– Na twoim miejscu nie zajmowałbym się słabymi punktami – powiedział Diamond. – Rzuć się na te mocne.
– Ciało w bagażniku?
– Oczywiście. Gdybyś nie zaproponowała tego spotkania, szepnąłbym to Siddonsowi do ucha.
– Aha, coś wiesz?
– Nie ująłbym tego aż tak dosadnie – szczególnie po operacji mózgu. Nie wiem, na ile godne zaufania są te moje małe szare komórki, ale pracowały w nadgodzinach, żeby nadrobić stracony czas.
W rzeczywistości doceniał wagę tego, co chciał jej powiedzieć. Po cichu lubował się tą chwilą tak, jak lubował się sensacją, której oczekiwał na sali rozpraw. Mimo manier wyrzutka Lilian Bargainer dysponowała bystrym umysłem. Doceni to. Zrozumie znaczenie zwycięstwa obrotnego detektywa nad ludźmi w białych kitlach.
– Do rzeczy, kochany. Czas jest na wagę złota.
– Jeśli mam rację, istnieje pewien szczegół, ważny szczegół, który możesz sprawdzić, pytając klientkę. Przy okazji ona tego nie doceni.
– Kolego, jest w takim stanie ducha, że niczego nie doceni, ale chętnie spróbuję.
– Poproś, żeby wróciła pamięcią do poranka, kiedy zabrała Matthew do John Brydon House i zobaczyła blondyna, wychodzącego z Geraldine.
– Tego dilera, Andy’ego Coventry’ego?
– Tak. Powiedziała w zeznaniu, że wydał się jej znajomy, ale nie potrafiła go umiejscowić. Wydaje mi się, że możemy odświeżyć jej pamięć. Zapytaj, czy widziała, jak pływał.
– Pływał? Stary, skryty draniu, lepiej powiedz, o co chodzi.
Wigfull wyglądał na wystraszonego, kiedy znowu zasiadł na miejscu dla świadka. Miał ku temu powód. Rehabilitację zawdzięczał wyłącznie Moggowi. Lilian Bargainer nie włoży jedwabnych rękawiczek na czas przesłuchania. W górze, na galerii dla publiczności, siedział Peter Diamond. Był w dobrym nastroju. Ostatnie słowa, jakie powiedział pani Bargainer, brzmiały:
– Wigfull to nie jest zły detektyw. Myli się, ale nie jest zły. Nie musisz wycierać nim podłogi.
Wstała.
– Nadinspektorze, nie będę pana długo zatrzymywać. Przedstawił pan sądowi obfity materiał ze swojego śledztwa, ale zaniedbał pan dodać, że zmarła pani Geraldine Jackman była kokainistką. Czyżby uważał pan, że to nie ma znaczenia?
– Dotarło to do naszej wiadomości dopiero niedawno – oświadczył Wigfull, delikatnie sugerując, że spodziewał się tego pytania.
– Ale to nie ma wpływu na tę sprawę?
– Zgadza się.
– To pańska opinia. – Odwróciła się do ławników i podniosła oczy ku górze, jakby rozpaczą przejmowała ją kondycja policji. Potem znów odwróciła się do Wigfulla. – Jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałabym wyjaśnić. Dotyczy ona przesłuchania oskarżonej, pani Didrikson. We wtorek, dziesiątego października, były nadkomisarz Diamond i pan zawieźliście panią Didrikson do Bath na przesłuchanie. Dobrze mówię? Może pan zerknąć do swoich notatek. Chcę, żeby to było jasne.
Wigfull wyjął notes i przekartkował go kciukiem.
– Tak, dziesiątego października.
– Zatrzymano ją na noc? Zgadza się?
– Tak.
– A jedenastego października zabrano jej samochód do badań kryminalistycznych?
– Tak, ale za jej zgodą.
– Oczywiście. Pańskie zachowanie w stosunku do pani Didrikson jest bez zarzutu. Sądzę, że posunął się pan nawet do tego, żeby powiadomić jej pracodawcę, pana Buckle’a, że pani Didrikson nie będzie w stanie wozić go rano.
Wigfull skromnie przyznał jej rację.
– To prawda. Tak zrobiłem.
– Bardzo taktowne postępowanie, jeśli wolno mi to powiedzieć – pogratulowała mu pani Bargainer.
Najwyraźniej Wigfull dostrzegł okazję dla siebie.
– Tak, ale był jeszcze jeden powód, żeby to zrobić. Chciałem sprawdzić u pracodawcy, pana Buckle’a, czy oskarżona stawiła się do pracy w dniu morderstwa. A nie stawiła się. – Zerknął w stronę sir Joba i został wynagrodzony pełnym uznania skinieniem głowy za zdobycie punktu w krzyżowym ogniu pytań.
