Czy jeszcze kiedykolwiek będzie mógł normalnie spojrzeć na tego człowieka?
Za każdym razem, kiedy na niego patrzył, przed oczami stawał mu obraz Snape'a, który widział, kiedy znajdował się pod działaniem eliksiru Desideria Intima.
W głowie słyszał swój własny głos.
Weź mnie, Severusie...
Pamiętał swoją erekcję i płonące w nim pragnienie. Na samo wspomnienie czarnych, zimnych oczu i złowrogiej aury, która wprawiała jego ciało w stan gorączkowego podniecenia, ogarniał go żar i na jego policzki wypływał rumieniec. Nie potrafił tego powstrzymać. Podejrzewał, że są to dalsze skutki tego przeklętego eliksiru i modlił się zawzięcie o to, by w końcu stać się na powrót normalnym, zdrowym nastolatkiem, który flirtuje z dziewczynami, umawia się na randki, gra w Quidditcha i ma grono wiernych przyjaciół.
Snape to wszystko zniszczył.
- Harry, wszystko w porządku? - zatroskany głos Hermiony sprawił, że Harry oderwał się od swych myśli.
- Coś nie tak z twoim jedzeniem? - zapytał Ron. - Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zwymiotować.
- Nie, wszystko w porządku. - Harry starał się, aby jego głos zabrzmiał naturalnie, ale chyba nie bardzo mu to wyszło, ponieważ Hermiona nadal przypatrywała mu się z uwagą.
- No to dobrze. - odparł Ron i wrócił do posiłku. Hermiona rzuciła rudzielcowi pełne politowania spojrzenie. Prawdopodobnie pomyślała, że nawet gdyby wytrąbić mu do ucha, że coś jest nie w porządku, to on i tak by tego nie dostrzegł.
- Jak twoja ręka? - zapytała Gryfonka, zwracając się ponownie do Harry'ego.
- Coraz lepiej - odparł chłopak spoglądając na ślady drobnych zranień, pokrywających jego prawą dłoń.
- Całe szczęście, że Filch przełożył ci szlaban na ten weekend - powiedziała Hermiona, oglądając rękę Harry'ego. - Inaczej nigdy by się nie zagoiła.
- Och, na pewno nie zrobił tego z dobroci serca - uśmiechnął się krzywo Gryfon. - Wiedział, że z tak poranioną dłonią nie dam rady wysprzątać wszystkich schowków, nie mówiąc już o tym, żeby zrobić to dokładnie.
Hermiona spojrzała na przyjaciela pełnym współczucia wzrokiem.
- Och Harry, naprawdę nie powinieneś był rzucać się na Malfoya. Masz teraz same problemy.
- Emiono - wtrącił się Ron z ustami pełnymi tłuczonych ziemniaków - Mafoy miał fęfie, fe ho Ary ho fefniej dofafł, a nie ja. - kilka ziemniaków wypadło z ust rudzielca i upadło z powrotem na talerz.
- Tak, zaplułbyś go resztkami jedzenia tak, że błagałby cię o litość - odparła zniesmaczona Gryfonka. Ron zaczerwienił się.
Harry, zadowolony, że przyjaciółka więcej go nie nagabuje, obejrzał się na Malfoya. Ślizgon, jakby wyczuwając wzrok Gryfona, rzucił mu nienawistne, pełne wyższości spojrzenie. Harry skrzywił się.
Coś mu się nie podobało w uśmiechu Malfoya - był mroczny i jeszcze bardziej złośliwy niż zazwyczaj, jakby Ślizgon planował coś niedobrego.
Otrząsając się z nieprzyjemnego wrażenia, Harry powrócił do swoich ziemniaków, ale jakoś nagle przestał być głodny. Zastanawiał się, czy nie zacząć ponownie przemieszczać się po zamku za pomocą peleryny niewidki.
* * *
Ciemność.
Zimno bijące od kamieni, na których leżał.
Chłodne dłonie. Gorący oddech.
Uderzenie. Ból. Strach.
Obezwładniająca przyjemność.
Oczy wyłaniające się z ciemności.
Harry obudził się z jękiem, zaciskając drżące pięści na kołdrze. Był zlany potem, jego ciałem wstrząsały spazmy przyjemności. Włożył lewą rękę pod kołdrę i wyczuwając swoją sztywną erekcję, owinął palce wokół niej i szybkimi ruchami zaczął wprawiać swoje ciało w stan jeszcze silniejszej przyjemności.
