– Utonięcie to jedna z najtrudniejszych diagnoz w patologii sądowej – mówił dalej Merlin. – W tym wypadku rozkład sprawia, że przypomina loterię. Nie mogę wykluczyć utonięcia tylko dlatego, że nie ma żadnego z klasycznych objawów. Piana, rozdęcie płuc i tak dalej mogą być obecne, jeśli ciało zostanie wyciągnięte z wody wkrótce po utonięciu. A może ich nie być. Ale jeśli ich nie ma, nie możemy wykluczyć utonięcia. W większości przypadków utonięć, które widywałem, brakowało tak zwanych klasycznych objawów. A po dłuższym czasie przebywania w wodzie… – Wzruszył ramionami. – Rozczarowany?
– Co jeszcze mogło ją zabić?
– Na tym etapie nie można tego stwierdzić. Przeprowadzą testy na narkotyki i alkohol.
– Nic znalazłeś innych śladów?
– Inne ślady, jak to ująłeś, były wyraźnie nieobecne. Laboratorium w Chepstow może da nam jakieś wskazówki. Dla mnie to też jest wyzwanie. – Merlin nie posunął się do tego, żeby zatrzeć ręce, ale niebieskie oczy błyszczały mu z niecierpliwości. – Prawdziwa łamigłówka. Mogę natomiast stwierdzić, co jej nie zabiło. Z pewnością nie została zastrzelona, zadźgana, zatłuczona ani uduszona.
– I nie pożarł jej tygrys. Daj spokój, Jack, czy mam coś, od czego mógłbym zacząć?
Merlin odwrócił się do szafki z napisem „trucizna”, otworzył ją i wyjął butelkę dobrej whisky. Nalał obfite porcje do dwóch papierowych kubków i wręczył jeden nadkomisarzowi.
– Coś, od czego mógłbyś zacząć? Masz białą kobietę tuż po trzydziestce, o naturalnych rudobrązowych włosach, sięgających ramion, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, około pięćdziesięciu kilogramów wagi, o zielonych oczach, przekłutymi uszami, wyjątkowo pięknymi zębami z dwiema drogimi plombami z białej emalii, lakierowanymi paznokciami palców rąk i stóp, znakiem po szczepieniu ospy tuż poniżej kolana, bez blizn po operacjach, ze śladem po obrączce ślubnej na odpowiednim palcu i, właśnie, z doświadczeniem seksualnym. Nie będziesz robił notatek? To szczyt wiedzy po dwudziestu latach noszenia gumowego fartucha. Chcę, żebyś o tym wiedział.
– Nie była ciężarna?
– Nie. Obrzmienie brzucha wynika wyłącznie z działania gazów rozkładowych.
– Możesz stwierdzić, czy urodziła dziecko?
– Mało prawdopodobne, tyle tylko mogę ci powiedzieć.
– Jak długo była w jeziorze?
– Jaką to mamy pogodę? Byłem zbyt zajęty, żeby to zauważyć.
– Przez ostatnie dwa tygodnie było dość ciepło.
– Więc co najmniej przez tydzień. – Merlin uniósł ręce w obronnym geście. – I nawet nie pytaj, którego dnia umarła.
– W ciągu ostatnich dwóch tygodni?
– To prawdopodobne. Sądzę, że przejrzałeś listę osób zaginionych? Diamond skinął głową.
– Nikt nie pasuje. Merlin się rozpromienił.
– Nie spodobałoby ci się, gdyby poszło zbyt łatwo, co? W takich wypadkach powinna się sprawdzić wasza technologia. Te wszystkie niesamowite komputery, o których ciągle czytam w „Przeglądzie Policyjnym”.
Diamond puścił ten docinek płazem. Doszedł do wniosku, że tak będzie lepiej, bo wiedział, w jakich warunkach Merlin i jego koledzy muszą czasem pracować: w publicznych kostnicach, ciasnych, słabo oświetlonych, źle wietrzonych, z byle jakim systemem wodno-kanalizacyjnym. Kostnice nie zajmowały wysokiego miejsca na liście priorytetów. Były sprawy, które nie podobały się Diamondowi w policji: płaca i warunki pracy, ale nigdy nie powiedziałby o tym Merlinowi. Po prostu powtórzył kpiącym tonem:
– Komputery? Merlin się uśmiechnął.
– Wiesz, o co mi chodzi. Wielkie Systemy Śledcze.
– Wielkie Systemy Śledcze, dupa blada. Zdrowy rozsądek i przesłuchania, tak uzyskujemy wyniki.
– Nie licząc tego, że czasem ktoś da cynk – powiedział Merlin i szybko dodał: – Co będzie z tą kobietą? Opublikujesz portret rekonstrukcyjny? Na fotografii niezbyt przypominałaby siebie, zanim wpadła do wody.
– Pewnie tak. Najpierw chcę zebrać wszystkie dowody, które są pod ręką-
– Jakie?
– Przede wszystkim poszukamy ubrania. – Na miejscu zdarzenia?