– Kiedy rozmawiał pan z panem Buckle’em? – zapytała pani Bargainer.
– Między ósmą a dziewiątą wieczorem.
– Wieczorem, dziesiątego października?
– Tak.
– Dziękuję, panie nadinspektorze.
Na chwilę zapała cisza, zanim sąd w pełni pojął, że Bargainer zakończyła przesłuchanie. Cała wymiana zdań potrwała krócej niż dwie minuty. Wigfull był równie zdumiony jak reszta sali.
Sędzia zapytał, czy oskarżenie chce ponownie przepytać świadka. Sir Job nie chciał. Wigfullowi pozwolono odejść. Sir Job i jego zespół znów dali się zaskoczyć. Zamieszanie przy ich stole było aż nadto widoczne
– Czy wzywa pan kolejnego świadka? – zapytał sędzia.
– Natychmiast, Wysoki Sądzie – powiedział sir Job, gubiąc papiery. Świadkiem był Stanley Buckie, ubrany na występ w trzyczęściowy, szarobrązowy garnitur i dyrektorski krawat. W butonierce nie miał ulubionego pączka róży, być może w uznaniu powagi okoliczności. Kiedy już znalazł się na miejscu dla świadka, wzmocnił wizerunek pedanta, nakładając okulary, żeby przeczytać przysięgę. Emanował doniosłością; była w jego uniesionym podbródku i wyprostowanych ramionach.
Podwładny sir Joba, w porównaniu z nim człowiek nędznej postury, o żałośnie piskliwym głosie, który sprawi zapewne, że na zawsze zostanie podwładnym, został obarczony prostym zadaniem ustalenia, jak to się stało, że samochód marki mercedes znalazł się w posiadaniu aresztantki.
– Pracowała jako kierowca w mojej spółce, Realbrew Ales – wyjaśnił Buckie.
– Zatrzymywała samochód na noc?
– Tak. Mieliśmy porozumienie, że może z niego korzystać prywatnie, poza godzinami pracy, pod warunkiem że wpisze wyjazdy w książce kierowcy.
– Wszystkie wyjazdy wpisywane były w tej książce?
– To właśnie mówię.
– Proszę pana, czy według pańskich informacji, ktokolwiek inny też mógł jeździć tym samochodem?
– Nikt. Był nowy, kiedy go jej przydzieliliśmy.
– Czy książkę kierowcy trzyma się w samochodzie?
– Taka jest ogólnie przyjęta zasada. Sprawdzamy ją na koniec miesiąca i wpisujemy kilometraż do księgi głównej.
– Czy wie pan, że książki nie było w samochodzie, kiedy zabrano go do badań kryminalistycznych?
– Słyszałem o tym. Na wszelki wypadek szukaliśmy jej w Realbrew, ale nie spodziewałem się, że ją znajdziemy. Dana odebrała ją z biura pierwszego października. Powinna znajdować się w samochodzie, o czym, jak sądzę, powiedziała policji. – Buckie spojrzał w stronę Dany, szukając potwierdzenia. Kiwnęła głową.
– Chciałbym, żeby w protokole zapisano, że była godnym szacunku członkiem mojej załogi – dodał bezinteresownie.
– Jesteśmy zobowiązani.
Kiedy Lilian Bargainer wstała, żeby rozpocząć przesłuchanie, nic w jej zachowaniu nie wskazywało, że będzie to coś więcej niż czysta formalność.
– Proszę pana, przedstawił się pan jako dyrektor Realbrew Ales, ale jest pan także właścicielem pewnej liczby innych przedsiębiorstw, prawda?
– Nie wiedziałem, że kogoś to zainteresuje. Jestem dostawcą drobiazgów do sklepów z artykułami piśmienniczymi i innych sklepów detalicznych. Zasiadam także w radach nadzorczych kilku spółek z branży rozrywkowej.
– Drobiazgi?
– Zabawki, sztuczne ognie na Boże Narodzenie, metalowe składanki. Mnóstwo rzeczy…
– Prawdopodobnie importuje pan to?
– No, tak. – Buckie odpowiedział w sposób sugerujący, że chętnie porozmawiałby o innych sprawach.
– Z Dalekiego Wschodu?
– Głównie.
Sędzia też był zaniepokojony. Dał temu wyraz, kładąc ręce na stole i opierając się sztywno o wyściełany fotel. Lilian Bargainer nie ustępowała.