Chciał, żeby mężczyzna zniknął z jego życia. O niczym tak nie marzył.
Czuł, że z każdym spojrzeniem na Mistrza Eliksirów, jego nienawiść do niego wzrasta i powoli zbliża się do granicy, której przekroczenia Harry obawiał się najbardziej.
Po poniedziałkowej lekcji eliksirów, następna odbywała się piątek. Neville wciąż jeszcze nie wrócił ze szpitala, chociaż minęły już prawie cztery dni.
Harry odczuwał nieokreślony niepokój na myśl o zbliżającej się lekcji eliksirów.
Chociaż już wcześniej obawiał się tych zajęć, to po tym, co stało się na nich ostatnio, myśl o następnej lekcji napawała go takim przerażeniem, że zastanawiał się, czy w ogóle będzie miał dość odwagi, by na nią pójść.
Bał się.
Bał się Snape'a i tego, co ten może zrobić.
Bał się siebie i swoich niezrozumiałych reakcji.
Strach oplatał jego serce i płuca, doprowadzając do tego, że nogi Harry'ego uginały się pod nim, a ręce drżały.
Dlaczego ten sen musiał mu się znowu przyśnić akurat tej nocy?
Gryfona prześladowały wciąż świeże wizje z mokrego, upojnego snu. Już trzeci raz śnił o Snapie i trzeci raz spuścił się, myśląc o nim. Złapał się nawet na tym, iż zaczął zastanawiać się, jak smakowałyby te wiecznie zaciśnięte, wykrzywione w pogardliwym uśmiechu, blade wargi nauczyciela.
Na pewno zupełnie inaczej, niż ciepłe i słodkie wargi Luny.
Gryfon skarcił się za tego rodzaju myśli, ale z mniejszym oburzeniem, niż zazwyczaj.
- Ciekawe, co Snape wymyśli tym razem - głos Rona przedarł się przez mgłę posępnych myśli, otaczającą umysł Harry'ego. - Mam nadzieję, że nie postanowił teraz otruć mnie - rudzielec zbladł wyraźnie, patrząc w ciemność korytarza, z której powinien już się wyłonić Mistrz Eliksirów.
Nie czekał długo.
Harry usłyszał szybko zbliżające się kroki nauczyciela. Kroki zdecydowane, długie, zamaszyste. Gryfon zamknął oczy, wsłuchując się w ten odgłos.
Tylko Snape tak chodził. Dzwięk jego kroków był tak charakterystyczny, że gdyby chłopak usłyszał je na korytarzu, zawsze wiedziałby, że to zbliża się Mistrz Eliksirów we własnej osobie.
Kiedy otworzył oczy, widział już wyraźnie czarną sylwetkę odcinającą się od ciemności korytarza, z którego się wyłoniła. Snape potrafił pojawić się tak, iż wydawało się, jakby materializował się z mroku, jakby sam był ciemnością, która przybrała namacalny kształt i ubrała go w ludzkie ciało. Jedynie jego twarz i dłonie odcinały się nieznacznie od wszechogarniającej czerni otulającej mężczyznę. Peleryna łopotała za nim, przywodząc na myśl zjawę, która wyłania się z czeluści sennych koszmarów, by prześladować i ścigać swą bezsilną ofiarę, oczarowaną groźnym pięknem nadciągającego zła.
Harry zorientował się, że wstrzymuje oddech i gapi się na Mistrza Eliksirów tak, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu.
"Co się, kurwa, ze mną dzieje?" - pomyślał wstrząśnięty, kiedy Snape zbliżył się do czekających przed klasą uczniów. Gryfon odwrócił głowę w przeciwną stronę, byle tylko nie patrzeć na Snape'a. Nauczyciel otworzył drzwi klasy bez słowa i czekał, aż uczniowie wejdą do środka. Gryfon wyminął Mistrza Eliksirów, przez cały czas patrząc pod nogi, ale kiedy przechodził obok niego, silna woń składników eliksirów zmieszana z czymś korzennym, którą emanował mężczyzna, sprawiła, że chłopakowi zakręciło się w głowie i niewiele brakowało, a zderzyłby się z framugą.
Odprowadzany śmiechami Ślizgonów, zaczerwieniony, pospiesznie usiadł w ławce i nie rozglądając się na boki, zaczął wykładać książki i pozostałe przybory, szpetnie przeklinając w myślach wszystko, co podsunął mu jego rozdygotany umysł.
