Выбрать главу

Dłonie Harry'ego drżały, kiedy próbował transmutować swojego ślimaka.

- Harry, powiedz o tym McGonagall! - głos Hermiony był niemal błagalny. - Ona z tym skończy.

- Nie! - syknął chłopak, próbując skupić się na zaklęciu.

Marzył tylko o tym, by ta lekcja już się skończyła i żeby wszyscy dali mu wreszcie spokój. Pragnął tylko uciec stąd i zaszyć się z powrotem w swoim dormitorium. Nie pójdzie na pozostałe lekcje. Nie da im więcej okazji...

Poprzez panujący w klasie gwar, przedarł się odgłos pukania do drzwi. McGonagall poszła otworzyć, porozmawiała chwilę z osobą stojącą za nimi, a następnie zwróciła się do uczniów:

- Ćwiczcie dalej, wrócę za pięć minut. Tylko ma być spokój, bo kiedy wrócę i coś mi się nie spodoba... - powiodła groźnym wzrokiem po klasie, po czym wyszła.

W chwili, kiedy drzwi się za nią zamknęły, Harry'emu wyrwał się z piersi cichy jęk:

- Och, nie...

- Potter! - Gryfon zamarł, słysząc głos Draco Malfoya, siedzącego po drugiej stronie klasy. - Gdzie podziewałeś się przez tyle czasu? Ukrywałeś się w lochach Snape'a?

- Zamknij się, Malfoy! - krzyknął Ron, jednak chłopak całkowicie go zignorował.

- Co tam robiliście? - ciągnął Ślizgon, uśmiechając się złośliwie. - Snape spełniał twoje zboczone fantazje?

Harry poczuł, jak fala wstydu i nienawiści zalewa jego umysł. Wokół siebie widział rozbawione twarze, czerpiące przyjemność z tego, jak Ślizgon go upokarzał.

- Opowiedz nam, jak to było, kiedy cię [i]brał[/i]... - kontynuował Malfoy, a każde jego słowo wwiercało się w serce Harry'ego, podgrzewając w nim palące pragnienie zemsty. - Czy było tak, jak w twoich wizjach? On cię posuwał, a ty patrzyłeś w jego czarne, podniecające oczy i błagałeś o jeszcze...?

Śmiechy wokół niego przybierały na sile, ale Gryfon widział tylko uśmiechającą się, zadowoloną z siebie gębę Malfoya. Oczy Harry'ego zalała czerwień nienawiści.

- Potter, powiedz nam, jak to jest, kiedy się obciąga Mistrzowi Eliksirów? Czy jego sperma smakuje eliksirami?

Harremu pociemniało przed oczami. Siedząca obok niego Hermiona, pisnęła, a Ron nabrał powietrza. Jednak do Harry'ego już prawie nic nie docierało. Słyszał tylko głos Malfoya, widział tylko jego. Wściekłość, która się w nim gotowała, sprawiała, że cały drżał. Poczuł pieczenie w kącikach oczu, a w ustach smak krwi z przygryzionej wargi.

- Potter, pokaż nam, jak jęczałeś jego imię... - Malfoy zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu. - Och, Severusie, pieprz mnie... właśnie tak... mocniej! Ach!

Śmiech, który wybuchnął w klasie był niczym w porównaniu z wrzaskiem wściekłości, który opanował umysł Harry'ego i wyrwał się z jego ust. Kierowany instynktem, zapomniawszy zupełnie o tym, gdzie się znajduje, zerwał się i przeskoczywszy ławkę, w kilku krokach znalazł się przy Ślizgonie. Malfoy krzyknął zaskoczony, kiedy Gryfon rzucił się na niego, przewracając krzesło i obaj wylądowali na podłodze. Harry był zaślepiony palącą nienawiścią, nie odczuwał teraz niczego innego, poza chęcią mordu. Chciał zniszczyć Malfoya, roztrzaskać jego czaszkę, wydrapać oczy, połamać kości! Bił na oślep, a potwór w jego wnętrzu ryczał, upajając się strachem i bólem. Rany na jego ręce otworzyły się, kiedy trafił Ślizgona w nos, z którego trysnęła krew. W tej samej chwili pięść Malfoya trafiła Harry'ego w szczękę i poczuł cierpki smak krwi w ustach. Wokół siebie słyszał wrzaski i krzyki, ale docierały do niego jakby z oddali. Złapał Malfoya za włosy w chwili, gdy czyjeś ręce pochwyciły go od tyłu i próbowały odciągnąć od przeciwnika.

- Harry, przestań! - do Harry'ego dotarł przerażony pisk Hermiony.

