– Nie.
– Może to powoli do pana wróci. Będzie nam potrzebne zeznanie.
– Zatrzymaliście Coventry’ego?
– A zatem coś pan pamięta?
Diamond streścił to, co pamiętał, aż do chwili, kiedy Andy Coventry rzucił się za nim w pogoń.
Wigfull powiadomił go, że wydział narkotykowy zatrzymał Coventry’ego pod zarzutem posiadania narkotyków.
– Zajmiemy się nim także za rozprowadzanie. W łaźniach miał ukryte dwa kilogramy kokainy.
Mózg działał, ospale, ale prawidłowo.
– Zaopatrywał panią Jackman, tę zamordowaną kobietę. Wigfull zmarszczył brwi.
– Jaki jest na to dowód?
– Chłopiec i jego matka byli świadkami, jak Andy wychodził z jej domu.
– Z domu Jackmanów? Kiedy to było?
– Kilka miesięcy temu. Ostatniego lata. Pani Didrikson powiedziała nam o tym w zeznaniu, pamiętasz? Geraldine Jackman błagała Coventry’ego, żeby nie odjeżdżał.
– To był Coventry? – Głos Wigfulla brzmiał sceptycznie.
– Chłopiec jest tego pewien.
– Właściwie, co sugerujesz, Diamond? Narkotyki w sprawie pani Jackman? Nic lepszego obrona nie potrafi znaleźć?
– Mówię o faktach, John. Geraldine Jackman wąchała kokainę. Idź do jej domu. Znajdziesz torebki z kokainą ukryte w mące, w kuchni.
Wigfull odszedł od łóżka, poza ograniczony zasięg wzroku Diamonda.
– Próbki z sekcji wykluczyły narkotyki. Jeśli sięgniesz pamięcią wstecz, doktor Merlin zarządził test na obecność narkotyków i alkoholu. Chepstow niczego nie znalazło.
– Powinieneś to omówić z Merlinem – doradził Diamond. – To wcale nie znaczy, że nie używała kokainy. W przeciwieństwie do konopi kokaina nie zostaje w ciele długo. Najwyżej kilka dni. Jeśli nie wąchała na parę dni przed śmiercią, niemożliwe, żeby ślady pojawiły się w próbkach.
– Nawet, jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to wątek poboczny – upierał się Wigfull. – Nikt nie twierdzi, że Geraldine Jackman była sympatyczną osobą, ale to nie wchodzi w akt oskarżenia. W porządku, mówisz, że była ćpunką. Dopilnuję, żeby to sprawdzono, ale fakt pozostaje faktem: Dana Didrikson ją zamordowała. Dowody są nie do obalenia.
– Kiedy zaczyna się proces?
– Za jakiś tydzień.
– Tydzień?
– Jesteś tutaj od dziesięciu dni. Spokojnie. Będą ci przynosili gazety. Niczego nie przeoczysz.
Jeszcze tego samego dnia rano spotkał się z chirurgiem, który złożył rozbitą czaszkę. Dowiedział się, że operacja trwała pięć godzin i nikt nie umiał z całą pewnością powiedzieć, czy Diamond wyjdzie ze śpiączki, nie mówiąc o tym, czyjego mózg nie dozna uszczerbku. Urządzenie założone mu na głowę było niezbędne dla procesu zdrowienia. Za dobę zostanie zastąpione czymś, co da mu większe możliwości ruchu. Co do innych obrażeń, miał złamane dwa żebra i powierzchowne otarcia, ale nie było powodów, dla których w ciągu tygodnia nie mógłby wstać z łóżka.
– Wstać i wyjść? – zapytał Diamond.
– Wstać i pójść do toalety, panie Diamond. Jak kiedyś powiedziała mi siostra oddziałowa, kaczka to nie filiżanka herbaty.
Mógł przynajmniej pomyśleć. Najbardziej dręczyło go zachowanie Andy’ego Coventry’ego. Z miłą chęcią przesłuchałby tego człowieka, tylko że nie było to możliwe ani teraz, ani w późniejszym terminie. John Wigfull zapewne odebrał już zeznanie, ale miał klapki na oczach.
Siła ataku była niezwykła. Coventry z łatwością mógł go zabić. Czy czaszka rozbita szpadlem to rozsądna reakcja na przyłapanie kogoś z kilkoma kilogramami kokainy? Jasne, ludzie wpadają w panikę, to się zdarza. Prawdopodobnie Coventry nie był żadną szychą w narkotykowym interesie, ani importerem, ani hurtownikiem, tylko dilerem, prawdopodobnie nawet bez historii kryminalnej. Tacy ludzie są zdolni do ataku, kiedy poczują się zagrożeni. Prawdziwi zawodowcy biorą pod uwagę konsekwencje.
