Czarny Pan zaledwie tylko spojrzał na Dementorów i Harry usłyszał wysokie, skrzeczące głosy niezadowolenia, kiedy czarne sylwetki zaczęły wycofywać się na swoje początkowe pozycje, tworząc zwarty krąg nad ich głowami.
W jaki sposób ich kontrolował? Tylko dzięki swojej mocy? Przecież z pewnością nie był w stanie wyczarować żadnego Patronusa. Nie ktoś taki jak Voldemort. Z pewnością nie.
Kiedy Dementorzy się odsunęli, wyciągający swe szpony, lodowaty strach wypuścił na chwilę ze swego śmiertelnego uścisku gardło i płuca Harry'ego, pozwalając mu nabrać powietrza.
- Moja cierpliwość zaczyna się kończyć - wysyczał Czarny Pan.
Harry zacisnął pięści, spoglądając na wyłaniającą się zza nóg Voldemorta, pełznącą leniwie Nagini.
- Ja... - zaczął, przełykając ślinę i próbując zapanować nad tłukącym się w piersi sercem. - Zrobię to. Wypiję go i będziesz mógł odebrać moją moc, ale...
Silne pociągnięcie za rękę sprawiło, że niemal opadł na kolana. Severus szarpnięciem przyciągnął go do siebie i Harry zobaczył, że mężczyzna chowa w swe szaty małą fiolkę, którą musiał przed chwilą zażyć.
- To nie czas na twój pieprzony, gryfoński heroizm - wysyczał mu prosto w twarz. - Nie po to przebyłem całą tę drogę, żebyś mi teraz wszystko zniszczył, ty narwany idioto!
- Nie prosiłem cię o to - wypalił Harry, próbując wyrwać rękę. - Puść mnie! Gdybyś nie przyszedł, już dawno byłoby po wszystkim. Już niczego bym nie czuł i nie musiałbym patrzeć na to, jak on cię... - urwał, ponieważ nagle zabrakło mu tchu, kiedy uderzyło go wspomnienie wykrzywionej cierpieniem twarzy Severusa. - Myślisz, że po co to zrobiłem? Chciałem cię uratować!
- Uratować? - wycedził Severus, piorunując go takim spojrzeniem, jakby Harry właśnie go obraził. - Myślisz, że uratowałbyś mnie w taki sposób? Poświęcając się? - Harry poczuł, jak dłoń Snape'a łapie go za zakrwawioną koszulę i przyciąga bliżej, a czarne oczy wdzierają mu się niemal do duszy. - W ten sposób mógłbyś mnie jedynie zabić, przeklęty dzieciaku!
Harry miał wrażenie, jakby wszystko w nim zamarło, zawisając nad głęboką przepaścią, a żołądek i serce zamieniły się miejscami, kiedy pojął sens słów Severusa. I nawet jeśli wszystko w nim się szarpało, wyrywając się ku niemu i pragnąc zostać pochłoniętym przez te oczy i dłonie i usta... to jedyne, co mógł zrobić, to uwolnić się z jego uścisku i zrobić kilka kroków wstecz, z nadludzkim wysiłkiem odrywając od niego drżące od szalejących w nim emocji spojrzenie i odwracając się z powrotem do Voldemorta, który przyglądał im się z głębokim obrzydzeniem wyrytym na swej bladej, gadziej twarzy.
- Cóż za wzruszające przedstawienie... Ciekawe, czy stałoby się jeszcze bardziej interesujące, gdybym jednym z was nakarmił Nagini? - zaszydził Voldemort, choć w jego głosie rozbłysła sugestia lodowatego gniewu. - Albo dostanę eliksir, albo sam go znajdę, a wtedy będziesz mnie błagał o to, abym pozwolił ci go wypić.
Harry przymknął na chwilę powieki, próbując zapanować nad wirującymi w głowie myślami.
I tak nie miał innego wyjścia... Voldemort zabrał im różdżki i zamknął ich w jakimś magicznym polu, którego nie mogli przekroczyć, otaczała ich horda Dementorów, nie mieli niczego, czym mogliby się obronić. Czekała ich jedynie śmierć w długich męczarniach.
Był już tak straszliwie zmęczony. Nie było sensu dłużej udawać i walczyć. I tak by się stąd nie wydostali.
Przełknął ślinę i uniósł powieki, spoglądając wprost w przewiercające go, pionowe źrenice. Kiedy się odezwał, był zaskoczony, jak cichy i zdarty wydawał się być jego głos:
- Ten eliksir...
- ...nie istnieje - dokończył za niego Severus, wyłaniając się nagle zza pleców Harry'ego.
Harry odwrócił się gwałtownie, spoglądając na mężczyznę z zaskoczeniem. Ale Severus nie patrzył na niego. Jego spojrzenie było wbite w Voldemorta.
