- Cokolwiek by to było i tak nie przyjmę niczego od Snape'a! - Gryfon odrzucił butelkę ze wstrętem. - Pewnie to jakaś wymyślna trucizna, która spowoduje, że odpadnie mi ręka. Po nim można się wszystkiego spodziewać.
- Powiedział, że jeżeli chciałby cię otruć, to zrobiłby to już dawno - zauważył rudzielec.
- Dzięki Ron. Naprawdę podniosłeś mnie na duchu.
Ron spąsowiał i spuścił wzrok.
Harry zamyślił się przez chwilę.
Snape, troszczący się o jego zdrowie i przysyłający mu maść leczniczą jakoś nie wywoływał w nim zaufania. W ogóle nie wywoływał żadnych pozytywnych odczuć. Do tej pory Gryfona spotykały z jego strony tylko szykanowania i groźby. Dlaczego nagle miałoby sie to zmienić?
Przecież na pewno nie dlatego, że Harry niemal wyznał mu miłość przy całej klasie.
Nie, to na pewno nie mogło być powodem.
* * *
Tego wieczoru Harry postanowił, po raz pierwszy od kilku dni, zejść na kolację. Ron i Hermiona wybadali teren i donieśli Gryfonowi, że wszelkie docinki pod jego adresem nagle ustały, a obrazoburcze rysunki pokrywające ściany pokoju wspólnego zniknęły.
Nikt nie chciał się narazić Mistrzowi Eliksirów, bo istniała szansa, że skończyłby jeszcze gorzej niż Potter i Longbottom.
Jak Harry dowiedział się z relacji Hermiony, Neville dostał natychmiast odtrutkę i miał zostać w skrzydle szpitalnym przynajmniej przez kilka dni, a pani Pomfrey, kiedy dowiedziała się, co zaszło, wpadła w histerię, która szybko przeszła we wściekłość, i oświadczyła, że udusi Severusa Snape'a jego własna peleryną.
Ron parsknął śmiechem, wyobrażając sobie tę sytuację, lecz Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- To nie jest śmieszne, Ron! Profesor Snape powinien zostać surowo ukarany. To było znęcanie się nad uczniem i powinno zostać potraktowane jako bardzo poważne przewinienie. W kodeksie praw ucznia...
- Hermiono - jęknął Ron. - Czy na świecie istnieje chociaż jedna książka, której nie czytałaś?
Hermiona obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem.
Harry przestał słuchać, jak jego przyjaciele wymieniają między sobą kąśliwe uwagi i zaczął się rozglądać po korytarzu, którym wszyscy troje zmierzali w stronę Wielkiej Sali.
Czuł się trochę nieswojo bez peleryny niewidki, z którą nie rozstawał się przez kilka ostatnich dni. Był odsłoniętym, doskonale widocznym celem dla każdego nieprzychylnego spojrzenia i złośliwego uśmiechu.
No, ale przynajmniej koniec z zaczepkami słownymi, a te były najgorsze.
Szczerze powiedziawszy, to bardzo go zdziwiła taka skuteczność groźby Mistrza Eliksirów, no ale Snape był znany z bardzo skrupulatnego wprowadzania w życie swoich gróźb.
Kilka Puchonek z trzeciego roku wyminęło Harry'ego i rzuciło mu rozbawione spojrzenie, jednak Gryfon nie dostrzegł w nim potępienia, które zwykle towarzyszyło takim spojrzeniom.
"No, ale kilka Puchonek, to nie Malfoy i jego banda." - pomyślał Harry, zastanawiając się, co też szykuje dla niego Ślizgon, którego ostatnio tak brutalnie potraktował.
Chłopak wyczuwał, że Malfoy na pewno nie puści mu tego płazem i znajdzie jakiś sposób, żeby się na nim zemścić.
Gryfon postanowił, że od tej pory będzie się bacznie rozglądał po korytarzach, kiedy będzie sam.
Pojawienie się Harry'ego w Wielkiej Sali, przypominało wyjście na teatralną scenę. Nagle zaległa cisza, a wszystkie oczy skierowały się na Gryfona, stojącego między swoimi przyjaciółmi. Harry przełknął ślinę i ruszył w kierunku stołu. Czuł się tak, jakby wszystko wokół zamarło i cały świat skupił się na nim przytłaczając go i wgniatając jego stopy w podłogę. Nagle zapragnął odwrócić się i uciec jak najdalej od tych nieprzychylnych twarzy, wprost w bezpieczne ciepło swojego dormitorium.
Jedno spojrzenie na stół nauczycielski, przy którym majaczyła sylwetka odziana w czerń, dodała mu zawziętej odwagi.
Nie może wiecznie uciekać przed tym draniem!
Wyprostował się i ruszył przed siebie, ignorując spojrzenia i szepty. Powoli atmosfera w Wielkiej Sali zaczęła się przejaśniać, a uczniowie powrócili do przerwanych rozmów. Harry usiadł na swoim miejscu i poczuł się tak, jakby jego płuca nareszcie zostały uwolnione od zaciskającej się wokół nich pętli strachu i zdenerwowania, więc nareszcie mógł odetchnąć. Ron i Hermiona usiedli obok niego. Przez jakiś czas szepty nadal dochodziły do uszu Gryfona, ale uczniowie, najwyraźniej widząc, że przynajmniej chwilowo Harry nie zamierza zacząć posyłać Snape'owi buziaczków, czy czułych spojrzeń, ani robić innych dziwnych rzeczy, powrócili do posiłku i do własnych spraw.
Chłopak wiedział, że wszyscy tylko czekają na jakieś przedstawienie, ale nie zamierzał dawać im tej satysfakcji.
Złapał talerz i ze złością nałożył na niego kilka kiełbasek, tłuczone ziemniaki i pudding. Kiedy jadł, jego skórę paliły spojrzenia rzucane przez Gryfonów, którzy jeszcze do niedawna byli jego przyjaciółmi. Seamus i Dean ostentacyjnie odsunęli się od miejsca, przy którym siedział Harry i co jakiś czas wybuchali śmiechem, zerkając na niego z obrzydzeniem. Lavender i Parvati chichotały, posyłając Harry'emu rozbawione, złośliwe uśmiechy. Ginny siedziała naprzeciw Gryfona, jednak w ogóle na niego nie patrzyła. Wbijała wzrok w stół a na jej policzkach płonęły rumieńce. Chłopak był jej wdzięczny, że, chyba jako jedyna, nie okazuje mu wrogości.
Pałaszując kolację, układał w głowie sposób, w jaki mógłby do niej zagadać, ale nic nie potrafił wymyślić. Miał ogromną nadzieję, że Ginny nie uwierzyła w te wszystkie pogłoski o nim, które rozchodziły się po szkole lotem błyskawicy. Harry słyszał niektóre. Wynikało z nich, że Gryfon był w dzieciństwie wykorzystywany, że często wymyka się na schadzki z Filchem i jest niewyżytym seksualnie maniakiem, ubierającym się w skóry, który lubi gwałcić zwierzęta i być chłostanym gałązkami Wierzby Bijącej. Chłopak domyślał się, że połowę z tych plotek wymyślił Malfoy i jego nienawiść do Ślizgona rosła z każdym spojrzeniem na jego bladą twarz, wykrzywioną złośliwym uśmiechem.
Harry wiedział, że jeżeli wcześniej nie miałby żadnych problemów ze znalezieniem sobie dziewczyny, gdyby tylko chciał, to teraz jego szanse spadły praktycznie do zera. Z westchnieniem zerknął jeszcze raz na Ginny.
A tak długo nosił się z zamiarem zapytania jej o to...
Ginny była ładna, mądra, sympatyczna. Miała wszystko to, czego chciał każdy chłopak i zawsze otaczał ją tłum adoratorów. Ale była siostrą Rona i dlatego Harry nigdy nie odważył się zaproponować jej czegokolwiek. Miał tylko nadzieję, że po tym, co wydarzyło się na lekcji eliksirów, Ginny nie znienawidziła go.
Przełykając zdenerwowanie, odchrząknął i otworzył usta, żeby się do niej odezwać, ale wtedy płomiennoruda Gryfonka podniosła wzrok i Harry'ego zmroziło.
Ginny patrzyła na niego oczami pełnymi bolesnego wyrzutu, jakby Harry był winien całego zła, jakie istnieje na świecie. Spojrzenie, jakie rzuciła Harry'emu wyrażało głębokie rozczarowanie i gniew, jakby jej marzenia właśnie rozsypały się w proch.
Zagryzając wargę, Gryfon odwrócił wzrok, nie mogąc wytrzymać tego spojrzenia. Kiedy uniósł go ponownie, Ginny już nie było.
Harry wiedział, że to nie jego wina, ale czuł się tak, jakby był najgorszą świnią na świecie.
A więc to by było na tyle, jeżeli chodzi o jakiekolwiek plany związane ze śliczną siostrą Rona. Już żadna dziewczyna nie spojrzy na niego bez wyrazu obrzydzenia na twarzy.
"No, może poza jedną..." - pomyślał Harry, odwracając się w poszukiwaniu Luny. Jego spojrzenie padło przez chwilę na stół nauczycielski i Gryfon prawie zakrztusił się sokiem z dyni, który miał w ustach, gdy zobaczył, że czarne oczy Snape'a patrzą wprost na niego. Zarumieniony, z gwałtownie bijącym sercem, odwrócił się natychmiast i wbił wzrok w swój talerz.