Выбрать главу

I potruchtałem sobie ścieżką, jakieś czterysta metrów. Tak jak się spodziewałem, z budki strażnika nie dochodziły znaki życia, więc podbiegłem do wielkiej przystani. Przy ostatnim pomoście stała gromadka łodzi nieco mniejszych od wielkich sportowych zabawek, które rybacy i milionerzy przycumowali bliżej drogi. Skromny, sześciometrowy „Osprey” MacGregora stał przy samym końcu.

Przystań była pusta, wszedłem beztrosko przez furtkę w płocie z łańcuchów, obok tabliczki głoszącej, że: WSTĘP NA POMOSTY TYLKO DLA WŁAŚCICIELI ŁODZI. Próbowałem poczuć się winny, że gwałcę tak istotny przepis, ale było to uczucie dla mnie niedostępne. Niższa część tabliczki głosiła: ZAKAZ ŁOWIENIA RYB z POMOSTÓW i w OBRĘBIE PRZYSTANI, toteż obiecałem sobie, że za wszelką cenę będę unikał łowienia ryb, co sprawiło, że poczułem się lepiej, mimo że złamałem pierwszą zasadę.

„Osprey” miał pięć, może sześć lat i nosił na sobie tylko niewielkie ślady zniszczenia od florydzkiej pogody. Pokład i relingi były wyglansowane do czysta, wchodząc więc na łódź, uważałem, żeby nie zostawić zadrapań. Z jakichś powodów zamki na łódkach nie są zbyt skomplikowane. Może żeglarze są bardziej uczciwi niż szczury lądowe. Otwarcie zamka i wślizgnięcie się do środka zajęło mi zatem tylko kilka sekund. W kabinie nie było tego stęchłego zapachu spieczonej pleśni, którego w promieniach subtropikalnego słońca nabiera wiele łodzi, kiedy są zamknięte nawet przez kilka godzin. W powietrzu unosił się natomiast lekki, cierpki zapaszek Pine-Sol[1], jakby ktoś wyskrobał tu wszystko tak dokładnie, że żadne zarazki ani wonie nie miały szans na przetrwanie.

Były tam stolik, kuchnia, a na półce z balustradką jeden z tych odbiorników telewizyjno — radiowych ze stosem filmów obok: Spiderman, Mój brat niedźwiedź i Gdzie jest Nemo. Zastanawiałem się, ilu chłopców MacGregor wysłał za burtę, żeby poszukali Nemo. Miałem ogromną nadzieję, że wkrótce Nemo znajdzie jego. Wszedłem do kuchni i zacząłem otwierać szuflady. W jednej znalazłem pełno słodyczy, w następnej stos plastikowych żołnierzyków. Trzecią wypełniały po brzegi rolki taśmy izolacyjnej.

Taśma izolacyjna to wspaniała rzecz, wiem doskonale, że może być wykorzystana na wiele niezwykłych i pożytecznych sposobów. Pomyślałem jednak, że dziesięć rolek wepchniętych do szuflady na łodzi to trochę za dużo. Chyba że, oczywiście, używa się jej do jakichś szczególnych celów, które wymagają zastosowania jej w dużych ilościach. Może projekt naukowy wymagający sporej liczby małych chłopców? To, rzecz jasna, tylko przeczucie wynikające z doświadczenia, w jaki sposób ja ją wykorzystywałem — nie do krępowania chłopców, oczywiście, ale prawych obywateli, takich jak na przykład… MacGregor. Jego wina zaczynała być bardzo prawdopodobna, a Mroczny Pasażer mlaskał suchym, jaszczurczym językiem z niecierpliwości.

Zszedłem po stopniach do małego, wysuniętego pomieszczenia, które sprzedawca prawdopodobnie nazywał prywatną kabiną. Łóżko nie było zbyt eleganckie, zaledwie cienka podkładka z gumowej pianki na podwyższonej półce. Dotknąłem materaca, zatrzeszczał pod materiałem; gumowa obudowa. Odwinąłem materac na bok. Do półki były przyśrubowane cztery kółka, po jednym w każdym rogu. Podniosłem klapę pod materacem.

Można się spodziewać, że na łodzi znajdzie się sporo łańcuchów. Ale towarzyszące im kajdanki nie kojarzyły mi się za bardzo z żeglarstwem. Oczywiście, dałoby się to łatwo wyjaśnić. Możliwe, że MacGregor zakładał je kłótliwym rybom.

