Dyelin dała kilka wdzięcznych kroków i zajęła miejsce obok fotela Elayne, jakby chciała osłonić ją przed Asha’manami. Jakiekolwiek uczucia targały Głową Taravin, jej twarz pozostawała zdecydowana, bez śladu niepokoju. Pozostałe kobiety również nie marnowały czasu, każda najlepiej jak potrafiła, przygotowywała się do nadchodzącej konfrontacji. Zaida stała całkowicie bez ruchu przy kalejdoskopie, ze wszystkich sił starając się sprawiać wrażenie nieznaczącej i nieszkodliwej, dłonie jednak skryła za plecami, a nad przepasującą ją szarfą nie było widać rękojeści sztyletu. Birgitte oparła się o jedną ręką o framugę kominka, z pozoru całkowicie rozluźniona, pochwa noża jednak była pusta, a ze sposobu w jaki druga ręka swobodnie zwisała, można było łatwo wnosić, że gotowa jest do rzutu spod ręki. W więzi odczuwało się... koncentrację. Jakby strzała była już nasadzona, cięciwa naciągnięta i gotowa do zwolnienia.
Elayne opanowała ochotę sprawdzenia, co robi Dyelin oraz trzej mężczyźni.
— Najpierw zwlekasz z posłuchaniem mego wezwania, panie Taim, a teraz to niespodziane wtargnięcie. — Światłości, czy naprawdę dzierżył saidina? Istniały metody pozwalające przeszkadzać przenoszącemu mężczyźnie, a niekoniecznie zaraz równoznaczne z odcięciem go tarczą od źródła, były jednak to techniki trudne, ryzykowne, a ona znała je tylko w teoretycznym zarysie.
Rzeczywiście stanął przed nią, w odległości kilku kroków, ale w niczym nie przypominał petenta. Mazrim Taim doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim jest i ile jest wart, ale najwyraźniej co do tej drugiej kwestii miał zdanie dramatycznie wygórowane. Migocząca w oknie błyskawica naznaczyła jego twarz przedziwnym rysunkiem splątanych cieni. Wielu mogłoby zadrżeć w jego obecności, nawet gdyby nie miał na sobie tego niesamowitego kaftana, a jego imienia nie otaczała tak powszechna niesława. Ale nie ona. Nic jej to nie obchodzi!
Taim w namyśle poskrobał się po brodzie.
— Jak mi doniesiono, kazałaś w całym Caemlyn opuścić sztandary Smoka, pani Elayne. — W jego niskim głosie naprawdę znać było rozbawienie, nawet jeśli oczy nic zeń nie zdradzały! Wobec takiego lekceważenia okazanego Elayne, Dyelin aż syknęła ze złością, nie zwrócił jednak na nią najmniejszej uwagi. — Poza tym, słyszałem, że Saldaeanie wycofali się do obozu Legionu Smoka, a wkrótce także wszyscy Aielowie mają się znaleźć w obozach poza miastem. Ciekawe, jak on zareaguje, kiedy się o tym dowie? — Nie było żadnej wątpliwości, kogo ma na myśli. — I to zaraz po tym, jak przysłał ci dar. Z południa. Który każę ci dostarczyć w późniejszym czasie.
— W swoim czasie mam zamiar ogłosić sojusz Andoru ze Smokiem Odrodzonym — poinformowała go chłodno — jednak pamiętać należy, że Andor nie jest podbitą prowincją i ani on, ani nikt inny nie ma w nim praw okupanta. — Cały wysiłek woli wkładała w to, aby jej ręce spoczywały spokojnie na poręczach fotela. Światłości, przekonanie Aielów i Saldaean do wycofania się z miasta stanowiło jak dotąd jej największe osiągnięcie, a mimo iż zaowocowało natychmiastowym wzrostem przestępczości, było przecież konieczne! — W każdym razie, panie Taim, to nie twoje prawo ingerować w me poczynania. Jeśli Randowi się to nie spodoba, sama z nim wszystko załatwię! — Taim uniósł brew, a ten osobliwy uśmiech na jego ustach stał się szerszy.
“Żebym sczezła” — pomyślała zła na siebie. — “Nie powinnam mówić o Randzie z imienia!”. Tamten najwyraźniej uznał, że dokładnie wie, w jaki sposób ona poradzi sobie z gniewem Smoka Odrodzonego! Najgorszy z tego wszystkiego był fakt, że gdyby potrafiła zwabić Randa do łóżka, zrobiłaby to. Nie dla tej sprawy, nie dla załatwiania niczego, ale dlatego, że po prostu chciała. Cóż też mógł jej przysłać z południa?
Kiedy zdecydowała się kontynuować, w jej głos wkradły się tymczasem gniewne tony. Gniew wywołany sposobem, w jaki Taim do niej przemawiał, faktem, że Rand od tak dawna się nie pokazywał. Gniew na siebie samą, że czerwieniła się i roiła o podarunkach. Podarunki!
