Выбрать главу

— Być może nie jesteśmy tak zupełnie same — niechętnie powiedziała Pevara. — Seaine, powiedz im o twoich malutkich knowaniach z Zerah i jej przyjaciółkami.

— Knowaniach? — zapytała Saerin. — Kim jest Zerah? Seaine? Seaine!

Seaine wzdrygnęła się.

— Co? Ach. Pevara i ja odkryłyśmy małe gniazdo buntowniczek, tu, w Wieży — zaczęła, nabierając oddechu. — Dziesięć sióstr wysłanych, by siać niezgodę. — Saerin już zadba o jej bezpieczeństwo, nieprawdaż? I nawet nie trzeba jej będzie szczególnie prosić. Sama była Zasiadającą Komnaty, była Aes Sedai od niemalże stu i pięćdziesięciu lat. Jakie prawo miała Saerin albo którakolwiek inna, żeby...? — Pevara i ja zaczęłyśmy się już zajmować tą sprawą. Udało nam się już wyłowić jedną z nich, Zerah Dacan, która złożyła tę samą dodatkową przysięgę co Talene, kazałyśmy jej też niepostrzeżenie po południu sprowadzić Bernaile Gelbarn do moich apartamentów. — Światłości, każda siostra poza tym pomieszczeniem może być Czarną. Każda.— Potem wykorzystamy te dwie, każąc im sprowadzić następną, póki wszystkie nie złożą przysięgi posłuszeństwa. Oczywiście, zadamy im to same pytanie, które zadałyśmy Zerah, to samo, które usłyszała Talene. — Czarne Ajah mogły już znać jej imię, mogły już wiedzieć, że została wysłana na ich poszukiwanie. W jaki sposób Saerin miała zadbać o jej bezpieczeństwo? — Te, które udzielą nieprawidłowej odpowiedzi, zostaną poddane przesłuchaniu, a te, które udzielą odpowiedzi właściwej, mogą częściowo spłacić swój dług, pokutując za zdradę i ścigając Czarne pod naszym kierownictwem. — Światłości, jak?

Kiedy już skończyła, pozostałe wdały się w długą dyskusję na ten temat, z czego wynikało zapewne tylko tyle, że Saerin nie bardzo wiedziała, jaką ma podjąć decyzję. Yukiri upierała się, by Zerah i jej towarzyszki natychmiast postawić przed obliczem prawa — jakby można było to zrobić, nie ujawniając równocześnie tego, co osiągnęły z Talene. Pevara była za wykorzystaniem buntowniczek, chociaż bez wielkiego przekonania — w końcu niezgoda, jaką tamte siały, sprowadzała się do obrzydliwych plotek na temat Czerwonych Ajah i fałszywych Smoków. Doesine posuwała się prawie do tego, by zaproponować porwanie każdej siostry w Wieży, zmuszenie jej do złożenia dodatkowej przysięgi, jednak pozostałe litościwie nie zwracały na nią uwagi.

Seaine nie brała udziału w dyskusji. Jednak sposób, w jaki zareagowała na przerażającą sytuację, był jej zdaniem jedynie właściwy. Potruchtała do najbliższego kąta pomieszczenia, gdzie głośno zwymiotowała.

Elayne ze wszystkich sił starała się nie zgrzytać zębami. Na zewnątrz kolejna zamieć waliła się na Caemlyn, zasnuwając mrokiem południowe niebo, aż trzeba było zapalić wszystkie lampy pod wykładanymi boazerią ścianami salonu. W podmuchach wiatru grzechotały szyby wysokich, sklepionych łukami okien. Ognie błyskawic lśniły w czystym szkle, a głuchy łomot grzmotu przetaczał się nad głowami. Burza śnieżna, najgorsza pogoda, jaką może przynieść zima, najbardziej gwałtowna. Ściśle rzecz biorąc, w pomieszczeniu nie było zimno, ale... choć przysunęła rozpostarte dłonie do bierwion trzaskających na szerokim marmurowym kominku, wciąż jednak czuła mroźne tchnienie przenikające przez dywany pokrywające płyty posadzki — nie pomagały nawet najgrubsze jedwabne pantofle. Szeroki kołnierz z czarnego lisa i takież mankiety przy jej czerwono-białym stroju były śliczne, jednak podejrzewała, że nie dają więcej ciepła niż perły zdobiące rękawy. Nawet w sytuacji gdy zimno nie przenikało w głąb ciała, trudno było o nim zapomnieć.

Gdzie też podziewała się Nynaeve? Albo Vandene? Jej myśli kłębiły się jak burza za oknami.

“Powinny już tu być! Światłości! Ja tu za wszelką cenę próbuję obejść się bez snu, a one dobrze się bawią!”.