Pod łańcuchem i kajdankami leżało pięć kotwic. To doskonały pomysł, jeśli jacht miałby opłynąć świat, ale trochę ich było za dużo jak na weekendową łódkę. Do czego, u licha, mogły służyć? Gdybym ja miał wypływać łodzią na głębokie wody, z małymi ciałkami, których chciałbym się pozbyć bez pozostawiania śladów, co zrobiłbym z tyloma kotwicami? Jeśli ujmie się cały problem w ten sposób, to wyda się oczywiste, że następnym razem, kiedy MacGregor wypłynie w rejs z małym przyjacielem, wróci jedynie z czterema kotwicami pod koją.

Zebrałem wystarczająco wiele szczegółów, żeby złożyć je w interesujący obraz. Martwa natura bez dzieci. Ale nie znalazłem dotąd niczego, co nie mogłoby zostać wytłumaczone jako gigantyczny zbieg okoliczności, a musiałem mieć całkowitą pewność. Musiałem znaleźć całkowicie przekonujący dowód, coś tak jednoznacznego, że usatysfakcjonowałoby Harry’ego Przepisowego.

Znalazłem to w szufladzie po prawej stronie koi.

W grodź łodzi były wbudowane trzy szufladki. Wnętrze tej od spodu wydawało się trochę krótsze niż dwóch pozostałych. Możliwe że tak miało być, że skrócenie wynikało z zagięcia kadłuba. Ale obserwowałem ludzi już od wielu lat i to wzbudziło moją podejrzliwość. Wyciągnąłem szufladę całkowicie na zewnątrz i oczywiście za jej tylną ścianką był tajny schowek. A w tajnym schowku…

Ponieważ właściwie nie jestem prawdziwą istotą ludzką, moje reakcje emocjonalne są ograniczone do tego, co nauczyłem się udawać. Nie odczułem więc wstrząsu, oburzenia, gniewu ani nawet gorzkiej determinacji. Te uczucia trudno jest grać przekonująco, a nie było publiczności, po co się więc trudzić? Poczułem jednak jak powolny, chłodny wiatr z Mrocznego Wozu wieje mi wzdłuż kręgosłupa i rozdmuchuje suche liście na podłodze mojego jaszczurczego mózgu.

W schowku znalazłem stos fotografii, na których byłem w stanie zidentyfikować pięciu nagich chłopców ułożonych w rozmaitych pozach, jakby MacGregor nadal szukał właściwego stylu. Doprawdy, okazał się rozrzutnikiem, jeśli chodzi o taśmę izolacyjną. Na jednym ze zdjęć chłopiec wyglądał, jakby otaczał go srebrnoszary kokon, tylko niektóre części ciała zostały wyeksponowane. To, co MacGregor zostawił na wierzchu, wiele mi o nim powiedziało. Jak podejrzewałem, większość rodziców nie zaakceptowałaby go w roli harcmistrza.

Zdjęcia były dobrej jakości, robione pod różnymi kątami. Wyróżniała się szczególnie jedna seria. Blady, kluchowaty mężczyzna w czarnym kapturze stał obok mocno obwiązanego taśmą chłopca, prawie jakby pozował z trofeum myśliwskim. Z kształtu i koloru ciała domyślałem się z prawie całkowitą pewnością, że to MacGregor, mimo że kaptur zasłaniał mu twarz. A kiedy przeglądałem zdjęcia, przyszły mi do głowy bardzo interesujące myśli. Najpierw pomyślałem: Aha! Co, oczywiście, znaczyło, że nie ma najmniejszych wątpliwości, co robił MacGregor, i że został teraz szczęśliwym zwycięzcą nagrody głównej w Zakładach Pieniężnych Izby Rozrachunkowej Mrocznego Pasażera.

Kolejna myśl była nieco bardziej kłopotliwa: kto robił zdjęcia?

Fotografie wykonano pod zbyt wieloma kątami, żeby dało się je pstryknąć automatycznie. A kiedy przejrzałem je po raz drugi, zauważyłem, w dwóch zdjęciach, robionych z góry, ostry nosek czegoś, co wyglądało jak czerwony kowbojski but.

MacGregor miał wspólnika. To brzmiało jak określenie z kanału telewizji sądowej, ale tak było w istocie i nie znalazłem lepszych słów, żeby to określić. Nie zrobił tego sam. Ktoś z nim był i przynajmniej robił zdjęcia, jeśli nie coś jeszcze.

вернуться

1

Najbardziej znana w Stanach Zjednoczonych marka produktów czystościowych (licząca sobie 75 lat) zawierających olejek sosnowy (przyp. red.)