Выбрать главу

Oczy Harry'ego rozszerzyły się gwałtownie.

- To znaczy, że twój... - zawahał się jednak przed dokończeniem zdania, kiedy poczuł na sobie ostrzegawcze spojrzenie mężczyzny. Dokończył je jednak w myślach.

Nie do wiary. Lew. Patronusem Severusa jest lew...

Ta myśl była tak niedorzeczna, że Harry był w stanie jedynie wpatrywać się w Severusa z osłupieniem i udało mu się ją zdusić dopiero, kiedy do jego umysłu nadpłynęły kolejne wspomnienia.

- Ale jak to możliwe, że ja wciąż żyję, kiedy on...? - zapytał po chwili, wskazując głową na nieruchome ciało tuż obok nich.

- Zaklęcie, które rzuciłeś, było tak silne, iż nawet ja je poczułem, pomimo otaczającej mnie bariery - odparł spokojnie Severus. - Dementorzy w pierwszej kolejności rzucili się na źródło pożywienia, którym był Czarny Pan. Dopóki tkwiłeś w jego umyśle, byłeś względnie bezpieczny. Ale kiedy wyssali już z niego wszystko i ponownie powróciłeś do własnego umysłu, zaatakowali także ciebie. Ale wtedy Czarny Pan już nie żył, a utrzymująca mnie bariera pękła i zdołałem rzucić Zaklęcie Patronusa. Odgoniłem ich, zanim zdążyli wyssać duszę także z ciebie. Chociaż przez pewien czas myślałem, że...- Severus zacisnął usta i pochylił głowę, ukrywając swoją twarz w cieniu włosów.

Harry poczuł bolesne ukłucie w sercu. Uniósł dłoń, odsuwając włosy Severusa na bok i dotykając jego policzka. Mężczyzna jednak nie podniósł głowy.

- Bez ciebie nigdy nie udałoby mi się go pokonać... i przeżyć. Zginąłbym tutaj - powiedział cicho Harry, przyglądając się zmęczonej twarzy Severusa, która nagle się uniosła i na dnie ciemnych oczu błysnęła stal.

- Gdybyś mi się nie sprzeciwił, to nic takiego nie miałoby miejsca - wyszeptał twardo. - Bądź pewien, że wyciągnę konsekwencje z twojego nieposłuszeństwa. - Harry zagryzł wargę, doskonale wiedząc, że Severus nie żartuje. - Już nigdy ode mnie nie uciekniesz. Choćbym miał przywiązać cię do siebie łańcuchem...

Harry przełknął ślinę.

Nie był pewien, czy podoba mu się ta koncepcja. Mimo, iż wiedział, że Severus ma rację. Chociaż z drugiej strony...

- Ale pokonaliśmy Voldemorta - powiedział cicho, próbując się usprawiedliwić. Severus zacisnął usta i Harry zastanawiał się, co to oznacza. Jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał...

Harry przez chwilę przyglądał się jego pokrytej zadrapaniami i zaschniętą krwią twarzy, delikatnie gładząc palcami zimny policzek. Severus wyglądał tak, jakby przeszedł przez piekło, aby do niego dotrzeć... i jakby, pomimo zwycięstwa, wciąż coś go niepokoiło.

I ten niepokój nagle przelał się również na niego, kiedy Harry przypomniał sobie nagle... wybuchy i rozświetlające niebo zaklęcia, które widział z oddali.

Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, a płuca ścisnęły i doznał wrażenia, jakby ktoś uderzył go z całej siły w żołądek.

- Co z resztą? - zapytał pospiesznie, czując narastający w sobie lęk, kiedy oczyma wyobraźni widział zebrane przez Voldemorta zastępy Śmierciożerców. - Co tam się stało? Gdzie oni są? - Rozejrzał się, poszukując na horyzoncie oznak walki, ale wszędzie panował spokój, a przykryte chmurami niebo było jednolicie szare. Ponownie spojrzał na Severusa, ale mężczyzna nadal nie unosił głowy. Po chwili jednak dotknął jasnej blizny po Mrocznym Znaku na swoim lewym przedramieniu i powoli uniósł twarz, spoglądając na Harry'ego przysłoniętymi matową czernią, ukrytymi w cieniu oczami.

- Walka była nieunikniona - powiedział niskim, pozbawionym emocji głosem. - Dumbledore ogłosił alarm. Zwołał Zakon Feniksa i dużą część Ministerstwa. I wszystkich, którzy chcieli wziąć udział w bitwie. Łącznie z uczniami Hogwartu.

Harry poczuł, jak jego ciało pokrywa się gęsią skórką.

Łącznie z uczniami? Czy to oznaczało, że.. że Hermiona, i Ron, i Luna, i Ginny, i Neville... i wszyscy inni zaryzykowali swoje życie, żeby...?

