Harry uniósł głowę, ocierając wierzchem dłoni wilgotne ślady na policzkach i spoglądając w górę, na przyglądającego mu się z uwagą mężczyznę.
Skąd miał w sobie tyle siły? Jak to robił, że nigdy nie okazywał słabości, nawet wtedy gdy cały świat rozpadał się na kawałki? Wciąż utrzymywał się na powierzchni, trzymając go za rękę i nie pozwalając, by Harry utonął, w tej czerwonej rzece krwi, w której tylu poległo. Przez cały ten czas nigdy go nie puścił, choć sam o mało co nie poszedł na dno. Jak to robił, że wciąż po tym wszystkim, co widział i czego doświadczył, patrzył na niego z tą samą twardą zaciętością? To spojrzenie dotykało jego skóry i nie pozwało mu zwątpić.
Zastanawiał się, czy gdyby miał go kiedykolwiek stracić... czy byłoby to równie bolesne jak wszystkie tortury, którym poddał go Voldemort?
Nie.
Byłoby znacznie boleśniejsze.
I zabiłoby go powoli, jak odcięty nagle dopływ tlenu do płuc...
Dopóki Severus był przy nim... Harry miał powód, by oddychać.
Pokiwał głową, przełykając tę kwaśną, nieprzyjemną rzecz, która podeszła mu do gardła, kiedy o tym pomyślał.
I wziął głęboki, długi oddech.
- Jestem gotowy.
*
Aportowali się u stóp Wrzeszczącej Chaty. Okolica wciąż była pokryta śniegiem. Harry rozejrzał się, spoglądając na znajdujące się w oddali domy, ale zwykle tętniące życiem miasteczko wyglądało na wymarłe. Prawdopodobnie większość mieszkańców zdecydowała się wziąć udział w bitwie. Ale co się z nimi stało? Wciąż walczyli, czy może...
Severus wyważył drzwi i za pomocą magii przetransportował do środka ciało Voldemorta, które zabrali ze sobą, aby Czarodziejski Świat miał dowód na to, że potwór naprawdę zginął. Następnie zapieczętował drzwi i obaj zeszli do podziemnego tunelu wiodącego do Wierzby Bijącej. Severus szedł pierwszy, oświetlając drogę różdżką i ciągnąc Harry'ego za sobą. Przez całą drogę mężczyzna zaciskał palce na nadgarstku Harry'ego, jakby obawiał się, że jeżeli puści go chociaż na chwilę, to znowu może go stracić. Harry niemal biegł za nim, próbując nadążyć za jego długimi, zdecydowanymi krokami, kiedy sunęli przez ciemność. Kiedy znaleźli się w jamie pod korzeniami Wierzby Bijącej, Severus użył skomplikowanego zaklęcia, aby odblokować zamknięte pod koniec trzeciego roku przejście, lecz zanim zdecydował się wyjrzeć na zewnątrz, sięgnął w głąb swej szaty i wyjął z niej pogniecioną i poplamioną... Mapę Huncwotów.
Harry nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież mężczyzna odebrał mu ją wczoraj wieczorem, tuż przed tym, zanim Harry rzucił na niego Legilimens Evocis i dowiedział się prawdy... Merlinie, wydawało się, jakby to miało miejsce wieki temu...
Harry zareagował błyskawicznie. Zanim Severus zdążył sprawdzić, czy droga do Hogwartu jest wolna, Harry wyrwał mu mapę z rąk i zaczął gorączkowo przeszukiwać wzrokiem, mając nadzieję ujrzeć kogokolwiek... kogokolwiek...
Najpierw zobaczył profesor McGonagall, rozmawiającą w gabinecie dyrektora z Ministrem Magii, Kingsleyem Shacleboltem i kilkoma innymi wysoko postawionymi urzędnikami magicznymi. Następnie błyskawicznie odnalazł spojrzeniem Skrzydło Szpitalne, wypełnione uczniami Hogwartu i mieszkańcami Hogsmeade. Dostrzegł wśród nich Lunę i Tonks i po jego plecach spłynęła fala ulgi. Tonks leżała nieruchomo, ale Luna poruszała się, kręcąc się pomiędzy szpitalnymi łóżkami. Harry zobaczył kropki oznaczające Seamusa, Neville'a, Lavender Brown, Parvati Patil, Hannę Abbot i wielu innych uczniów, pomiędzy którymi kręcili się uzdrowiciele ze Świętego Munga. Części uczniów jednak brakowało i Harry czuł, jak wokół jego serca zaciska się lodowata pętla, kiedy przypominał sobie kolejne nazwiska, których nigdzie nie mógł dostrzec... Cho, Dean, Padma, Lee Jordan, Angelina... Ginny...
Hermiona...
