W jej ciemnych oczach malowało się dokładnie tyle niepewności, ile się spodziewał.
Oczy. Zawsze oczy.
– Proszę bardzo. Proszę siadać. – Zerknął w stronę kozetki, ale ona wybrała krzesło. – Cieszę się, że mnie pani złapała. Właśnie pakowałem się na weekend.
Strzykawka była już napełniona, czekała pod kserokopią artykułu z „Journal of the American Association of Psychopathology”.
Zaplanował dokładnie wszystkie działania. Zrobi jej zastrzyk, zawiezie ją w odludne miejsce w parku Bull Run, który jest po drodze do Katedry wśród Sosen. Tam rozbierze ją, zwiąże, otworzy jej usta i zabierze trofeum – prezent dla jej córki.
A miejscem spoczynku Bett będzie płytki grób.
Nóż myśliwski parzył go w udo. Uśmiechnął się ponownie.
– Jak się pani czuje?
– Bywało lepiej.
Potrząsnął głową.
– Gdy państwo tu byli, wyczułem, że pani cierpi najbardziej.
– Tate… – szukała słów.
– Mam wrażenie, że się nie przejmuje.
– Nie, to nie tak. Po prostu on nigdy nie był silnie związany z Megan.
– Istnieje związek rodzicielski.
– Ale miał pan rację co do jego odejścia z biura prokuratora. Chodziło o coś więcej, niż powiedział.
Matthews uniósł brew.
– Skazał niewinnego chłopaka, który popełnił samobójstwo.
– To smutne. – Matthews się skrzywił. – Czy jego ponowne pojawienie się w pani życiu jest źródłem problemów?
– Tak, trochę. Czuję zamieszanie.
– A więc nie przyszła pani tylko z powodu córki, tak?
Zawahała się. Po czym skinęła głową.
– Chyba tak.
– Muszę pani coś wyznać – powiedział Matthews. – Przyciągnęła pani moją uwagę, gdy tylko pani weszła wczoraj do gabinetu.
Spojrzała mu prosto w oczy. Ostrożnie, ale bez przykrości. Matthews widział to.
Roześmiał się.
– To nie grzecznościowa formułka. Moja reakcja na panią jest ważna, ponieważ po części dyktuje mi, jak postępować.
– Co jeszcze panu mówi?
– To się zobaczy.
– Pan mnie nie zna.
– Nie znam? Myślę, że znam. Wiem, że jest pani namiętna, że robi pani wszystko, co w pani mocy, żeby odnaleźć córkę, która panią odrzuciła, wiem, że mąż bardzo panią zranił, wiem, że potrzebuje pani miłości.
– Mówi pan jak wróżka. Spotkasz tajemniczego bruneta. Wyjedziesz w podróż. A co z moją reakcją?
– Na co?
Bett zawahała się.
– Na cokolwiek.
Co znaczyło: Na ciebie.
– To właśnie musimy zrozumieć, prawda? – Matthews odchylił się na krześle i spojrzał w dół, żeby upewnić się, że Bett nie może zobaczyć strzykawki. – Twierdzi pani, że córka jest zagniewana. Cóż, muszę przyznać, że jest. Ale powiedziałbym, że w pani też jest gniew. Na męża. – Podniósł rękę. – Czuje pani gniew w tym najbardziej kłopotliwym miejscu, w podświadomości. Musi pani coś z tym zrobić. Pani to wie, ale równocześnie się boi.
Zacisnęła usta, w oczy wkradł się chłód. Ale Matthews spodziewał się takiej reakcji. Chwilę później odezwała się zamyślona:
– Może to prawda. Nie wiem. Niewykluczone.
– Pani mąż wyciągnął coś na powierzchnię. Pani nie wierzyła w siebie jako kobietę, gdy byliście małżeństwem. Czy tak?
Boisz się odpowiedzieć, Bett McCall, ale twoje oczy mówią za ciebie.
– Ale nauczyła się pani niezależności – ciągnął. – Nauczyła się pani być kobietą, gdy zerwaliście. – Mówił łagodnie. Wstał i usiadł na kozetce koło niej.
Odrzuciła włosy – bardziej nerwowo niż uwodzicielsko. Ale troszkę uwodzicielsko.
Najpierw przeleci ją na kozetce. Przed zastrzykiem. A może później. To bez znaczenia.
– Nie powinnam była tu przychodzić.
Ilu ludzi mówi mi nie, mimo że jest to ostatnia rzecz, jaką chcą powiedzieć?
– Ależ powinna pani. Serce nas prowadzi. Jest mądrzejsze od wszystkiego innego: umysłu, duszy, zwierzęcego instynktu. Nasze serce.
