Выбрать главу

Potter stał na środku korytarza, przyciskając torbę do piersi i patrzył za odchodzącym Snapem wzrokiem zagubionego dziecka, któremu zostało coś odebrane, ale w chwili, kiedy zauważył, że Mistrz Eliksirów się odwrócił, chłopak z przerażeniem spuścił wzrok, po czym szybko odszedł.

To spotkanie nie chciało opuścić myśli Severusa, kiedy podążał korytarzem w stronę głównego holu.

Ale teraz nie pora na takie myśli. Musi szybko wymazać je z pamięci i o wszystkim zapomnieć.

Znak na jego przedramieniu zapłonął ponownie.

Czarny Pan nie lubi czekać.

Mistrz Eliksirów przyspieszył kroku.

* * *

- Severusie... - głos Voldemorta wypełnił ciszę panującą w tonącym w mroku pomieszczeniu. Pojedynczy kandelabr zwisał z sufitu oświetlając twarze Śmierciożerców zasiadających przy długim stole w piwnicach rezydencji Malfoyów. - Doszły mnie pewne wieści dotyczące naszego drogiego "Wybrańca". - głos Voldemorta zamienił się w szyderczy syk, wypowiadając ostatnie słowo. Draco Malfoy, siedzący po prawej stronie Lucjusza, uśmiechnął się.

Twarz Snape'a była nieporuszona.

- Myślę, że będziemy mogli to wykorzystać. - uśmiech Czarnego Pana był jadowicie upiorny.

Severus poczuł, jak Voldemort wtłacza rozkazy wprost do jego głowy. Myśli Czarnego Pana, lodowate tak, jak jego serce, oplatały umysł Mistrza Eliksirów i wdzierały się swymi zimnymi szponami do jego mózgu. Kiedy Voldemort wycofał się z jego umysłu, Severus spojrzał na niego i uśmiechnął się mrocznie i nieprzyjemnie.

- Wiesz, co masz robić - wysyczał Czarny Pan.

- Oczywiście - odparł Mistrz Eliksirów.

_____________

* "Uninvited" by Alanis Morisette

--- rozdział 04 ---

4. Stuck on you.

It's like you're a drug

It's like you're a demon I can't face down

It's like I'm stuck

It's like I'm running from you all the time*

Ciszę panującą w dormitorium, przerwał nagły trzask drzwi uderzających o ścianę. Następnie rozległ się głuchy odgłos, jaki wydaje but zderzający się z twardym, drewnianym kufrem, po którym nastąpił pełen wściekłości krzyk:

- Nienawidzę go!

Harry Potter stał przy swoim łóżku i dyszał ciężko, a wspomnienia lekcji eliksirów, która zakończyła się kilkanaście minut temu, tańczyły w głowie Gryfona, rywalizując o miejsce w pierwszym rzędzie. Nie mógł się zdecydować, czy bardziej nienawidzi Snape'a za upokarzanie jego przyjaciół, za wredne komentarze, za psychiczne znęcanie się nad nim, czy za garbaty nos i tłuste włosy. Wiedział, że pożałuje tego, iż zdecydował się w końcu pójść na tę lekcję, ale najwyraźniej zapomniał o tym, z jakim draniem ma do czynienia.

Snape przeszedł samego siebie.

Harry pamiętał burzę szalejącą w jego wnętrzu, z którą zmagał się, kiedy nauczyciel stał tam i najspokojniej w świecie mieszał Neville'a z błotem. Gryfon zdawał sobie niejasną sprawę z tego, że mężczyzna chciał go sprowokować, ale nie potrafił nic zrobić. Mógł tylko zaciskać zęby i pięści z bezsilności.

"Jestem tchórzem! Pieprzonym tchórzem!" - powtarzał w myślach.

Pragnął coś powiedzieć, zrobić coś, cokolwiek, by obronić Neville'a, ale strach przed spojrzeniem w czarne oczy i stawieniem im czoła odbierał mu całą odwagę, zabierając ze sobą dumę i wszelkie postanowienia, które czynił przed lekcją.

Przez cały czas czuł na sobie palące spojrzenia nauczyciela, ale możliwe, że to były tylko halucynacje i zaczyna już tracić zmysły.

Nie! Snape na pewno patrzył na niego. Tylko wzrok tego podłego Śmierciożercy potrafił sprawić, że przez ciało Harry'ego przechodził zimny dreszcz, nawet jeżeli jemu samemu było niezwykle gorąco.

Odważył się tylko raz rzucić nauczycielowi szybkie spojrzenie - w momencie, kiedy Snape przywołał liścik wysłany przez Malfoya, a który był przeznaczony dla Harry'ego.

Do tej pory nie potrafił zapomnieć wyrazu twarzy Snape'a, kiedy przeczytał treść notatki. Na wiecznie blade, żółtawe policzki, wypłynął delikatny rumieniec. Gryfon nigdy w życiu nie spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy rumieńce na twarzy Mistrza Eliksirów i obawiał się, że ten widok będzie go prześladował w koszmarach sennych. W ogóle ciężko mu było podejrzewać Snape'a o jakiekolwiek ludzkie uczucia, a tu proszę - taka niespodzianka.

Harry prawie, że zaczął obgryzać paznokcie z ciekawości, co też Malfoy musiał napisać w tym liściku, że wywołał u Snape'a taką reakcję, która skłoniła nauczyciela do tak bezprecedensowej decyzji, jaką było odebranie Ślizgonom dwudziestu punktów. Gryfon wiedział, że to wydarzenie przejdzie do historii szkoły.

Może nawet niedługo ujrzy stosowną notkę w Historii Hogwartu.

To oczywiste, że Malfoy musiał napisać jakieś świństwa odnośnie poprzedniej lekcji, ale w jaki sposób to ujął, że aż tak rozwścieczył swojego opiekuna?

Jedyną rzeczą, za jaką Harry był Snape'owi wdzięczny było to, że całkowicie zakazał komukolwiek wspominać o tym incydencie. Chłopak zdawał sobie sprawę, że nauczyciel na pewno nie kierował się jego dobrem, a chronił tylko własny tyłek i własną reputację. Gdyby Mistrz Eliksirów zaczął nagle okazywać zainteresowanie samopoczuciem Harry'ego, Gryfon pewnie poleciłby mu, aby przebadał się w Świętym Mungo.

Snape był samolubną, egoistyczną świnią i wszyscy wiedzieli o tym już od dawna.

Harry miał tak serdecznie dosyć tamtej lekcji, że kiedy usłyszał głos Mistrza Eliksirów, który wołał go, bo chciał z nim "porozmawiać", chłopaka sparaliżował taki strach, że nie zastanawiając się ani przez chwilę, złapał torbę i czmychnął z klasy najszybciej, jak się dało.

A jeżeli Snape chciał z nim porozmawiać o tym liściku? Harry chyba spopieliłby się jak feniks ze wstydu...

Chłopak wiedział, że pewnie swoją ucieczką rozwścieczył nauczyciela jeszcze bardziej, ale przynajmniej udało mu się uciec z linii frontu, pozostawiając pieniącego się Snape'a samemu sobie.

Na usta Gryfona wypełzł uśmiech pełen złośliwej satysfakcji.

Na dźwięk kroków, Harry odwrócił się gwałtownie. Ostatnie dni ciągłego ukrywania się wyćwiczyły w nim pewien instynkt samozachowawczy, właściwy małym, futerkowym, wiecznie zaszczutym zwierzątkom.

- Och, to tylko ty, Ron. - Gryfon odetchnął z ulgą, widząc swojego przyjaciela, wchodzącego do sypialni.

- Snape to wredny skurwiel! - warknął rudzielec, rzucając torbę z książkami na łóżko. - Zawsze nim był, ale ostatnio przechodzi samego siebie! Jak mógł zrobić Neville'owi takie świństwo? - zerknął na Harry'ego. - I tobie również. No, rozumiem, że to Snape, Śmierciożerca i w ogóle, ale nawet on musi mieć w sobie ziarenko współczucia - widząc powątpiewające spojrzenie swojego przyjaciela, rudzielec westchnął. - No tak. To jest Snape. Snape-owaty do szpiku kości.

Ron opadł na łóżko i spojrzał na Harry'ego.

- O właśnie, ten krzywonosy drań kazał ci to dać.

Chłopak wyciągnął małą buteleczkę z połów swej szaty i podał ją Harry'emu.

- Co to jest? - zapytał Gryfon, odbierając eliksir z rąk przyjaciela. Rudzielec wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia. Kazał ci tym smarować rękę trzy razy dziennie.

Harry wybałuszył oczy. Przez chwilę zastanawiał się, czy aby dobrze usłyszał.

- Snape dał ci to dla mnie, żebym tym smarował rękę?

- Dziwne, co? - Ron spojrzał na fiolkę z podejrzliwością. - A może to jakaś czarno-magiczna substancja, która opanuje twoją rękę i każe ci się w nocy samemu udusić?

Wzrok Harry'ego mógłby ciąć szkło.

- No co? - zaperzył się rudzielec. - Fred i George opowiadali mi o tym, kiedy byłem mały.