Harry usłyszał pośpieszne kroki, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, wpuszczając do pokoju światło z korytarza.
- Ty cholerny smarkaczu!
Z trudem wypłynął na powierzchnię zamykającego mu się nad głową mroku i skierował zamroczone spojrzenie na stojącego w drzwiach mężczyznę. Severus miał na sobie tylko ręcznik, owinięty wokół bioder. Na jego ciele lśniły krople wody, a wilgotne włosy przykleiły się do czoła i ramion.
Wszystko było zamazane, ale Harry miał wrażenie, że mężczyzna podchodzi do niego i szarpnięciem stawia go na nogi, a później ciągnie go za sobą przez korytarz, którego ściany i sufit zamykały mu się nad głową, a z każdego kąta wyłaniała się zakrwawiona twarz i usiłujące go pochwycić, zakończone szponami ręce.
Niemal się zachłysnął, kiedy Severus brutalnie wrzucił go pod prysznic i odkręcił lodowatą wodę. Otrzeźwienie przyszło tak błyskawicznie, jak jeszcze nigdy i Harry przez chwilę krztusił się wodą, próbując wydostać się spod prysznica, ale Severus przytrzymywał go mocno, nie pozwalając mu uciec. Jego ubranie nasiąknęło wodą, przywierając mu do ciała, ale wycofujący się pospiesznie mrok, pozostawił w nim ziejącą, czarną pustkę i bród, którego woda nie była w stanie zmyć.
Harry uniósł zalewane zimnymi strumieniami powieki i odnalazł wbite w siebie, lśniące, czarne oczy. Całe jego ciało trzęsło się z zimna, walcząc ze wstrząsem anafilaktycznym i zaciskającymi mu się na szyi, lodowatymi palcami przerażenia.
Wyciągnął dłoń i sięgnął pod ręcznik, zaciskając ją wokół ciepłego ciała i czując, jak rozgrzewa jego dłoń i twardnieje mu pod palcami.
- We mnie - wyszeptał z trudem, przesuwając dłonią po emanującej żarem erekcji Severusa. - Wypełnij mnie.
Potrzebował jego gorąca. Potrzebował ognia, który zaleje jego wnętrze wrząca lawą, rozgrzewając go, wypłukując bród i uciszając... głód.
Severus zareagował błyskawicznie. Odwrócił go, szarpnięciem zsunął jego spodnie i slipy na uda, przycisnął go do szklanej kabiny i... wypełnił go.
I Harry czuł, jak żar rozchodzi się po jego ciele, jak każde pchnięcie rozpala w nim iskry ognia, które płyną przez żyły, docierając do wszystkich, nawet najciemniejszych miejsc, rozjaśniając je. Jak penis Snape'a trze o ścianki jego nieprzygotowanego wejścia, wywołując coraz potężniejsze eksplozje gorąca. Lodowate strumienie wody spływały mu po plecach, ale prawie w ogóle tego nie czuł. Liczył się tylko odgłos bioder uderzających w jego biodra i dłonie Severusa zaciskające się na jego opartych o kabinę dłoniach, długie palce splecione z jego palcami, zęby wgryzające mu się w ramię i gorące pomruki podrażniające jego szyję. I to obezwładniające uczucie zniewolenia, kiedy jego ciało poddawało się pchnięciom, kiedy przestawało walczyć i po prostu przyjmowało ten zagłębiający się w nim żar, pozwalając mu w sobie rosnąć i pragnąc, by sięgnął jeszcze głębiej, jeszcze dalej, by wypełnił każdą szczelinę, wlał się w każde zagłębienie i pozostał w nim już na zawsze.
Nikt inny nie potrafiłby tego dokonać. Nie byłby wystarczająco brutalny, wystarczająco bezwzględny. I wiem również, że w takich chwilach... to pomaga również jemu. Karmi jego własną ciemność. Jego własne, nienasycone pragnienie, które co jakiś czas musi zostać zaspokajane, aby nie przejęło nad nim kontroli.
Kto raz stał się Śmierciożercą, nigdy nie przestaje nim być. Nigdy nie zwalczy w sobie głodu krwi i cierpienia. Może go zagłuszyć, ale po pewnym czasie głód stanie się zbyt silny, by można było nad nim zapanować i wtedy nic nie będzie w stanie go powstrzymać. Dlatego tak ważne jest regularnie karmienie.
