Выбрать главу

– Hotel nie jest niezbędny. Mogę pojechać do domu. Naprawdę, tak bym wolał.

Diamond pokręcił głową.

– Tej nocy pański dom jest niedostępny, proszę pana.

– Dlaczego?

– Chcę, żeby zaraz rano go sprawdzono, za pańskim pozwoleniem. Do tego czasu jest zapieczętowany. Postawię tam człowieka na noc.

– Jak to „sprawdzono”?

– Funkcjonariusze zajmują się miejscem przestępstwa. Odciski palców i cały ten kram. Rozumie pan?

– „Miejsce przestępstwa”? Nie sugeruje pan chyba, że Geny została zamordowana pod moim dachem?

– Panie profesorze, nie zajmuję się sugestiami, pracuję, opierając się na faktach. Fakt numer jeden: pańska żona nie żyje. Fakt numer dwa: ostatnim miejscem, w którym widziano ją żywą, był pański dom. To gdzie mam zacząć?

Po krótkim zmaganiu się z tym pokazem policyjnej logiki, Jackman odparł:

– Nie rozumiem, dlaczego nie mogę spędzić jednej nocy więcej w tym miejscu, skoro byłem tam przez cały czas, odkąd Geny zaginęła.

Diamond uznał to za protest, który nie zasługuje na reakcję.

– Czym pan przyjechał dziś wieczór, żeby zgłosić zniknięcie żony? – zapytał, zamiast odpowiedzieć.

– Samochodem.

– A gdzie jest teraz?

– W dalszym ciągu na państwowym parkingu przy komisariacie, mam nadzieję.

– Ma pan kluczyki?

– Tak. – Jackman zmarszczył czoło.

– Może mi je pan dać?

– Po co, na Boga? Chyba nie rekwiruje mi pan samochodu? Na twarzy Diamonda pojawił się pocieszający uśmiech.

– Rekwirować? Nie. To tylko stara, nudna metoda sprawdzania faktów. Robimy między innymi odlewy opon. Potem, jeśli znajdziemy inne odciski opon, powiedzmy, przed pańskim domem, możemy wyeliminować pański wóz ze śledztwa. – Był zadowolony z tej odpowiedzi. Brzmiała bardzo rozsądnie, a przy tym nie dał poznać, jaki jest jego prawdziwy cel. Chciał sprawdzić bagażnik w poszukiwaniu śladów po zwłokach. Kiedy dostał kluczyki, zapytał od niechcenia: – Czy ma pan zamiar zjawić się jutro na uniwersytecie?

– Skoro mój dom ma zostać przeszukany, chcę tam być, żeby zobaczyć, co się dzieje – oświadczył stanowczo Jackman.

Rozdział 7

Następnego dnia okazało się, że przeszukanie domu profesora Jackmana nie odbyło się „zaraz rano”. Zaraz rano, po rozpoczęciu dnia Petera Diamonda o wpół do siódmej, rozległ się dzwonek telefonu stojącego przy jego łóżku. Była to wiadomość od samego zastępcy szefa policji, przekazana przez inspektora dyżurnego z komendy głównej. Diamondowi kazano się zgłosić do komendy o wpół do dziewiątej.

Domyślał się, że nie chodzi o pochwałę od szefa. Wyczuwał kłopoty.

Rzucił się z powrotem na poduszkę i jęknął. Cokolwiek było powodem tego nagłego wezwania, nie mogło się zdarzyć w bardziej nieodpowiedniej porze. Komplikacje! Będzie musiał odwołać ustalenia z wczorajszego wieczoru. Furgonetki detektywów, mundurowych i techników kryminalistyki miały zjechać do domu Jackmana o wpół do dziewiątej, dokładnie w tym samym czasie, kiedy miał spotkanie w Bristolu.

Znów usiadł, zdjął telefon ze stolika nocnego i postawił go na kołdrze między nogami. Jego żona, Stephanie, wyszła z sypialni, która zamieniła się w komisariat, bez słowa włożyła podomkę i zeszła na dół, żeby postawić czajnik na gazie. Diamond podniósł słuchawkę i wykonał pierwszy z kilku telefonów, przesuwając przeszukanie na jedenastą. Nie chciał, żeby ktokolwiek wchodził do domu bez niego. Teoretycznie mógł przekazać nadzór Johnowi Wigfullowi. To jednak Diamond wolał pominąć. Poprosił tylko Wigfulla, żeby odwiedził profesora Jackmana w hotelu i powiedział mu o zmianie planów.

Po drodze do Bristolu próbował zgłębić, co mogą myśleć w komendzie głównej. Doszedł do nieprzyjemnego wniosku, że poprzedniego wieczoru Jackman musiał wydzwaniać na wszystkie strony z pokoju hotelowego. Kiedy pojawiają się kłopoty, ludzie o wysokim statusie, tacy jak Jackman, nie chowają się do mysiej nory jak małe złodziejaszki, lecz wprawiają w ruch siatkę koleżeńskiej pomocy.

