– Mogę ich poszukać, jeśli pan chce.
– Nie teraz. Niech mi pani powie, jak się pani dowiedziała, że siostra zaginęła?
– No cóż, mieszka blisko i co wtorek wpadała tutaj na ploteczki. W ostatni wtorek nie przyszła ani w poprzedni, więc siadłam do telefonu i zapytałam tego drania, mojego szwagra, co się stało z moją siostrą.
– I?
– Ten łajdak mi opowiadał jakieś bzdury, że Elly zwiała z panem Middletonem, który zbiera mleko. Twoja siostra to bezwstydnica, mówił, nie lepsza niż nierządnice babilońskie. I jeszcze inaczej ją nazywał, a tego w Piśmie pan nie znajdzie. No, mówię panu, ale się wściekłam.
– Kiedy to się stało?
– Powiedział, że dwa tygodnie temu, w poniedziałek. Nie wierzyłam w ani jedno słowo i miałam rację. Była już martwa i leżała naga w Chew Valley Lake, biedne maleństwo. Chce pan, żebym poszła i zidentyfikowała ją jak należy?
– To może się okazać niepotrzebne.
– Aresztujecie tego drania?
– Chciałbym, żeby pani podpisała zeznanie, proszę pani. Sierżant pani pomoże. – Diamond wstał i wyszedł.
Przez radio skontaktował się z inspektorem Wigfullem.
– Jakieś nowiny?
– Tak – odparł Wigfull. – Właśnie odwiedziłem chałupę mleczarza.
– W Middleton?
– Tak.
– I co?
– Elly Troop otworzyła mi drzwi.
Rozdział 5
W nowoczesnej policji, co powie każdy detektyw, sprawa zabójstwa rzadko bywa rozwiązywana za pomocą błyskotliwej dedukcji, oszałamiającej niższe umysły. Jeśli tożsamość zabójcy nie jest tak oczywista, że sprawa zostaje zamknięta w ciągu pierwszych godzin, proces śledczy bywa mozolny, wymaga wielu godzin pracy funkcjonariuszy policji, techników kryminalistyki i urzędników policyjnych. Jeśli ze skazaniem związana jest jakaś zasługa, to rozpływa się ona wśród licznych uczestników i musi być mierzona opóźnieniami administracyjnymi, fałszywymi założeniami, a czasem fatalnymi pomyłkami. Współczesne śledztwo kryminalne nie jest sportem dla łowców chwały.
Po nieproduktywnym przesłuchaniu pani Pietri Diamond wrócił do ruchomego centrum decyzyjnego i znów zaczął przemierzać pomieszczenie. Zażądał, żeby ponownie przejrzano listę osób zaginionych z Avon i Somerset oraz przyległych hrabstw, i wyładował gniew na urzędniczce policyjnej, bo stwierdził, że lista nie była uzupełniana, odkąd ją ostatnio przeglądał. Atmosfera w przyczepie stała się gęsta, kiedy doprowadził dziewczynę do łez, oskarżając ją także o inne braki na liście, które w oczywisty sposób nie wynikały z jej winy.
Powrót Wigfulla powinien był rozładować napięcie. Inspektor Wigfull, promyczek wydziału, jak nieżyczliwie przezwał go Diamond, zawsze miał słowo pociechy dla każdego, włączając w to urzędników cywilnych, których znał z imienia. To na jego ramieniu można było się wypłakać. Często się uśmiechał, a nawet kiedy się nie uśmiechał, to tak się wydawało, bo jego obfite wąsy miały skłonność do podwijania się na końcach. Tym razem widok wchodzącego po schodkach Wigfulla, bawiącego się przy tym kluczykami do samochodu, wywołał tyradę Diamonda.
– Nie spieszyłeś się, do cholery.
– Przepraszam, nadkomisarzu. Pani Troop była trochę zdenerwowana. Potrzebowała pociechy.
– John, jeśli masz ochotę wstąpić do grup terapii małżeńskiej i trzymać za rączki szlochające żony, czemu tego nie zrobisz? Ja tu pracuję nad sprawą zabójstwa. Jeśli ciebie to nie obchodzi, proponuję, żebyś mi o tym powiedział, a ja znajdę sobie kogoś, na kim będę mógł polegać.
– Została pobita przez męża. Namawiałem ją, żeby tym razem złożyła skargę.
– Praca socjalna – powiedział Diamond z obrzydzeniem, jakby mówił o chorobie wywołanej brakiem higieny. – Płacą ci za to, że jesteś detektywem. A ja tymczasem tkwię tu jak kołek w płocie.
– Sprawa posunęła się naprzód?
Diamond machnął ręką i zrzucił pudełko ze spinaczami do papieru.