Mimo, iż znał prawdę, mimo iż wiedział, że już jej nie ma... to wciąż poszukiwał jej wzrokiem.
I Ron...
Harry desperacko przeglądał mapę, widząc wypełnioną po brzegi Wielką Salę, w której najprawdopodobniej znajdował się tymczasowy szpital dla czarodziejów i aurorów, w którym, ku swojej uldze, dostrzegł także Lupina.
Nerwowo obejmował wzrokiem wszystkie miejsca. Dormitoria, korytarze, łazienki. Wszystkie były opustoszałe.
Poszukiwał, poszukiwał...
I wtedy na błoniach dostrzegł go...
Z ulgą i jednocześnie rosnącym w piersi niepokojem wpatrywał się w nieruchomą kropkę z podpisem Ron Weasley, obserwując jak obok przyjaciela wciąż przemieszczają się inni czarodzieje, których Harry nie znał.
- Wystarczy! - warknął Severus, wyrywając mu mapę z rąk i rzucając na nią okiem. Przez chwilę poszukiwał wzrokiem najkrótszej i najbezpieczniejszej drogi do zamku, po czym ponownie złapał Harry'ego za nadgarstek i pociągnął za sobą. - Idziemy.
Severus rzucił na nich jakieś zaklęcie maskujące, którego Harry nie znał, po czym stuknął różdżką w jeden z korzeni i Wierzba Bijąca zamarła, jakby ktoś ją nagle wyłączył. Drogę do zamku przebyli tak szybko, że Harry nie miał nawet pojęcia, kiedy, a już wślizgiwali się do Sali Wejściowej, w ostatniej chwili kryjąc się za jednym z posągów, kiedy tuż za nimi do zamku wbiegło kilkoro uzdrowicieli ze Świętego Munga, zmierzających wprost do Wielkiej Sali. Kiedy ciężkie wrota otworzyły się, w uszy Harry'ego uderzyła fala pełnych cierpienia jęków rannych, ale Severus natychmiast pociągnął go dalej, wprost ku schodom prowadzącym do lochów.
Harry szedł za nim całkowicie oszołomiony. Wszystko wydawało się... wydawało się... takie inne. Zamek, który zawsze tętnił życiem, którego sklepienia wypełniał gwar rozmów, śmiechy i tupot setek stóp... teraz był pogrążony w ciemnościach i ciszy. Opustoszały. Młodsi uczniowie zostali najprawdopodobniej wsadzeni w Hogwart Ekspress i wysłani do domów, aby nie oglądać pokłosia tej okrutnej wojny.
Zamek, który przez tyle lat był jego domem... teraz stawał się wspomnieniem i Harry wciąż nie mógł uwierzyć, że już nigdy go nie zobaczy. Że to ostatni raz. Ostatni raz przemierza te znajome korytarze i spogląda na płonące na ścianach pochodnie, na mijane po drodze drzwi do schowków, na kamienne, emanujące wilgotnym chłodem posadzki... na te potężne, drewniane drzwi, które tyle razy otwierały się pod jego dotykiem i które za każdym razem przekraczał z tym samym niecierpliwym oczekiwaniem oraz szaleńczo bijącym sercem.
Gabinet Severusa pogrążony był w całkowitych ciemnościach. Mężczyzna zapalił różdżką kilka świec i odwrócił się do Harry'ego, wręczając mu mapę.
- Obserwuj wszystkie okoliczne korytarze i powiadom mnie od razu, jeżeli tylko kogoś zauważysz - rozkazał, po czym odwrócił się do niego plecami i skierował różdżkę na wypełnione eliksirami i różnorodnymi składnikami półki, wypowiadając długą i skomplikowaną inkantację i dopiero po chwili Harry zrozumiał, że Snape zdejmuje z nich wszystkie czary ochronne. Następnie podszedł do swojego biurka i przez chwilę przeszukiwał szuflady. W końcu wyciągnął z jednej z nich torbę, która wyglądała zupełnie jak ta, której Harry używał do noszenia książek na lekcje, ale była nieco mniejsza. Severus rzucił na nią jakieś zaklęcie, a następnie podniósł swoją różdżkę, rozglądając się po gabinecie. Wystarczyło jedno machnięcie i Harry zobaczył jak większość fiolek i słoików ląduje w torbie. Kolejne machnięcie i wszystkie szuflady w biurku otworzyły się, a ich zawartość również wyładowała w torbie.
- Za mną - powiedział Severus i ruszył do swoich komnat. Harry przełknął ślinę i podążył za nim, co jakiś czas zerkając na mapę. Zobaczył, że Severus kieruje się do swojego barku. Sięgnął po butelkę whisky i bez słowa wychylił dwie szklanki, a następnie wcisnął zaskoczonemu Harry'emu karafkę z zimną wodą oraz szklankę i rozkazał: - Pij.