Czuł łzy pod powiekami, mimowolnie zaciskał zęby i palce u nóg, starając się przywołać obrazy ze snu; obrazy, które wprawiały go w stan tak silnego upojenia. Przez jego spocone ciało przechodziły wzburzone fale rozkoszy, potęgowane dodatkowo przez szybkie ruchy dłoni, a napięcie w jego lędźwiach wzrastało z każdą chwilą i sprawiało, że drżał niekontrolowanie. Chłopak starał się jak najdłużej utrzymać sen pod powiekami, nie pozwolić, aby wyblaknął.
Chciał czuć to, co czuł jeszcze chwilę temu: żar i chłód jednocześnie, strach i pragnienie, ból i przyjemność.
Jego dłoń przyspieszyła, a usta otworzyły się w niemym krzyku, próbując złapać powietrze. W jego umyśle pojawił się obraz czarnych, zimnych oczu, pełnych mrocznej obietnicy i groźnego piękna.
Oczy, które już wcześniej widział.
Oczy, które należały do...
Harry doszedł, krzycząc bezgłośnie. Jego ciało wygięło się w łuk, a fale rozkoszy obmyły każdą jego część, zatapiając Gryfona w morzu przyjemności, która wycisnęła łzy z jego oczu i pozbawiła go tchu. Wszystkie mięśnie jego ciała napięły się i długo wyrzucały z erekcji chłopaka białą, lepką ciecz, która zalała jego brzuch, uda i pościel.
Powoli ciało Gryfona odprężało się, a ostatnie spazmy rozkoszy dotykały wrażliwych punktów sprawiając, że Harry nie potrafił zapanować nad drżeniem.
Oddech uspokajał się, ale serce Harry'ego nie potrafiło.
O, kurwa!
* * *
Kiedy pierwsze promienie słońca wpadły do sypialni chłopców, Harry natychmiast otworzył oczy.
Miał Plan.
Plan, który sprawi, że przestanie śnić o tym tłustowłosym draniu i z powrotem stanie się normalny.
Gryfon uśmiechnął się do siebie w myślach.
Skończą się te idiotyczne pogłoski na jego temat i wszyscy z powrotem zaczną go traktować jak swojego. Przynajmniej miał taką nadzieję...
W nocy, po przebudzeniu, był w tak skrajnej rozpaczy, iż zastanawiał się nawet, czy nie poddać się jakiejś terapii w Świętym Mungu. Rozważał nawet ucieczkę z Hogwartu i zaszycie się w jakimś odludnym miejscu, gdzie te bezdenne oczy przestaną go wreszcie prześladować. Pomyślał też o tym, by przestać sypiać, albo wykraść pani Pomfrey Eliksir Bezsennego Snu, ale stwierdził, że i tak nie pomogłoby to na jego sny na jawie.
Na szczęście przyszedł mu do głowy Plan i nieco uspokojony mógł w końcu zasnąć.
Teraz, z nową nadzieją w sercu, Harry ubrał się po cichu, nie chcąc obudzić Rona (Dean i Seamus przenieśli się do innej sypialni, gdyż stwierdzili, że nie życzą sobie sypiać w jednym pomieszczeniu z Potterem, ponieważ nie chcą obudzić się w nocy z czymś twardym wbijającym im się w tyłek), po czym wymknął się z Pokoju Wspólnego i zakradł się w pobliże odnogi korytarza prowadzącego do wieży zachodniej. Harry nie wiedział, gdzie dokładnie znajduje się wejście do siedziby Krukonów, ale pamiętał, że oni zawsze znikają w tym korytarzu.
Chowając się za rogiem, stał i czekał.
W końcu pierwsi uczniowie zaczęli schodzić na śniadanie. Dziewczyny szły gromadkami, śmiejąc się (Harry kilka razy próbował dociec, dlaczego dziewczyny zawsze chichoczą, kiedy poruszają się w grupach przekraczających dwie osoby, podejrzewał tylko, że prawdopodobnie wyśmiewają każdego napotkanego chłopaka), chłopcy rozmawiali, żywo gestykulując. Kilka osób szło z nosami utkwionymi w książkach.
"Jest!" - pomyślał Gryfon widząc zbliżającą się, kolorową postać z nosem utkwionym nie w książce, lecz w wyjątkowo potępianym przez większość czarodziejów czasopiśmie zatytułowanym "Żongler".
- Pst! Luno! - syknął Harry, chowając się za rogiem korytarza i starając się, aby nikt go nie zobaczył. Dziewczyna przystanęła i rozejrzała się niepewnie.
- Tutaj! - Harry pomachał ręką, chcąc zwrócić jej uwagę. Luna uśmiechnęła się swoim nieprzytomnym uśmiechem, a następnie podeszła do miejsca, przy którym chował się Gryfon.