Chłopak wyrwał się z przytrzymującego go uścisku, po czym ponownie skoczył w stronę zalanego krwią Ślizgona, lecz wtedy pomiędzy nimi wyrosła jakaś niewidzialna bariera, która odrzuciła Harry'ego do tyłu.

W klasie zapanowała nagła cisza.

Harry podniósł się z podłogi, ciężko dysząc i spojrzał na drzwi. W wejściu stała profesor McGonagall z wyciągnięta różdżką i malującym się na jej twarzy wyrazem przerażenia zmieszanego z wściekłością.

- Wszyscy oprócz pana Pottera i pana Malfoya maja natychmiast wyjść! - słychać było, że głos drżał jej z oburzenia. - Natychmiast!

Uczniowie w ciszy pozbierali swe rzeczy i pospiesznie opuścili klasę. Oddech Harry'ego powoli wracał do normy, adrenalina opadła i chłopak poczuł piekielny ból w prawej ręce. Z rozciętej wargi spływała mu krew. Malfoy, trzymając się za obficie krwawiący nos, podniósł się powoli z podłogi.

McGonagall podeszła sztywno do biurka, usiadła przy nim i zmierzyła uczniów groźnym spojrzeniem.

- Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu zaszło?

Harry wbił wzrok w podłogę i zacisnął pięści.

- Botter jest biezrówboważoby bsychiczbie - powiedział Malfoy. - Rzucił się na bie, bez żadbego bowodu i chciał bie zabordować.

- Czyżby? - McGonagall spojrzała surowo na Malfoya, jakby powątpiewała w jego niewinność. - Potter, wytłumacz swoją napaść na pana Malfoya.

Harry milczał uparcie, starając się nie patrzeć jej w oczy. Nie potrafił wymyślić żadnej wymówki, zresztą McGonagall pewnie domyśliłaby się, że kłamie. Rzucił się na Ślizgona i złamał mu nos. Żadna wymówka nie pomogłaby mu wydostać się z kłopotów, w jakie się wpakował.

- Potter, zadałam Ci pytanie! - głos jego opiekunki był ostry jak brzytwa. Kiedy Harry nadal milczał, nauczycielka podjęła decyzję. - W porządku. Jeżeli nie chcesz się wytłumaczyć, to nie będę cię zmuszała. Nie spodziewałam się takiego zachowania po uczniach szóstego roku. Do pana także mówię, panie Malfoy! To, czego dopuściliście się dzisiaj na mojej lekcji jest zachowaniem karygodnym i niedopuszczalnym! Gdyby zdarzyło się to na korytarzu, zostalibyście obaj natychmiast wyrzuceni ze szkoły. Na lekcji jednak byliście pod moją opieką i nie powinnam była dopuścić do takiej sytuacji. Wykorzystaliście moją nieobecność! Zawiedliście moje zaufanie i złamaliście przynajmniej pięć punktów szkolnego regulaminu! Odbieram waszym domom po pięćdziesiąt punktów! Panie Malfoy, proszę iść do skrzydła szpitalnego, a następnie zgłosi się pan do profesora Snape'a po wyznaczenie szlabanu. Jesteście zwolnieni z pozostałych lekcji.

Malfoy odwrócił się, rzucając Harry'emu wściekłe spojrzenie, jakby chciał mu przekazać: "Jeszcze z tobą nie skończyłem...", a następnie wyszedł z klasy.

- A co do ciebie, Harry... - głos McGonagall stał się jakby odrobinę mniej surowy. - Nie wiem, co popchnęło cię do takiej desperacji, żeby na mojej lekcji rzucać się na innego ucznia, ale niezależnie od tego, co było powodem, zachowałeś się karygodnie i uwłaczająco. Okryłeś hańbą dom Gryffindoru.

Podczas całej przemowy, Harry wpatrywał się nieruchomym spojrzeniem w jeden punkt na dywanie.

- A teraz, Harry - ciągnęła nauczycielka - pójdziesz do skrzydła szpitalnego, a następnie zgłosisz się do pana Filcha i poprosisz go o szlaban. Zrozumiałeś?

Chłopak wolno pokiwał głowa, po czym odwrócił się, żeby odejść. Wtedy właśnie wpadł mu do głowy pewien pomysł.

- Pani profesor... - odezwał się cicho. - Czy mógłbym panią o coś prosić?

McGonagall spojrzała na niego znad swoich okularów.

- Słucham?

- Chciałbym zrezygnować z Eliksirów - wypalił Harry. - Czy mogłaby pani pójść do profesora Snape'a i przekonać go, żeby udzielił mi pozwolenia na odejście z jego zajęć?