Obaj mamy swoje demony, które nas prześladują. I czasami tę ciemną sylwetkę, która wypełnia całe moje lustro, cały mój świat... zalewa gęsta ciemność, wnikając we wszystkie szczeliny jego duszy, wszystkie stworzone przez mrok blizny, wypełniając je na powrót trującą nienawiścią. I wtedy jest popękany i muszę bardzo uważać, żeby się nie skaleczyć... ale i tak czasami mi się nie udaje i ranię się o jego ostre odłamki.
Harry stał jak sparaliżowany w salonie i patrzył na Severusa odzianego w szaty Śmierciożercy. Na jego zimy, odległy wzrok utkwiony w ścianie, na rękę zaciśniętą mocno na różdżce, na jego wykrzywione wargi i pozbawione emocji, blade oblicze.
Zdawał się zupełnie nie kontaktować, pogrążając się w swoim świecie, w którym istniał jedynie mrok i Harry wiedział, że po raz kolejny jego demon go odnalazł.
- Severusie - wyszeptał, podchodząc do niego powoli i przez cały czas obserwując dłoń, w której mężczyzna ściskał swoją różdżkę. - Musisz do mnie wrócić.
Ostrożnie dotknął jego ramienia i wtedy spojrzenie Severusa oderwało się od ściany i wykute z czarnego lodu oczy spoczęły na nim, przeszywając go niczym piorun i w tej samej chwili ręka Severusa wystrzeliła w górę, zaciskając mu się na gardle z miażdżącą siłą.
- To ja, Severusie - wycharczał Harry, próbując rozewrzeć jego palce i złapać oddech. - Wróć do mnie. Błagam.
Wciąż pamiętał pierwszy raz. Nie wiedział wtedy, co się dzieje, dlaczego Severus nagle zaczął zachowywać się tak, jakby go nie rozpoznawał i kiedy Harry próbował go zatrzymać, popchnął go tak mocno, że Harry rozwalił sobie łokieć o jedną z półek i dlaczego nie było go niemal przez pół nocy, a kiedy wrócił, na jego szacie i dłoniach była krew... Nie pytał, co się stało. Nie chciał wiedzieć. Po prostu podszedł i wtulił się w niego, dziękując wszystkim duchom, za to, że do niego wrócił i starając się powstrzymać szarpnięcia żołądka, kiedy Severus uniósł zakrwawioną dłoń i dotknął jego policzka i Harry poczuł w sobie porażające nerwy przerażenie, uświadomiwszy sobie, iż jeszcze chwilę temu ta dłoń mogła kogoś zabić...
Ale tym razem nie pozwoli mu odejść. Nie puści go. Nie pozwoli mu wkroczyć samotnie w ciemność.
- Uderz mnie, jeśli chcesz. Zrań mnie. Ukarz mnie. Ale nie odchodź - wyszeptał, wbijając twarde spojrzenie wprost w wypełnione czernią szczeliny, które wydawały się wdzierać niemal wprost do jego duszy.
I Severus zrobił to. Rzucił go na podłogę i nakarmił się nim do syta.
I wrócił.
A potem bardzo długo całował jego twarz.
I wszystkie ślady, które jego zęby i palce pozostawiły na ciele Harry'ego.
Wciąż musimy się nawzajem pilnować, ponieważ to, co nam grozi nie jest materialne i nie możemy po prostu odgrodzić się od tego ochronną barierą, jak od całego świata. To niewidzialny wróg, którego nigdy nie pokonamy, ponieważ kiedy raz zapuści korzenie w twojej duszy, to nigdy nie uda się go już wyplenić. Dokładnie tak, jak mówił Severus. Możemy jedynie próbować się nawzajem ochraniać. Dlatego zawsze, kiedy zasypiam, czuję na sobie jego wzrok. Kiedy wyrywam się ze snu w środku nocy, czuję obejmujące mnie ramiona. Zawsze jest tuż obok. Oprócz poranków.
Za każdym razem, kiedy się budzę, jego już nie ma. Nie mam pojęcia, o której wstaje, chociaż czasami wydaje mi się, że pamiętam, jak ostrożnie uwalnia mnie ze swoich ramion i kładzie moją głowę na poduszce, a następnie bezszelestnie wyślizguje się z sypialni. Nie mamy w niej okien, więc nigdy nie wiem, która jest godzina i czasami okazuje się, że kiedy w końcu wstaję, jest już niemal przed południem. Ale nie przeszkadza mi to, że go nie ma. Nie. Ponieważ wiem, że kiedy tylko wyjdę z sypialni i w piżamie udam się do kuchni... na stole będzie czekało na mnie śniadanie. I cynamonowa kawa. I wiem, że kiedy wezmę tacę do rąk i wyjdę z nią na taras, zobaczę go w ogrodzie, pochylonego nad ziołami...