– Do cholery, jasne że nie. Jak mogła się posunąć, kiedy ty wysłuchujesz łzawych opowieści nad kawą w Chewton Mendip? Trzy dni i tyle tego, że opaliłem sobie łysinę. Będziemy w poważnych tarapatach, jeśli nie damy nazwiska temu trupowi.
– Może powinniśmy jeszcze raz zerknąć na listę osób zaginionych? – zaproponował nieszczęsny inspektor.
W całym pomieszczeniu ciarki przeszły wszystkim po grzbietach, jak się okazało niepotrzebnie. Diamond uznał, że ciśnienie podniosło mu się niebezpiecznie, i powiedział łagodnym głosem, wiedząc, że czasem to lepiej działa niż wrzask.
– Właśnie to próbuję zrobić.
– Tylko na tym terenie?
– I w Wiltshire. – Chwycił plik kartek i machnął nim. – Cholernie długa lista i rośnie o ponad siedemdziesiąt pozycji tygodniowo.
Wigfull odchrząknął i powiedział.
– GKP zapewne mógłby nam pomóc.
Diamond musiał przez chwilę pomyśleć. Jego umysł nie był nastawiony na skrótowce, a ludzie, którzy lepiej go znali, taktownie woleli nie wspominać o głównym komputerze policyjnym.
– Tak – rzekł z pogardą – dając nam dwadzieścia tysięcy nazwisk.
– Można to ograniczyć, wprowadzając odpowiednie dane – próbował wyjaśnić Wigfull. – W tym wypadku trzeba szukać kobiety poniżej trzydziestki o rudych włosach.
W rzeczywistości Diamond miał całkiem niezłe rozeznanie w możliwościach GKP; inaczej nie przetrwałby w wydziale kryminalnym. Potępiał tylko rozpowszechnione mniemanie, że jest to lekarstwo na wszystko.
– Na razie będziemy pracować z listami z hrabstwa – powiedział. – Chcę dodatkowych informacji przy wszystkich nazwiskach, które podkreśliłem. Dzwońcie do miejscowych komisariatów. Wydobądźcie opisy, prawdziwe opisy, a nie te pieprzone dane, jak je z uporem nazywacie.
Chcę wiedzieć, co to za ludzie. Do wpół do czwartej. Zwołuję konferencję.
– Doskonale, nadkomisarzu.
– To się zobaczy. Pewnie wyczułeś, że jestem trochę spięty, Wigfull. Gdzieś tam jest zabójca, a my robimy za małe postępy, żeby go aresztować. Chryste, nie wiemy nawet, jak to zrobił.
– Wygląda na to, że będziemy potrzebowali GKP – powiedział Wigfull.
Diamond mruknął coś i odwrócił się, żeby sprawdzić kolejne sygnały, które napłynęły po apelu w lokalnych mediach. Portrety rekonstrukcyjne pojawiły się w poniedziałkowych wydaniach „BauYs Evening Chronicle” i „Bristol Evening Post”.
– Jeszcze dwie Candice Milner! – zawołał od razu do Wigfulla – To wiele mówi o współczesnych wartościach, kiedy ludzie nie potrafią odróżnić rzeczywistego życia od jakiegoś cholernego serialu telewizyjnego. – Trzeba byłoby wstrząsu na skalę kosmiczną, żeby wyciągnąć go z dołka.
Chcąc uciec od nieustannego dzwonienia telefonów, postanowił urządzić naradę roboczą w minibusie, zaparkowanym obok wozu dowodzenia. O wpół do czwartej czterech starszych rangą funkcjonariuszy wydziału usiadło z nim na tylnych siedzeniach wozu, w niewygodnej ciasnocie i po kolei składało sprawozdania ze swoich dokonań.
Praca przy telefonie dała Wigfullowi pewne wyniki: zgromadził dokładniejsze dane na temat trzech zaginionych kobiet, których opis ogólnie zgadzał się z wyglądem kobiety znalezionej w jeziorze.
– Janet Hepple jest rozwódką, ma trzydzieści trzy lata i pracuje dorywczo jako modelka malarzy w Coventry. Rude włosy, metr siedemdziesiąt pięć. Wyszła z domu siedem tygodni temu, nie zapłaciła czynszu i od tej poryjej nie widziano. Zupełnie nie zgadza się to z jej charakterem. Wszyscy mówili, że jest uczciwa i godna zaufania.
Na Diamondzie nie zrobiło to wrażenia.
– Druga?
– Sally Shepton-Howe z Manchesteru, zaginiona od dwudziestego pierwszego maja, kiedy to pokłóciła się z mężem i uciekła. Sprzedaje kosmetyki w domu towarowym w śródmieściu. Włosy opisano jako kasztanowe, oczy zielone, trzydzieści dwa lata, ładna. Kobieta odpowiadająca temu opisowi była widziana tamtego wieczoru przy Knutsford Services w okolicach M6, jak próbowała znaleźć okazję na południe.