Nie, to było naprawdę nie w porządku. Ledwie kilka dni temu ogłosiła oficjalnie swe roszczenia wobec Tronu Lwa, toteż uważała, że wszystko inne powinno chwilowo zejść na dalszy plan. Nynaeve i Vandene miały jednak najwyraźniej inne zdanie na ten temat, inne zobowiązania, jak same by to zapewne ujęły. Nynaeve aż po szyję siedziała w knowaniach z Reanne i Kółkiem Dziewiarskim, dotyczących tego, jak wydostać kobiety Rodziny z terenów zajętych przez Seanchan, zanim tamci odkryją je i założą im obroże. Rodzina świetnie dawała sobie radę z unikaniem cudzego wzroku, jednak Seanchanie przecież nie zlekceważą ich jako zwykłych dzikusek, co zazwyczaj czyniły Aes Sedai. Vandene z pewnością wciąż była wstrząśnięta śmiercią siostry, ledwie jadła i prawie nie sposób było oczekiwać po niej skutecznej rady. Z tym niejedzeniem była to prawda, nadto jednak całkowicie pochłaniały ją poszukiwania zabójcy. Rzekomo błąkając się po korytarzach w nieutulonej żałobie, w istocie potajemnie poszukiwała Sprzymierzeńca Ciemności. Trzy dni wcześniej na samą myśl o tym Elayne by zadrżała, teraz było to tylko jedno z niebezpieczeństw pośród wielu. Grożące w bardziej bezpośredni sposób niż wiele innych, prawda, ale nie odnosiło się to do wszystkich.

Tamte realizowały ważną misję, na którą zgodę wyraziła i której sprzyjała Egwene, ona jednak wciąż pragnęła, by się pospieszyły, jakkolwiek to egoistycznie nie wyglądało. Vandene miała za sobą bogactwo dobrej rady, przewagę długoletniego doświadczenia i nauk, Nynaeve zaś okres potyczek rady z Kołem Kobiet pozostawił bystre oko dla praktycznych spraw codziennej polityki, niezależnie jak bardzo sama temu przeczyła.

“Niech sczeznę, stoją przede setki problemów, niektóre tutaj od razu w Pałacu, i naprawdę ich potrzebuję!”.

Gdyby wszystko mogło się dziać po jej myśli, Nynaeve al’Meara byłaby doradczynią z ramienia Aes Sedai przy boku następnej królowej Andora. Potrzebowała wszelkiej pomocy, jaką tylko mogła zdobyć— od każdego, komu tylko mogła zaufać.

Potarła twarz dłońmi, a potem odwróciła się od buzującego kominka. Przed nim łukiem stało trzynaście wysokich foteli, rzeźbionych prosto, ale zręczną dłonią. Paradoksalnie, zaszczytne miejsce przeznaczone dla królowej na czas audiencji znajdowało się najdalej od ciepła buchającego z kominka. Tak to już było. Natychmiast poczuła na plecach żar ognia, z przodu natomiast liznął ją chłodny powiew. Na zewnątrz sypał śnieg, łomotały grzmoty i jarzyły się błyskawice. Miała wrażenie, jakby w jej głowie toczyły się podobne zmagania. Spokój. Władczyni tyleż potrzebuje spokoju, co każda Aes Sedai.

— To muszą być najemnicy — powiedziała, nie do końca umiejąc stłumić nutę żalu w głosie. Zbrojni z posiadłości zaczną przybywać nie później jak za miesiąc... kiedy już dowiedzą się, że ocalała... ale może zejść do wiosny, zanim pojawią się w znaczącej liczbie, natomiast ludzie, których werbowała Birgitte, będą wymagać przynajmniej jeszcze dodatkowego pół roku, zanim nauczą się równocześnie dosiadać konia i robić mieczem. — Oraz Myśliwi Polujący na Róg, jeśli któryś zechce zaciągnąć się i złożyć przysięgę. — Wielu spośród jednych i drugich pogoda uwięziła w Caemlyn. Zbyt wielu, powiadali niektórzy, mając na myśli hulanki, bójki, zaczepiane kobiety, które nie chciały mieć z tamtymi nic do czynienia. Przynajmniej w ten sposób będzie z nich jakiś pożytek, a kłopoty rozwieją się jak dym. Żałowała, że jeszcze nie do końca pewna była słuszności tego rozwiązania. — Wyjdzie to drogo, jednak skarb jakoś będzie musiał pokryć dodatkowe wydatki. — Minie jeszcze trochę czasu, zanim w szkatule pokaże się dno. Wkrótce zresztą powinny zacząć napływać dochody z jej posiadłości.