Całe szczęście, że przynajmniej Snape tego nie skomentował...
*
- Harry, wszystko w porządku? - zapytała Hermiona, kiedy obierali owoce Cedru Pajęczowatego, które były jednym ze składników Eliksiru Rozciągającego, zadanego im dzisiaj przez Snape'a do przyrządzenia.
- Tak, jasne, wszystko w porządku - odparł pospiesznie Gryfon, obierając wraz ze skórką sporą ilość miąższu.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze - dodała dziewczyna, patrząc na przyjaciela zatroskanym wzrokiem.
- Szczerze powiedziawszy to wyglądasz, jakbyś miał zamiar kogoś zabić - oświadczył Ron, patrząc ze zgrozą, jak z owocu obieranego przez jego przyjaciela zostaje tylko pestka.
- Nic mi nie jest! - warknął Gryfon, czując, że zaraz chyba eksploduje od środka. Dłonie mu drżały, a serce podchodziło do gardła.
Powodem tego był Snape.
Za każdym razem, kiedy Harry podnosił wzrok, widział nauczyciela przyglądającego mu się spod wpółprzymkniętych powiek. Gryfon podejrzewał, że mężczyzna coś planuje i strasznie go to denerwowało. Na razie nic jeszcze nie zrobił, ale pewnie tylko czeka na okazję, by ponownie go publicznie upokorzyć.
- Auć! - syknął nagle Gryfon, wypuszczając nóż z ręki i wkładając rozcięty palec do ust.
- Harry, pokaż to! - Hermiona wzięła jego dłoń i obejrzała głębokie skaleczenie, z którego obficie sączyła się krew. - O czym ty ciągle myślisz, że nawet nie potrafisz utrzymać porządnie noża? - skarciła go, a chłopak poczuł, że się rumieni. - Trzeba to opatrzyć, bo inaczej zakrwawisz wszystkie składniki i Snape znowu cię obleje.
Harry skrzywił się z bólu. Rozcięcie rzeczywiście dawało mu się we znaki, szczypało i paliło. Ale przecież nie pójdzie do Snape'a i nie poprosi go, żeby pozwolił mu się zwolnić z lekcji, by mógł udać się do skrzydła szpitalnego. A jeszcze bardziej przerażała go myśl o tym, że nauczyciel sam miałby mu opatrzyć dłoń.
- Co tu się dzieje? - zimny, stalowy głos Mistrza Eliksirów dosięgnął Harry'ego w tej samej chwili, gdy padł na niego mroczny cień.
Chłopak zesztywniał, a jego serce zamarło, dotknięte promieniem niewytłumaczalnego strachu.
- Panie profesorze, Harry właśnie skaleczył się w dłoń - Hermiona zaczęła tłumaczyć widząc, iż Gryfon najwyraźniej zapomniał, jak się mówi. - Czy mógłby pan...?
- Potter! - przerwał jej Snape, zwracając się do Harry'ego. - Jak zwykle nie potrafisz wytrzymać bez zwracania na siebie uwagi.
Słowa nauczyciela dotarły do chłopaka dopiero po chwili, kiedy udało im się przebić przez szum w jego uszach, przez szalone bicie serca i mgłę przerażenia, która otoczyła jego umysł. Chciał coś odpowiedzieć, ale miał wrażenie, że język przykleił mu się do podniebienia. Przed oczami widział czarną szatę z niekończącym się rzędem guzików. Widział pelerynę spływającą miękko z pleców i - o bogowie! - bladą dłoń o długich palcach wyciągającą się w jego stronę.
- Daj mi rękę, Potter - głos Mistrza Eliksirów sprawił, że Harry niemal pisnął.
Kątem oka dostrzegł różdżkę, która pojawiła się w drugiej ręce nauczyciela. Gryfon nie był w stanie wykonać żadnego gestu, stał tylko i gapił się z przerażeniem na wyciągniętą w jego stronę dłoń Snape'a.
Ponownie otulił go korzenny zapach i zakręciło mu się w głowie. Zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, podniósł prawą dłoń, a jego wzrok powędrował w górę, napotykając płonące spojrzenie czarnych, bezdennych oczu, które w snach zawsze doprowadzały go do delirium. Jego drżącej dłoni dotknęły chłodne palce Mistrza Eliksirów.
To, co się wtedy wydarzyło, sprawiło, że Harry osłupiał.
Jego członek drgnął spazmatycznie.