— Obwarowaliście sobie czteromilowy fragment Andoru. — Światłości, to przecież ponad połowa rozmiarów Wewnętrznego Miasta! Jak wielu tych ludzi może tam przebywać? Na samą myśl poczuła dreszcze. — Za czyim pozwoleniem, panie Taim? I proszę mi nie mówić, że Smoka Odrodzonego. On nie ma prawa udzielać zezwoleń na żadną działalność w obrębie Andoru. — Obok niej Dyelin poruszyła się niespokojnie. Nie miał wprawdzie prawa, niemniej, jeśli dysponuje się dostateczną siłą, można sobie dowolnie poczynać. Elayne nie spuszczała wzroku z Taima. — Odmówiłeś Gwardii Królowej dostępu na teren swojej... posiadłości. — Przed jej powrotem rzecz jasna ani razu nie próbowali. — Prawo Andoru obowiązuje na terenie całego królestwa, panie Taim. Sprawiedliwość jest taka sama dla lorda, wieśniaka... czy Asha’mana. Równocześnie nie twierdzę wcale, że jestem w stanie siłą wedrzeć się do środka. — Znowu się uśmiechnął, przynajmniej prawie. — Prawdopodobnie skończyłoby się to tylko moim upokorzeniem. Póki jednak Gwardia Królowej nie uzyska pozwolenia wstępu, ze swej strony obiecuję ci, że nawet jeden ziemniak nie przekroczy bram. Wiem, że potraficie Podróżować. A więc niech twoi Asha’mani spędzają całe dnie na Podróżowaniu, próbując gdzie indziej kupić żywność. — Ten ledwie widoczny uśmiech przeszedł w grymas, Taim przestąpił z nogi na nogę.
Jednak irytacja trwała nie dłużej niż moment.
— Żywność to problem właściwie nieistotny — oznajmił ze swobodą, rozkładając ręce. — Jak sama zauważyłaś, moi ludzie potrafią Podróżować. Dokądkolwiek im rozkażę. Wątpię poza tym, byś potrafiła mnie powstrzymać przed nabyciem, czego zechcę nawet w odległości dziesięciu mil od Caemlyn, jednak gdyby nawet tak było, żaden dla mnie kłopot. Mimo to jednak gotów jestem zgodzić się na każdą wizytę, gdy tylko tego zażądasz. Oczywiście, nie mogą to być odwiedziny niekontrolowane, za każdym razem odbywać się będą pod pieczą eskorty. W Czarnej Wieży szkolenie jest niełatwe. Każdego dnia ludzie umierają. Nie chcę żadnych dalszych wypadków.
W irytująco precyzyjny sposób zdawał sobie sprawę, jak daleko od Caemlyn sięga jej władza. Ale to było jedynie irytujące. Natomiast słowa o Podróżowaniu dokądkolwiek rozkaże tudzież uwaga o “wypadkach” mogły stanowić zawoalowane groźby. Niemożliwe. Jednak natychmiast poczuła wzbierającą w niej furię, gdy uświadomiła sobie, że pewność, iż nie może jej grozić, wynika z protekcji Randa. Nie będzie się chowała za plecami żadnego Randa al’Thora. Kontrolowane odwiedziny? Najpierw musi poprosić? Miała ochotę na miejscu spalić tego człowieka na popiół!
Nagle uświadomiła sobie, że przez więź płynie do niej gniew Birgitte, gniew stanowiący odbicie jej furii, która następnie łączyła się z wściekłością Birgitte, płynęła z powrotem, by wzmocniona odbić się od niej, trafić znowu do Birgitte, i tak karmiła się sobą, stając coraz bardziej rozdrażniona. Dłoń Birgitte drżała, jakby w każdej chwili mógł wyprysnąć z niej nóż. A ona sama? Przepełniała ją furia! Jeszcze jedna kropla, a straci kontrolę nad saidarem. Albo smagnie Mocą.
Z wysiłkiem zdławiła gniew w swej duszy, póki jej powierzchnia przynajmniej nie dawała złudzenia spokoju. Kiepskiego, niepewnego złudzenia. Przełknęła ślinę i cedziła słowa:
— Gwardziści będą wizytować cię każdego dnia, panie Taim. — W jaki sposób miałoby to być możliwe przy tej pogodzie, nie miała pojęcia. — Być może pojawię się i ja, w towarzystwie paru sióstr. — Jeśli wizja obecności Aes Sedai w Czarnej Wieży nawet zaniepokoiła Taima, nie dał nic po sobie poznać. Na Światłość, próbowała tylko egzekwować prawowitą władzę Andoru, a nie drażnić tego człowieka. Pośpiesznie odprawiła ćwiczenia, których nauczono ją jako nowicjuszkę... rzeka ujęta w brzegi... droga wewnętrznego spokoju. Trochę pomogło. Teraz jej gniew ograniczał się co najwyżej do pragnienia ciśnięcia w tamtego wszystkimi pucharkami z winem. — Zgadzam się na twój wymóg eskorty, z drugiej strony jednak nie masz prawa przede mną niczego ukrywać. Nie pozwolę, by za zasłoną twoich sekretów ukrywali się zbrodniarze. Rozumiemy się?