Выбрать главу

– Właśnie do pana mam sprawę, synku. – Fandorin po raz pierwszy otworzył usta. – Możemy p-porozmawiać?

Ujął fabrykanta dwoma palcami za nadgarstek i szybkim krokiem skierował się w stronę zamkniętych drzwi sali bankietowej. Najwyraźniej palce radcy kolegialnego emanowały jakąś tajemniczą siłą, bo korpulentny gospodarz skrzywił się z bólu i podreptał za zdecydowanym brunetem o siwych skroniach. Zdezorientowani lokaje zamarli tam, gdzie stali, a miś niezwłocznie usiadł i głupio zakręcił kudłatym łbem.

W drzwiach Fandorin przemówił do gości:

– Nie przeszkadzajcie sobie, p-panowie, bawcie się dalej. A Kuźma Sawwicz odpowie mi na kilka pytań.

Zanim odwrócił się do nich plecami, dostrzegł czujne spojrzenie eksperta Zacharowa.

* * *

Zastawiony stół w sali bankietowej robił duże wrażenie. Radca kolegialny mimochodem rzucił okiem na prosiaka, drzemiącego beztrosko w otoczeniu złocistych krążków ananasa, na przerażającą tuszę jesiotra w galarecie, na wyrafinowane wieże sałatek, na czerwone szczypce homarów i przypomniał sobie, że przez nieudaną medytację został bez obiadu. Mniejsza o to. Konfucjusz powiedział: „Szlachetny mąż syci się, poszcząc”.

W końcu sali migały purpurowe koszule i chusty cygańskiego chóru. Na widok gospodarza, prowadzonego za rękę przez eleganckiego dżentelmena z wąsikiem, śpiewacy zamilkli w pół słowa. Burylin niecierpliwie machnął na nich wolną ręką: nie płaszczyć się, nie mam teraz do was głowy.

Solistka, cała w koralach i wstążkach, źle zrozumiała jego gest i zaśpiewała przejmującym głosem:

Oj da nie-pi-sany,

Oj dana nie-ślub-ny…

Chór głucho, ledwie słyszalnie podchwycił:

Przywiózł go-łą-becz-kę

Do zamku swo-je-go…

Erast Pietrowicz puścił rękę milionera i spojrzał mu prosto w twarz.

– Otrzymałem pańską przesyłkę. Czy powinienem potraktować ją jako p-przyznanie się do winy?

Burylin tarł zbielały nadgarstek. Spoglądał z ciekawością na Fandorina.

– Ma pan trochę siły, panie radco kolegialny. Kto by pomyślał… Jaką znowu przesyłkę? I do jakiej winy?

– No proszę, zna pan nawet moje stanowisko, chociaż Zacharow o nim nie wspominał. To pan odciął ucho, n-nikt inny. Studiował pan medycynę, był pan wczoraj z kolegami u Zacharowa. Dlatego był taki pewny, że kto jak kto, ale pan z całą pewnością tu będzie. To pański charakter pisma?

Pokazał fabrykantowi papier z „paski”. Kuźma Sawwicz rzucił okiem i uśmiechnął się.

– A niby czyj? Widzę, że spodobał się panu mój prezent. Prosiłem, żeby koniecznie dostarczono w porze obiadu. Nie udławił się pan rosołkiem? Pewnie zaraz była narada, hipotezy… Taki już jestem, lubię sobie pożartować. Jak tylko Zacharowowi spirytus rozwiązał wczoraj język, zaraz wymyśliłem hecę. Słyszał pan o londyńskim Kubie Rozpruwaczu? Zrobił taki sam figiel angielskiej policji. A u Jegora akurat leżała zdechła panna na stole, taka ruda. Wziąłem po cichu skalpel, ciachnąłem ucho, zawinąłem w chustkę i do kieszeni. Ślicznie pana kolega opisywał: taki i siaki, każdą sprawę rozpłacze, dojdzie po nitce do kłębka. No i proszę, nie łgał – ciekawy z pana typ. Lubię ciekawych, sam taki jestem. – W wąskich oczach milionera pojawił się łajdacki błysk. – Zróbmy tak. Zapomni pan o moim żarcie, i tak się nie udał, i pojedzie z nami. Pohulamy jak trzeba. Powiem panu w tajemnicy: przygotowałem coś ekstra dla tych łapiduchów, moich starych znajomków. Madame Jolie już czeka. Jutro całą Moskwę brzuchy rozbolą ze śmiechu. Jedziemy! Nie pożałuje pan.