Dziewczęcym ruchem owinęła sobie kosmyk włosów wokół palca.
Dotknął lekko jej kolana. Wyglądała na zaskoczoną, ale nie cofnęła się ani nie drgnęła.
– Myśli pan, że to serce mnie tu przywiodło?
Potaknął.
– Tak myślę.
– Dlaczego?
– Ponieważ w pani życiu czegoś brakuje. Nawet pani tego nie wiedziała, dopiero spotkanie z mężem to pani uświadomiło. Czy mogę panią pocałować?
– Nie – szepnęła.
Pocałował. Ich usta się rozwarły. Oddała pocałunek. Mocno.
– Ja… Nie, ja mam narzeczonego.
– I byłego męża – dodał Matthews. Jego ręka osunęła się na jej pierś. Wzdrygnęła się, ale nie z niechęci. – Ale przede wszystkim jest pani sobą.
– Tylko o tym nie wiem.
Pogładził dłonią jej sutek.
Krzyknęła na dźwięk elektronicznego dzwonka w torebce.
– Och…
– Pager cnoty – szepnął.
Roześmiali się oboje.
Wciągnęła głęboko powietrze, przeczesała ręką włosy, odsunęła się.
– Przepraszam. Mogę zadzwonić? To może być Megan.
– Oczywiście.
Odczytała numer z ciekłokrystalicznego ekraniku pagera i wykręciła.
Matthews usiadł na krześle, zerknął na kserokopię i zacisnął palce na strzykawce.
Wybierając numer, Bett McCall zerknęła w oczy Petersa, po czym odwróciła wzrok. Wiedziała, kto dzwoni. Tate Collier zakończył właśnie przeszukiwanie mieszkania doktora.
Tate opowiedział jej o dziwnym związku między Anne Devoe i Petersem, postanowili więc, że ona zatrzyma doktora w gabinecie, podczas gdy on przetrząśnie mieszkanie w poszukiwaniu akt pacjentów. Z początku czuła opór wobec takiego oszustwa, ale wyrzuty sumienia znikły.
Ten dupek lubieżnie mnie dotyka³.
I beznadziejnie całował.
Dwie rzeczy, które postanowiła ukryć przed swoim byłym.
Tate odebrał słuchawkę automatu.
– Bett?
– Tak, ja…
– Posłuchaj bardzo uważnie – powiedział głosem cichym i naglącym. – Nie jedź do niego.
Spuściła wzrok.
– Jak poważnie mam to traktować?
– Chyba nie jesteś tam, prawda? W gabinecie?
Zerknęła na doktora i skrzywiła się.
– Mój partner w interesach. Mamy na oku niezłą okazję. – Przysłoniła słuchawkę dłonią tylko częściowo, żeby Tate usłyszał. A do telefonu powiedziała lekko: – Nie moglibyśmy odłożyć tego do jutra?
– Uciekaj stamtąd. Natychmiast!
– Mam właśnie bardzo ważne spotkanie. – Nigdy jeszcze nie słyszała w jego głosie takiego ponaglenia. Czuła, że ręce się jej pocą.
– Posłuchaj – powiedział. – Znalazłem co nieco w tym mieszkaniu. Pamiętasz ten proces sprzed kilku lat? Ten, o którym ci opowiadałem, z tym chłopakiem, który powiesił się w więzieniu?
– Tak, chyba sobie przypominam. – Uśmiechnęła się i szepnęła na boku: – Tylko minutkę.
– Oskarżony nazywał się Peter Matthews.
– Tak? – spytała niewinnie. Czuła, że rumieni się z przerażenia.
– James Peters nie istnieje. Znalazłem paszport. To jest Aaron Matthews, ojciec tego chłopaka. Jestem pewny, że porwał Megan, żeby wyrównać ze mną rachunki.
Bett poczuła pustkę w głowie, chwyciła mocno słuchawkę. Matthews przyglądał się jej teraz z pewnym niepokojem.
– Tak, rozumiem – zmusiła się do odpowiedzi. – To trochę dziwne, zważywszy na okoliczności. Masz jakiś pomysł?
– Uciekaj natychmiast – odpowiedział Tate. – Wyjdź.
– Skoro to tak ważne… – Jej głos mógłby służyć za wzorzec zatroskanej bizneswoman. – Muszę przyznać, że to mi bardzo komplikuje sprawy.
– Powiedz mu, że musisz… – zaczął Tate. Rozległ się cichy trzask i nagle głos jej byłego męża, zniekształcony przez statykę, wypełnił cały pokój -…wyjść do toalety i uciekaj gdzie pieprz rośnie!