Выбрать главу

Niełatwo było wrócić do medytacji. Erast Pietrowicz przypomniał sobie, że akurat o piątej po południu miał wziąć udział w wyścigu organizowanym przez Moskiewski Amatorski Klub Cyklistów na rzecz wdów i sierot po wojskowych. Na Maneżu rywalizowali najlepsi moskiewscy sportsmeni oraz drużyny kolarskie Korpusu Grenadierów Radca kolegialny miał sporą szansę na zdobycie, podobnie jak w ubiegłym roku, głównej nagrody.

Niestety, nie pora na wyścigi.

Erast Pietrowicz skupił się i wbił wzrok w bladoliliowy rzucik na tapecie. Za chwilę znowu nadpłynie mgła, irysy zaczną kołysać płatkami i pachnieć, nadejdzie satori.

Coś mu przeszkadzało. Mgłę wciąż rozwiewał jakiś podmuch, dochodzący z lewej strony. Właśnie tam, na biurku, w puderniczce z laki, leżało odcięte ucho. Leżało i nie pozwalało o sobie zapomnieć.

Fandorin od dziecka nie znosił widoku zranionego ciała. Niby pożył już trochę na świecie, napatrzył się wszelkich koszmarów, bywał na wojnie, ale wciąż nie potrafił z zimną krwią patrzeć na to, co ludzie wyprawiają ze swoimi bliźnimi.

Zrozumiał, że nie poczuje już dziś zapachu irysów, i ciężko westchnął. Skoro nie zdołał obudzić intuicji, pozostawało liczyć na zdrowy rozum.

Usiadł za biurkiem, wziął lupę.

Zaczął od papieru pakowego. Papier jak papier, wszystko się w taki zawija. Żaden punkt wyjścia.

Teraz adres. Duże, nierówne litery, opadające końce linijek. Jeśli się dobrze przyjrzeć, widać maleńkie kleksy – ręka zbyt mocno naciskała na pióro. Prawdopodobnie pisał mężczyzna w kwiecie wieku. Może niezrównoważony albo nietrzeźwy. Chociaż nie można wykluczyć kobiety, skłonnej do afektacji i histerii. O czym świadczyłyby pętelki przy „o” i kokieteryjne ogonki nad dużym „F”.

I najważniejsze: na lekcjach kaligrafii w gimnazjum nie uczą takiego pisma. Autor miał domowych nauczycieli (co częściej zdarza się w przypadku kobiet) albo w ogóle brakowało mu regularnego wykształcenia. Nie zrobił jednak ani jednego błędu ortograficznego. Hmm, jest nad czym pomyśleć. W każdym razie to już coś.

Dalej. Aksamitne pudełko. W takich pudełkach sprzedaje się kosztowne spinki albo broszki. Wewnątrz monogram: „A. Kuzniecow, ulica Kamergerska”. Żadna informacja – duży sklep jubilerski, jeden z bardziej znanych w Moskwie. Oczywiście można popytać, ale wiele z tego nie wyniknie: codziennie sprzedają tam kilka tuzinów takich pudełek.

Atłasowa wstążka – nic szczególnego. Gładka, czerwona. Cyganki albo kupieckie córki od święta wplatają takie w warkocze.

Puderniczkę (puder „Clusêre nr 5”) Erast Pietrewicz obejrzał najstaranniej, trzymając ją za sam brzeżek. Posypał białym proszkiem przypominającym talk i na gładkiej lace ukazały się liczne ślady palców. Radca kolegialny delikatnie zdjął je specjalnym cieniutkim papierem. Sąd wprawdzie nie uzna ich za dowód, ale i tak mogą się przydać.

Dopiero teraz Fandorin zajął się nieszczęsnym uchem. Na początek spróbował sobie wyobrazić, że nie ma ono nic wspólnego z człowiekiem. Po prostu ciekawy obiekt, który chciałby mu coś o sobie opowiedzieć.

Obiekt opowiedział Erastowi Pietrowiczowi, co następuje.

Ucho należało do młodej kobiety. Rudej, wnioskując z piegów po obu stronach małżowiny. Płatek przekłuty byle jak: dziurka szeroka i rozciągnięta. Skóra spierzchnięta od wiatru. Najwyraźniej była właścicielka obiektu, po pierwsze, nosiła włosy zaczesane do góry, po drugie, nie należała do osób rozpieszczanych przez los, i po trzecie, sporo przebywała z gołą głową na mrozie. To ostatnie mówiło szczególnie wiele. Jak wiadomo, z gołą głową chodzą po ulicach, nawet w zimne dni, prostytutki. Specyfika zawodu.

Erast Pietrowicz przygryzł wargi (mimo wszystko jakoś nie mógł nabrać dystansu do obiektu), odwrócił ucho peseta i przyjrzał się rozcięciu. Było równe, wykonane bardzo ostrym narzędziem. Ani kropelki zakrzepłej krwi. A zatem w chwili, gdy obiekt odcinano, jego właścicielka była martwa co najmniej od kilku godzin.