- Nigdy go nie ukończyłem - wycedził ze stalową pewnością w głosie, zatrzymując się przed Harrym i osłaniając go przed wzrokiem Voldemorta. - Przez cały czas cię zwodziłem, aby zyskać na czasie. Nie zdobędziesz jego mocy. Nigdy nie uda ci się spełnić swojego pragnienia - zakończył, sprawiając wrażenie, jakby to, co mówił, napawało go okrutną satysfakcją.
Twarz Voldemorta zmieniła się w ułamku sekundy. Przypominało to uderzenie błyskawicy, która podpaliła tlące się w nim przez cały czas rezerwy gotowej do eksplozji furii.
- W takim razie nie jesteś mi już do niczego potrzebny - wysyczał głosem nasączonym rozpaloną do czerwoności, trzaskającą wściekłością, unosząc różdżkę i celując nią w Severusa.
- Nie! - Harry złapał za szatę mężczyzny, próbując wydostać się zza niego, ale Severus przytrzymał go ramieniem, nie pozwalając mu na to.
Miał wrażenie, że wszystko, co się dzieje, to tylko jeden z koszmarów, które męczyły go przez całe pół roku. Że nic nie dzieje się naprawdę. Ani wycelowana w Severusa różdżka, ani jego bezsilna złość, ani otwierające się, pozbawione warg usta Voldemorta, układające się w pierwsze sylaby Klątwy Uśmiercającej.
- Ava...
- STÓJ!!! - wrzasnął z całych sił, szarpiąc się ostro do przodu, ale Severus w ostatniej chwili powstrzymał go przed wybiegnięciem przed siebie. - Nie możesz go zabić! Jeśli to zrobisz, to przegrasz! Jest gotów poświęcić dla mnie życie! Jeśli go zabijesz, da mi ochronę, taką samą jak ta, która pokonała cię za pierwszym razem!
Voldemort zamarł, a na jego twarzy pojawiło się wahanie, jakby nagle uświadomił sobie, że Harry może mieć rację.
- Milcz, do diabła! - warknął gniewnie Severus, piorunując go wzrokiem, ale Harry całkowicie go zignorował.
- Nie będziesz mógł mnie tknąć! - krzyknął rozpaczliwie, ściskając szaty Severusa i wciąż próbując się zza niego wydostać. - Ale ty to wiesz, prawda Tom? Przecież nie możesz tego po raz drugi zlekceważyć, bo wyszedłbyś na kompletnego głupca!
Dłoń Czarnego Pana opadła, ale twarz przybrała wyraz wyrachowanego okrucieństwa.
Zanim jednak Harry zrozumiał, co to oznacza, usłyszał wypowiadany w mowie węży rozkaz:
- Zabij zdrajcę.
Wijąca się wokół nóg swego pana Nagini zasyczała przeciągle. Harry zobaczył, że twarz Severusa blednie, ale wtedy nagle wszystko zaczęło się dziać błyskawicznie.
Usłyszał zbliżający się szybko syk, ale Severus odepchnął go i skoczył w drugą stronę. Harry wylądował na pokrytej szronem ziemi, ale poderwał się z niej z szybkością i zwinnością wyćwiczoną przez lata trenowania Quidditcha i nie namyślając się ani przez ułamek sekundy, rzucił się na węża, który w tej samej chwili wylądował tuż obok niego i właśnie odbijał się ponownie od ziemi, by skoczyć w stronę, w którą rzucił się Severus i zatopić w nim swe kły. Nagini wydała z siebie dziwny, ochrypły syk, kiedy Harry upadł na nią całym ciałem, przygniatając ją do podłoża. Czuł, jak jej umięśniony korpus wije się i wierzga, wyślizgując się spod niego, ale Harry zacisnął ramiona wokół jej śliskiego cielska, starając się ją utrzymać za wszelką cenę i jednocześnie dać Severusowi chociaż odrobinę czasu na obmyślenie planu, ale wtedy potężny ogon węża uderzył w niego z siłą Wierzby Bijącej i Harry ponownie wylądował na ziemi, całkowicie oszołomiony ciosem. Nagini odpełzła, sycząc wściekle, a Harry podniósł się na kolana i ręce, macając ręką lodowate podłoże w poszukiwaniu okularów, które spadły mu przy upadku.
Musi pomóc Severusowi! Musi coś widzieć! Co się działo? Gdzie był Severus?
Kiedy tylko poczuł pod palcami okrągłe oprawki, założył je na nos z taką szybkością, iż niemal go sobie złamał, rozglądając się rozpaczliwie. I mając nadzieję, że kiedy go ujrzy, wciąż jeszcze....