nareszcie nie będzie musiał martwić się o wyjaśnienia i zacierać śladów. Bett McCall może po prostu zniknąć.

Ale to nie będzie łatwe do zorganizowania. Pomimo tego, co Megan powiedziała mu podczas sesji, Tate i Bett sprawiali wrażenie nierozłącznych – w każdym razie podczas poszukiwań córki. Czy to nie za trudne? Nie odważyłby się narazić swoich planów związanych z Megan. Może będzie musiał odpuścić sobie Bett…

Poczytał przez dziesięć minut Biblię, studiując lirykę Psalmów. Zadzwonił telefon.

– Słucham?

– Doktor Peters? – W głosie kobiety pobrzmiewało wahanie.

– Tak. – Aż się wyprostował ze zdziwienia.

– Tu… tu Bett McCall. Matka… – powiedziała.

– Poznałem panią po głosie. – Matthews zamknął Biblię. Twarz mu płonęła niespodziewanym ogniem niecierpliwości. – Ma pani jakieś wiadomości od niej? – zapytał.

– Nie. Ale zastanawiałam się…

– Tak?

– Czy mogłabym wpaść do pana? Wiem, że już późno, ale zupełnie wariuję i nie wiem, co… – Głos jej się załamał. – Przepraszam. Po prostu bardzo się tym wszystkim martwię.

– Nie ma za co przepraszać. – Matthews usiłował stłumić nagłą erekcję. Denerwowała go. – Chętnie się z panią spotkam. – Urwał. – Tylko z panią?

– Mam nadzieję, że pana nie urażę, ale mój mąż jest nieco sceptycznie nastawiony do terapii. Chciałabym przyjść sama. – Chwila milczenia. – Zamierzałam mu o tym nie mówić. O ile uważa pan, że tak wypada.

– Nie ma żadnego problemu. Mam teraz wolną chwilę. Proszę wpaść.

– Czy potrzebuję polisy ubezpieczeniowej albo czegoś takiego?

– Zajmiemy się tym później – odpowiedział uspokajająco.

Żaluzje opuszczone, książki i czasopisma ponownie wypakowane i ustawione na miejscu, żeby niczego nie podejrzewała.

Matthews uśmiechnął się i wstał, przyglądając się dokładnie kobiecie. Miała na sobie obcisłe czarne dżinsy i czarny podkoszulek, ekstrawaganckie kolczyki się kołysały: sierpy księżyca i meteory. Wyczuł delikatny zapach perfum.