Czemu rana lekko poczerniała? Ach, tak, rozmarzła! Trup leżał w chłodni, dlatego krawędzie są tak idealnie równe: ucho odcięto, kiedy ciało było jeszcze zamrożone.

Zwłoki prostytutki umieszczono w chłodni. Po co? Takie panny od razu wiezie się na Bożedomkę i zakopuje. A jeśli już trafiają do chłodni, to albo do kostnicy wydziału medycyny na Trubieckiej jako pomoc naukowa, albo do zakładu medycyny sądowej, też na Bożedomce, gdzie przeprowadza się sekcje.

Teraz najważniejsze: kto i po co przysłał ucho?

Najpierw: po co.

Tak samo postąpił w ubiegłym roku londyński morderca. Przysłał panu George’owi Łuskowi, przewodniczącemu komitetu powołanego w celu schwytania Kuby Rozpruwacza, połówkę nerki należącej do prostytutki Catherine Eddowes, której wypatroszone ciało odnaleziono trzydziestego września.

Zdaniem Erasta Pietrowicza posunięcie to miało dwa motywy. Przede wszystkim, co oczywiste, było wyzwaniem, demonstracją pewności siebie i bezkarności. Szukajcie sobie na zdrowie, i tak mnie nie znajdziecie. Ale charakterystyczne dla tego typu maniaków jest też masochistyczne pragnienie poniesienia kary. Skoro tak świetnie i niezawodnie dbacie o bezpieczeństwo obywateli, skoro prawo jest ojcem, a ja jego marnotrawnym synem – chwytajcie nitkę i znajdźcie mnie. Londyńska policja nie potrafiła dotrzeć do kłębka.

Naturalnie mogło też być inaczej. Potworną paczkę nadal nie morderca, tylko jakiś cyniczny dowcipniś, który obrócił tragedię w okrutny żart. Londyńska policja otrzymała również szyderczy list, napisany jakoby przez przestępcę i podpisany „Kuba Rozpruwacz” – właśnie stąd wzięło się przezwisko. Angielscy detektywi doszli do wniosku, że to mistyfikacja – zapewne dlatego, że musieli jakoś wyjaśnić, czemu nie udało im się znaleźć nadawcy.

Ale po co komplikować zadanie? Nieistotne, czy nadawcą ucha jest morderca. Tak czy inaczej, trzeba go odnaleźć. Całkiem możliwe, że to właśnie Kuba. Moskiewskie posunięcie z uchem różni się od londyńskiego pewnym istotnym szczegółem: o morderstwach w East Endzie wiedziała cała brytyjska stolica, „zażartować” mógł ktokolwiek. O wczorajszym morderstwie wie natomiast tylko wąski krąg zainteresowanych. Ilu ich jest? Niewielu, nawet jeśli doliczyć bliskich przyjaciół i rodziny.

Kto zatem nadał „paśkę”?

Człowiek, który nie chodził do gimnazjum, ale otrzymał wykształcenie wystarczające, żeby bezbłędnie napisać „wielmożny” i „ściśle” – to raz.

Pudełko Kuzniecowa i puderniczka Clusêre świadczą, że ma pieniądze – to dwa.

Wie nie tylko o morderstwach, ale i o roli, jaką w tej sprawie odgrywa Fandorin – to trzy.

Ma dostęp do kostnicy, co jeszcze bardziej zawęża krąg podejrzanych – to cztery.

Zna się na chirurgii – to pięć.

Może wystarczy?

– Masa, dorożkę! Szybko!

* * *

Zacharow wyszedł z prosektorium w skórzanym fartuchu i czarnych rękawiczkach, ociekających jakąś burą mazią. Twarz zapuchnięta, w kąciku ust wygasła fajka.

– Aa, oko i ucho gubernatora – skonstatował flegmatycznie, zamiast się przywitać. – Co, jeszcze kogoś pocięli na talarki?

– Jegorze Willemowiczu, ile ciał p-prostytutek leży w pańskiej chłodni? – zapytał ostro Erast Pietrowicz.

Ekspert wzruszył ramionami.

– Iżycyn kazał tu zwozić wszystkie ulicznice, które ostatecznie odmeldowały się z ulic. Oprócz naszej wspólnej przyjaciółki Andrieiczkinej wczoraj i dzisiaj dostarczyli jeszcze siedem sztuk. A co, ma pan ochotę się rozerwać? – Wyszczerzył kły. – Niektóre śliczne, że palce lizać. Tylko nie w pańskim typie. Pan preferuje wypatroszone, prawda?

Zacharow świetnie wiedział, że irytuje urzędnika, i najwyraźniej bardzo go to bawiło.