Ale istniał bardziej przekonywający scenariusz. Andy Coventry był najwyraźniej dostawcą Geraldine Jackman. Dawał jej kokainę i systematycznie opróżniał jej konto. Było dobrze, dopóki nie wyczerpały się jej środki.
W banku miała potężny dług. Musiał widzieć, że wpada w coraz większe kłopoty, i wiedział, że nadejdzie czas, kiedy nie będzie sensu dostarczania towaru komuś, kto nie ma czym zapłacić. Może powiedział jej, że umowa wygasła. Potem Geraldine znów się z nim skontaktowała. Zaproponowała coś wartościowego w zamian za narkotyki. Coventry przyjechał do jej domu, a ona pokazała mu listy Jane Austen, które świsnęła mężowi.
Na Coventrym nie zrobiło to wrażenia. Pewnie przewidział problemy, jakie wiązały się z zamianą listów na gotówkę. Rozmowa potoczyła się niewłaściwym torem. Geny wpadła w szał, zagroziła, że wyda go jako dilera i do diabła z konsekwencjami, które mogły wyniknąć dla niej, bo bez kokainy jej życie i tak nie miało sensu. Andy Coventry, doprowadzony do ostateczności, uciszył ją raz na zawsze.
Przez całe miesiące ten człowiek musiał żyć w obawie, że prawda wyjdzie na jaw. Kiedy w łaźniach uświadomił sobie, że ktoś obserwuje, jak chowa towar, wpadł w panikę. Już raz zabił, żeby ukryć swoje powiązania z rynkiem narkotykowym, więc dlaczego nie miałby zabić drugi raz?
Pod koniec tygodnia Gregory Jackman przyszedł z wizytą do szpitala. Miał podkrążone oczy i garbił się, wyglądał dziesięć lat starzej, niż kiedy Diamond widział go po raz ostatni.
– Sprawa z narkotykami wyszła na światło dzienne – wyjaśnił. – Przyszli do mnie nadinspektor Wigfull z ludźmi z wydziału narkotykowego. Pokazałem im torebki z mąką. Dzisiaj jest o tym we wszystkich tabloidach. „Narkotyki w domu profesorka. Kokainizm ofiary”. Uniwersyteckim szychom wcale się to nie podoba. Powiedziano mi, żebym wziął roczny urlop naukowy, kiedy tylko skończy się proces.
– Powiedziano? Mają do tego prawo?
– Zatem poproszono. Byli przyzwoici, jak na ich możliwości. Otrzymam roczne uposażenie, ale pod warunkiem że wybiorę się do Ameryki prowadzić badania naukowe, a kiedy wrócę tutaj, postaram się o inne stanowisko.
– Witam w klubie – powiedział Diamond.
– Jak to?
– Stary sposób posyłania w odstawkę. Wyjedziesz?
– Spróbuj mnie zatrzymać.
– Czy rzeczywiście może się to odbyć tak szybko?
– Tak, dzięki cudowi faksu. Trzeba tylko ustalić dzień odlotu. Oczywiście, zostanę wezwany na świadka.
– Prawdopodobnie oskarżenia.
– Tak. Są ku temu podstawy. Rozmawiałem z obrońcami Dany. Zdaje się, że nie mam w tej sprawie wyboru. Najwyraźniej chcą to w ten sposób rozegrać.
Diamond wyjaśnił mu strategię.
– Współcześnie analizy kryminalistyczne są tak dokładne, że nie wzywa się ekspertów obrony, żeby je podważyć. Jeśli obrona nie powoła świadków poza Daną, będzie miała prawo do wygłoszenia mowy wobec przysięgłych, zanim sędzia podsumuje wynik.
– Mam nadzieję, że rozmawiali o tym z Daną – powiedział ze smutkiem Jackman. – Bóg wie, co sobie o mnie pomyśli, kiedy pojawię się przed prokuratorem.
– Nadal walczy o uniewinnienie, prawda? Jackman przechylił głowę, zaskoczony pytaniem.
– Oczywiście. A jest jakiś powód, żeby tego nie robiła?
– Nie wiem. Dzień, dwa dni temu był tu Wigfull, wyglądał na zadowolonego z siebie, jakby wygrał w totolotka. Jest pewny, że ją skażą.
– Ja też tak pomyślałem.
– A zatem nic się nie zmieniło?
– Sprawa wygląda równie beznadziejnie, jak przedtem – powiedział ponuro Jackman. – Myślałem, że może to, co ci się przytrafiło, pomoże obronie wskazać Andy’ego Coventry’ego jako alternatywnego podejrzanego.