Tego ranka pan Tott, zastępca komendanta, siedział za biurkiem w białej koszuli z różowymi szelkami. Widok ten był tak niezwykły, że każdy funkcjonariusz niższej rangi zawahałby się w drzwiach. Ale Diamonda przywitał po koleżeńsku, zwracając się do niego po imieniu. Ruchem ręki wskazał mu czarną, skórzaną kanapę pod oknem. Zastępca komendanta, jakby chciał całkowicie rozwiać wszelkie obawy, że będzie jakaś reprymenda, wstał, podszedł do drzwi i poprosił, żeby przyniesiono kawę i herbatniki. Potem przysiadł na poręczy kanapy z założonymi rękami. Z przedziałkiem na czubku głowy, włosami gładko przylegającymi do głowy i wąsem jak u oficera gwardii wyglądał, jakby pozował do edwardiańskiej fotografii.

Cała ta wymuszona kordialność wywarła przygnębiające wrażenie na Diamonda. Ostatnim razem, kiedy potraktowano go z takimi względami, dowiedział się od lekarza, że jego żona poroniła.

– Przepraszam, że pokrzyżowaliśmy ci plany – powiedział Tott, próbując nadać słowom szczere brzmienie – ale musieliśmy spotkać się z tobą jak najszybciej. Przy okazji, jak posuwa się śledztwo w sprawie zabójstwa?

To „przy okazji” było jeszcze jednym wstrząsem, bo znaczyło, że dyskutowana będzie zupełnie inna sprawa niż przypadek Jackmana. Diamond powiedział kilka zdań bez przekonania, szybko myśląc o tym, co się dzieje.

– Wieczorem zidentyfikowaliśmy tę kobietę. Może pan już słyszał.

– Aktorka telewizyjna, czy tak?

– Tak. Zona profesora angielskiego z Claverton. Tott uśmiechał się przyjacielsko.

– Tak mi mówiono. Lepiej wyszlifuj Szekspira, Peter. – Przerwał i opuścił ramiona. – No dobrze, przejdźmy do rzeczy. Na biurku leży egzemplarz raportu ze śledztwa w sprawie Missendale’a.

Diamond właściwie odczytał sygnały.

– Rozumiem. – Był w stanie wydobyć z siebie tylko taką, nijaką odpowiedź. Za długo tłumił przykre myśli. Minęło ponad osiem miesięcy, odkąd stanął przed komisją śledczą, i ponad dwa lata, odkąd Hedley Missendale został wypuszczony na wniosek ministra spraw wewnętrznych z zaleceniem ułaskawienia. Fałszywe zeznania, niesłuszne uwięzienie. Niektóre gazety rozkręciły kampanię nienawiści przeciwko „łajdakom z policji”, oskarżając ich o rasizm i brutalność. Kampania skupiła się na nadkomisarzu Blaizie i na Diamondzie. Jacob Blaize został zaszczuty, musiał przejść na emeryturę w związku z nadwerężonym zdrowiem, co prasa złośliwie i bezpodstawnie opisała jako potwierdzenie publikowanych oszczerstw.

– Myślę, że powinieneś na to jak najszybciej rzucić okiem – powiedział Tott. – Ulży ci, kiedy się dowiesz, że nie ostał się żaden z poważniejszych zarzutów.

Diamond popatrzył w stronę biurka.

– Mógłbym…?

– Nie krępuj się. Po to tu jesteś.

Wstał niemrawo, przeszedł przez pokój i wziął raport.

– Najważniejsze jest oczywiście pod koniec – oznajmił Tott. – To, co znajdziesz w akapitach od strony osiemdziesiątej siódmej, dotyczy ciebie osobiście. Nie śpiesz się.

Diamond przekartkował raport i znalazł podsumowanie. Jego nazwisko rzucało się w oczy. Szybko przeczytał stronę, by wyłowić sedno sprawy. „Nie znaleziono dowodów rasistowskiego podejścia ze strony nadinspektora Diamonda… Ten funkcjonariusz podczas intensywnego przesłuchania w pełni oczyścił się z zarzutów… Jeśli chodzi o zeznanie Missendale’a, całkowicie zgadzało się ono z zebranymi dowodami… nadinspektor Diamond, podobnie jak uczynił to sąd, miał prawo wyciągnąć racjonalne wnioski, że zeznanie Missendale’a ma podstawy faktyczne”.

Odwrócił stronę, był dziwnie spokojny, ale nie czuł się zrehabilitowany po miesiącach obelg ze strony mediów. A potem skoncentrował się na jednym zdaniu.