Diamond pokręcił głową.
– Miejsce nie ma tu znaczenia. Ciało tam dopłynęło. Z tego, co mówisz, wnioskuję, że najpierw musiało opaść na dno, a potem wypłynęło, tak jak to się zwykle dzieje, chyba że topielec jest obciążony.
– Zgadza się.
– A zatem wypłynęło i z wiatrem przedryfowało przez jezioro. Będziemy musieli przeszukać całą okolicę.
– Ile to kilometrów?
– Mniej więcej osiemnaście.
– Co oznacza wiele zawieszonych urlopów.
– Draństwo. Ale może będziemy mieli szczęście. Jezioro to ulubione miejsce wędkowania i na piknik. Zwrócimy się do ludzi przez telewizję i radio. Jeśli uda nam się znaleźć miejsce, w którym ciało zostało wrzucone do wody, będziemy mieli od czego zacząć.
Merlin odchrząknął, co miało znaczyć, że jest innego zdania.
– Bardzo wiele w tym założeń.
– Dedukcji – odparł Diamond, spoglądając na niego złym wzrokiem. – Daj spokój, co jeszcze mam założyć? Ze ta młoda kobieta postanowiła samotnie popływać, kiedy nikogo nie było w pobliżu, ale najpierw zdjęła obrączkę ślubną i całe ubranie, a potem utonęła? Trzeba być cholernie naiwnym, żeby złożyć to na karb przyczyn naturalnych. – Zmiął kubek w dłoni i wrzucił go do kosza.
Rozdział 4
Wydział do spraw zabójstw pracował w przewoźnym pomieszczeniu roboczym od niedzieli rano. Była to wielka przyczepa kempingowa zaparkowana na trawie jak najbliżej trzcin, w których znaleziono ciało. Za każdym razem, gdy Peter Diamond stąpał po podłodze, miało się wrażenie, ze przyczepa jest wyładowywana beczkami z piwem. Ten dźwięk niósł się do późnego wieczora. Detektyw kierował wstępną, istotną fazą śledztwa.
W ciągłym użytku było pięć telefonów, a zespół asystentów przenosił każdą informację najpierw na arkusz informacyjny, potem na karty. Pośrodku pomieszczenia stała standardowa złowroga, czterokondygnacyjna karuzela, która mogła pomieścić do dwudziestu tysięcy kart. Diamond wolał kartotekę, choć niektórzy z jego młodszych pomocników mruczeli coś o wyższości komputerów. Jeśli śledztwo nie zakończy się szybko, będzie musiał zainstalować pogardzane monitory i niech Bóg ma w swojej opiece malkontentów, gdyby coś miało się zepsuć.
Poszukiwanie ubrania denatki rozpoczęto na tych odcinkach brzegu, do których najłatwiej było się dostać z trzech dróg biegnących wzdłuż jeziora. Powstała dziwaczna kolekcja wyrzuconej odzieży, świadcząca o różnorodności działań człowieka na brzegach jeziora. Przedmioty były starannie znakowane, zamykane w plastikowych torbach, oznaczane na mapie i wpisywane na arkusze informacyjne, chociaż mało kto wierzył, że mają związek ze sprawą.
Sprowadzono nurków, żeby przeszukali fragment jeziora, gdzie znaleziono dryfujące zwłoki. Istniało prawdopodobieństwo, że wrzucono tam ubranie czy inne dowody. Nie można było pominąć tej czynności, chociaż większość policjantów, w tym Diamond, uważała, że ciało przypłynęło tutaj z innego miejsca przy brzegu albo nawet przydryfowało z drugiej strony jeziora.
We wsiach chodzono od drzwi do drzwi i wypytywano ludzi mieszkających w domach z widokiem na jezioro, szukano świadków jakichś dziwnych zdarzeń nad wodą, do których doszło po zmroku w ciągu ostatniego miesiąca. Plik zeznań wkrótce potwierdził to, co śledczy już wiedzieli, że pod wieczór okolica była ulubionym miejscem wędkarzy, osób obserwujących ptaki, właścicieli psów i flirtujących parek. Nie zauważono niczego, co przypominałoby nagie ciało ciągnięte albo niesione w stronę wody.
Dla Petera Diamonda ten proces zarzucania sieci, niezbędny, chociaż ogromnie niewdzięczny, był wstępem do tego, co uważał za prawdziwą pracę detektywa: identyfikacji i przesłuchania podejrzanych. Choć ostrożnie zdarzenie nazywano „wypadkiem”, Diamond prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa. Był tego równie pewien jak faktu, że po nocy następuje dzień. Odkąd trzy lata temu dostał nominację do wydziału zabójstw w Avon i Somerset, poprowadził pięć śledztw, trzy miejscowe, dwa na wielką skalę i wszystkie, poza jednym, zakończyły się skazaniem. W jednym wystąpiono o ekstradycję, która jeszcze nie nastąpiła. Mogła się przeciągnąć o rok. Ale i tak wiedział, że przyszpilił właściwego człowieka.