Zareagował błyskawicznie.

- Musimy się do nich aportować. Musimy im pomóc! - niemal krzyknął, zrywając się z ziemi, chociaż jego nogi wciąż się pod nim uginały, a kolana drżały. Severus również wstał, ale jego postawa emanowała chłodem i spokojem.

- Już za późno. Walka zakończyła się z chwilą, w której Czarny Pan został pokonany. Wszyscy Śmierciożercy, którzy przeżyli, z pewnością poczuli, że Mroczny Znak znika. I uciekli.

- Ale musimy to sprawdzić! Możesz się mylić. Muszę do nich iść! Muszę wiedzieć! Co z moimi przyjaciółmi? Widziałeś ich? - Harry przypadł do Severusa, zaciskając pięści na jego szacie. Nie podobało mu się spojrzenie mężczyzny. Patrzył na niego z góry z tak doskonale opanowanym wyrazem twarzy, jakby znowu zmienił się w pozbawionego emocji Śmierciożercę. Jakby to już nie była jego twarz, tylko maska, którą przybierał zawsze, kiedy...

- Powiedziałem ci, że już za późno - powtórzył cichym, lecz niezwykle zdecydowanym głosem. - Wojna pochłonęła wiele ofiar. Poległo wielu aurorów, czarodziejów i uczniów. W tym również Dumbledore.

CO?

Harry poczuł się tak, jakby coś nagle podcięło mu nogi.

Dumbledore? Ale... ale... jak to możliwe? Przecież dyrektor był najbardziej... najpotężniejszym... nie mógł... to niemożliwe.

- Jak? - zapytał zdrętwiałymi wargami, czując pełzające we wnętrzu zimno.

- Nawet on nie był na tyle potężny, aby obronić się przed kilkudziesięcioma Zaklęciami Uśmiercającymi rzuconymi jednocześnie.

Harry spojrzał w górę, na przykryte cieniem oczy Snape'a.

- Byłeś przy tym? - zapytał, nie potrafiąc powstrzymać nieprzyjemnego uczucia skręcania się wnętrzności.

- Tak. - Odpowiedź przypominała przecinające powietrze ostrze.

Harry opuścił głowę, opierając czoło o szorstką szatę na piersi Severusa.

Nie chciał wiedzieć nic więcej. Wołał nie wiedzieć. Wolał nie pytać. Ponieważ bał się, że może usłyszeć coś, co...

- Zabierz mnie tam. Proszę - wyszeptał cicho, starając się zapanować nad łamiącym się głosem i coraz większym strachem, wijącym mu się w piersi niczym zimny, oślizgły wąż. - Chcę ich zobaczyć. Muszę wiedzieć, czy żyją.

- Musisz zrozumieć - usłyszał nad sobą zduszony, odległy głos Severusa - że byłem zmuszony podjąć pewne kroki, aby cię odnaleźć... - Harry poczuł, jak strach prześlizguje mu się do żołądka, wbijając w niego swe ostre szpony. - Dla mnie nie ma drogi powrotnej.

Poczuł bolesne szarpnięcie. Jakby szpony wyrwały z niego część życia.

Zacisnął powieki i jeszcze mocniej wtulił się w pachnącą ziołami i krwią szatę. Jedyne miejsce, które utrzymywało go przy zdrowych zmysłach.

- Wiesz, co to oznacza? - usłyszał zadane zduszonym szeptem pytanie.

Wiedział.

Miał wrażenie, jakby świat wokół rozpadał się niczym potrzaskane lustro, w którym przeglądał się przez całe życie. I pozostała jedynie pusta rama. Którą od nowa będzie musiał zapełnić. Całkowicie nowymi planami.

Hogwart. Quidditch. Kariera aurora. Przyjaciele. Czarodziejski Świat.

Wszystkie leżały wokół niego, odbijając się w rozbitych odłamkach. Pozostał tylko wysoki, odziany w czerń mężczyzna, stojący naprzeciw niego, po drugiej stronie ramy.

Mężczyzna wypełniający Harry'emu cały świat. Świat, który w ogóle by nie istniał, gdyby nie on... Świat, którym Severus się dla niego stał.

- Pójdę za tobą wszędzie - wyszeptał w czarną szatę i nagle poczuł, jak klatka piersiowa mężczyzny opada, jakby wypuszczono z niej wstrzymywane dotąd powietrze. - Ale pozwól mi ich tylko zobaczyć. Hermionę i Rona. Muszę się przekonać, czy nic im nie jest. I... pożegnać się.

Miał wrażenie, jakby ciało Severusa napięło się. I zanim Harry zdążył zastanowić się, co to oznacza, usłyszał wypowiadane ciężkim głosem słowa: