Выбрать главу

Ale topię trupa baby i jej niewydarzoną mysz w stawie. Lepiej nie drażnić psów, zresztą nie ma się czym chwalić: to nie była udana dekoracja.

„Paska”

5 kwietnia, Wielka Środa, rano

Wczesnym rankiem Erast Pietrowicz zamknął się w swoim gabinecie, żeby spokojnie pomyśleć, a Tulipanow pojechał z powrotem na Bożedomkę rozkopywać doły z września i października. Sam się zaofiarował. Trzeba przecież ustalić, kiedy rozpoczął krwawą działalność moskiewski Rozpruwacz. Szef nie protestował. W porządku, powiedział, niech pan jedzie, a sam myślami był już gdzieś daleko – dedukował.

Zadanie okazało się nieprzyjemne, znacznie gorsze niż wtorkowe. Ciała pochowane przed nadejściem mrozów mocno się rozłożyły i sam ich widok wytrącał człowieka z równowagi, nie mówiąc już o zapachu. Tym razem i Anisij kilkakrotnie zwymiotował, sytuacja go przerosła.

– Widzisz? – Uśmiechnął się blado do stróża. – I gdzie te odciski?

– Niektórym nie rosną – odpowiedział Pachomienko, współczująco kiwając głową. – Takim ludziom na świecie najciężej. Ale za to Bozia ich kocha, oj, kocha. Naści, paniczu, łyknij mojej naleweczki…

Anisij przysiadł na ławce, wypił nalewki, porozmawiał z cmentarnym filozofem o tym i owym, posłuchał jego bajania, opowiedział o swoim życiu, lżej mu się zrobiło na duszy i znowu – do dołów.

Ale na próżno kopali, nie znaleźli już nic przydatnego dla śledztwa. Zacharow zgryźliwie zauważył:

– Durna głowa nie daje nogom spokoju, i żeby to jeszcze tylko pańskim, Tulipanow. Nie boi się pan, że żandarmi przypadkiem przyłożą panu łopatą przez łeb? A ja napiszę raport, że mucha nie siada: sekretarz gubernialny zginął z własnej winy – potknął się i zawadził głupim łbem o kamień. Grumow poświadczy. Mamy już wyżej uszu tej waszej padliny. Prawda, Grumow?

Gruźlik odsłonił w uśmiechu żółte zęby i potarł brudną rękawicą szyszkowate czoło.

– Jegor Willemowicz żartuje – wyjaśnił.

To było jeszcze do zniesienia, w końcu wiadomo, że z doktora stary cynik i gbur. Gorzej, że na dowcipy zebrało się również wrednemu Iżycynowi.

Superdetektyw przyjechał na cmentarz bladym świtem, widać zwęszył znaleziska Tulipanowa. Najpierw był przerażony, że śledztwo rozwija się bez jego udziału, potem odetchnął i poczuł przypływ humoru.

– Macie jeszcze z Fandorinem jakieś genialne pomysły? – spytał. – Może pogrzebiecie w śmietnikach, póki wszystkiego za was nie załatwię?

I odjechał, podlec, tryumfalnie chichocząc.

* * *

W rezultacie Tulipanow wrócił na Małą Nikicką z nosem spuszczonym na kwintę.

Bez entuzjazmu wkroczył na ganek i nacisnął dzwonek elektryczny.

Otworzył mu Masa. W białym kostiumie gimnastycznym z czarnym pasem, na czole – przepaska z hieroglifem „gorliwość”.

– Witaj, Turi-san. Choś na renschu.

Jakie tam renschu, kiedy ze zmęczenia ledwie trzymasz się na nogach.

– Mam pilny meldunek dla szefa – usiłował wykręcić się Anisij, ale Masa w lot pojął, o co chodzi.

Wskazał palcem odstające uszy Tulipanowa i bezapelacyjnie oświadczył:

– Pirny merdunek znasi oko wybarusione i sierwone usi, a teras oko marenkie i usi carkiem biare. Dawaj praścz, ściągaj śtybrety, wkradaj spodnie i kurtkę. Będziemy biegać i ksiczeć.

Czasami za Anisijem ujmowała się Angelina i tylko ona potrafiła usadzić piekielnego Japończyka, ale jasnooka gospodyni gdzieś przepadła i tyran zmusił nieszczęsnego Anisija, żeby przebrał się w kostium gimnastyczny jeszcze w przedpokoju.

Wyszli na podwórze. Tulipanow, przeskakując z nogi na nogę – ziemia była zimna – pomachał rękami, powrzeszczał „o-osu!”, żeby wzmocnić pranę, a potem zaczęły się tortury. Masa wskoczył mu z tyłu na ramiona i kazał biegać w kółko. Japończyk był nędznego wzrostu, ale krzepki, nabity i ważył, lekko licząc, cztery i pół puda. Tulipanow przedreptał jakoś dwa okrążenia i w końcu zaczął się potykać. A kat syczał mu w ucho:

– Gaman! Gaman!

Jego ukochane słowo. Znaczyło „cierpliwość”.

Gamanu wystarczyło Anisijowi jeszcze na pół okrążenia, potem upadł. A upadł strategicznie – tuż przed wielką błotnistą kałużą, żeby wschodni demon przeleciał przez niego i wziął małą kąpiel. Masa, owszem, przeleciał, ale nie do kałuży – ledwie ręce zamoczył. Sprężyście odbił się palcami, zrobił salto w powietrzu i wylądował na nogach po drugiej stronie bajora.

Zrezygnowany, pokręcił okrągłym łbem i westchnął.

– Starczy, idź się umyć.

Anisij w mgnieniu oka opuścił podwórze.

* * *

Raportu asystenta (umytego i z przyczesanymi włosami) wysłuchał Fandorin w swoim gabinecie, o ścianach obwieszonych japońskimi sztychami, bronią i przyrządami gimnastycznymi. Minęło południe, lecz radca kolegialny wciąż jeszcze paradował w szlafroku. Rezultat, a raczej brak rezultatu ekshumacji wcale go nie zmartwił, raczej uradował. Zresztą nie był szczególnie zdziwiony.

Kiedy asystent zamilkł, Erast Pietrowicz przespacerował się po pokoju, przesuwając w palcach ulubione japońskie paciorki modlitewne z nefrytu, i wypowiedział słowa, po których Anisijowi zawsze słodko ściskało się serce.

– A zatem p-pomyślmy.

Stuknął zielonym kamiennym paciorkiem i zamachał paskiem szlafroka.

– Nie na darmo przejechał się pan na cmentarz – zaczął.

Z jednej strony brzmiało to miło, z drugiej określenie „przejechać się” nie dość dokładnie, zdaniem Anisija, oddawało istotę jego porannego zadania.

– Dla pewności musieliśmy się przekonać, czy pierwsze przypadki patroszenia ofiar p-pojawiły się dopiero w listopadzie. Pańska wczorajsza informacja, dotycząca dwóch pociętych ciał znalezionych w zbiorowej mogile z grudnia i jednego z listopada, początkowo kazała mi zwątpić w wizytę Kuby Rozpruwacza w Moskwie.

Tulipanow skinął głową, jako że został już szczegółowo zapoznany z krwawą historią londyńskiego potwora.

– Jednak dzisiaj p-przejrzałem raz jeszcze moje londyńskie notatki i doszedłem do wniosku, że nie należy odrzucać tej hipotezy. Chce pan wiedzieć, dlaczego?

Anisij znowu przytaknął, doskonale wiedząc, że teraz ma przede wszystkim milczeć i nie przeszkadzać.

– Proszę bardzo.

Szef wziął notes z biurka.

– Ostatnie morderstwo, o które podejrzewa się Kubę, zostało dokonane dwudziestego grudnia na Popular High Street. Nasz moskiewski Rozpruwacz rozpoczął już w tym czasie dostawy towaru na Bożedomkę, co pozornie wyklucza możliwość, że to jeden i ten sam łotr. Jednak prostytutka Rosę Milet, zabita na Popular High Street, nie miała podciętego gardła ani innych charakterystycznych śladów spotkania z Rozpruwaczem. Policja doszła do wniosku, że mordercę spłoszyli przechodnie. Ja natomiast, biorąc pod uwagę wczorajsze odkrycie, gotów jestem przypuścić, że Kuba nie ma z tą sprawą w ogóle nic w-wspólnego. Możliwe, że Milet zabił zupełnie kto inny, a zbiorowa histeria, która opanowała Londyn po poprzednim morderstwie, przypisała śmierć kolejnej prostytutki temu samemu maniakowi. Wróćmy do wcześniejszej ofiary, z dziewiątego listopada.

Fandorin przewrócił kartkę.

– To już bez wątpienia robota Kuby. Prostytutka Mary Jane Kelly została znaleziona w swoim pokoiku na Dorset Street, gdzie zazwyczaj przyjmowała klientów. Gardło poderżnięte, odcięte piersi, tkanka miękka oddzielona od kości miednicy, organy wewnętrzne pedantycznie rozłożone na łóżku, rozkrojony żołądek – podejrzewa się, że morderca spożył jego zawartość.

Anisija znowu zemdliło, zupełnie jak rano na cmentarzu.