Tu chór przerwał spokojną, cichą pieśń i huknął ile sił w płucach:

Kuzia-Kuzia-Kuzia-Kuzia,

Kuzia-Kuzia-Kuzia-Kuzia,

Kuzia-Kuzia-Kuzia-Kuzia,

Kuzia, pij do dna!

Burylin obejrzał się przez ramię i śpiewacy natychmiast zamilkli.

– Często bywa pan za granicą? – zapytał ni z tego, ni z owego Fandorin.

– Często to bywam w Rosji. – Nagła zmiana tematu wcale nie zdziwiła gospodarza. – A za granicą mieszkam. Szkoda życia na siedzenie tutaj bez potrzeby, mam bystrych zarządców, wszystko robią beze mnie. W dużych interesach, takich jak mój, trzeba tylko jednego: znać się na ludziach. Dobierzesz odpowiednich ludzi, a potem możesz już leżeć do góry brzuchem, pieniądze same się robią.

– D-dawno był pan w Anglii?

– Często bywam w Leeds, w Sheffield. Mam tam fabryki. Zaglądam na londyńską giełdę. Ostatnio w grudniu. Potem pojechałem do Paryża, a na Trzech Króli wróciłem do Moskwy. Czemu pan pyta o Anglię?

Erast Pietrowicz opuścił rzęsy, żeby ukryć błysk w oczach. Strzepnął pyłek z rękawa i dobitnie powiedział:

– Za profanację zwłok panny Sieczkinej nakładam na pana areszt. Na razie administracyjny, ale do rana zdobędziemy nakaz prokuratora. Kaucję pański adwokat wniesie najprędzej jutro po południu. Pojedzie pan ze mną, goście mogą rozejść się do domów. Wizyta w burdelu odwołana. Porządni lekarze nie muszą się nigdzie szlajać. A pan, Burylin, pohula jak trzeba w celi.

* * *

W dowód wdzięczności za wybawioną dziewczynę przyśnił mi się sen.

Śniło mi się, że stoję przed Tronem Bożym.

„Siądź po mojej lewicy – powiedział mi Ojciec Niebieski. – Odpocznij, bo niesiesz ludziom radość i zbawienie, a to ciężka misja. Nic nie rozumieją, moje biedne dzieci. Wszystko widzą na opak: czarne zdaje im się białym, białe czarnym, nieszczęście szczęściem, szczęście nieszczęściem. Kiedy z miłości do Siebie wzywam któregoś z nich w niemowlęctwie, reszta plącze i współczuje mu, zamiast się radować. Kiedy pozwalam któremuś z nich dożyć stu lat, niemocy cielesnej i zmierzchu ducha, na postrach pozostałym, tych nie przeraża jego straszna dola, jeszcze mu zazdroszczą. Po śmiertelnej bitwie radują się ci, których odrzuciłem, nawet jeśli zostali zranieni, i użalają się nad tymi, którzy padli, wezwani przed Moje Oblicze, i w głębi serca gardzą nimi i mają ich za nieudaczników. A przecież to martwi dostąpili szczęścia, bo przyszli już do Mnie; nieszczęśliwi są ci, którzy pozostali. Co mam począć z ludźmi, powiedz mi, dobra duszo? Jak do nich przemówić?”.

Zrobiło mi się żal Boga, który na próżno pragnie miłości swoich nierozumnych dzieci.

Tryumf Pilona

6 kwietnia, Wielki Czwartek

Teraz Anisij przeszedł pod komendę Iżycyna.

Poprzedniego dnia wieczorem, po „analizie”, w trakcie której wyjaśniło się, że podejrzanych jest więcej niż trzeba, szef przespacerował się po gabinecie, postukał nefrytowymi paciorkami i powiedział: „W porządku, Tulipanow Prześpijmy się z tym. Nabiegał się pan dziś za wszystkie czasy, p-pora odpocząć”.

Anisij sądził, że szef zarządzi, co następuje: dyskretną obserwację Stienicza, Nieswieckiej i Burylina (kiedy ten wyjdzie z aresztu), zebranie danych o miejscach ich pobytu w ciągu ostatniego roku i może jeszcze jakiś specjalny eksperyment śledczy.

Ale nie, nieprzewidywalny szef postanowił inaczej. Rano, kiedy Anisij, kurcząc się na deszczu, dotarł na Małą Nikicką, Masa przekazał mu kartkę:

Znikam na jakiś czas. Spróbuję uchwycić, nitkę z drugiej strony. A Pan niech na razie popracuje z Iżycynem. Boję się, żeby przez zbytnią gorliwość nie narobił nam kłopotów. Mało przyjemny typ, ale całkiem sprytny, a nuż się do czegoś dokopie.