Выбрать главу

– Czy wśród nich są takie rzeczy jak miniaturowe misie z Tajwanu?

– Oczywiście.

– Latem prosił pan panią Didrikson, żeby odebrała partię towaru z doków Southampton.

– Zgadza się.

– O ile wiem, powiedziała panu, że została zatrzymana przez dwóch policjantów w cywilu, którzy przeszukali pudła z misiami. Tak było?

– Tak mi powiedziała.

Sędzia nachylił się, żeby się wtrącić.

– Pani mecenas, próbuję zrozumieć istotność tych pytań.

– Ta kwestia ma bezpośrednie znaczenie dla sprawy, Wysoki Sądzie, co zaraz udowodnię. Panie Buckie, jest pan najwyraźniej a właściwie dosłownie człowiekiem światowym. Musiał pan zastanawiać się nad powodem, dla którego policja zainteresowała się zabawkami z Dalekiego Wschodu, odebranymi z doków przez kierowcę spółki.

– Były czyste – powiedział obrażony Buckie. – To misie pluszowe na aukcję dobroczynną. Miały potem zostać rozdane dzieciom w Longleat.

– I tak się stało – przyznała pani Bargainer. – Ale zdaniem tych policjantów najwyraźniej były jakieś powody do podejrzeń, że sprowadzacie narkotyki.

Sir Job aż podskoczył, żeby zaprotestować.

– Wysoki Sądzie, nie wierzę własnym uszom. To oburzające. To rażąca napaść na dobre imię świadka. Nic w zeznaniach pana Buckle’a nie zasługuje na to, by go tak traktować.

– Oskarżenie i obrona podejdą do stołu sędziowskiego – nakazał sędzia. Diamond wytężał słuch na galerii, żeby podsłuchać ostrą kłótnię, która wywiązała się na dole. Jeśli sędzia wyda decyzję zgodną z oczekiwaniami oskarżenia, pani Bargainer nie będzie w stanie wypełnić zadania. Dana, na ławie oskarżonych, nerwowo poprawiała spinkę do włosów. Nie było jasne, czy w pełni rozumie doniosłość chwili, ale nie mogła nie odczuć napięcia na sali.

Po prawie dziesięciu minutach ostrego sporu prawnicy wrócili na swoje miejsca. Sir Job był purpurowy, Lilian Bargainer zachowała spokój.

– Przepraszam pana, panie Buckie… za tę przerwę – podjęła przesłuchanie. – Powiedziano mi, żebym szybko przeszła do sedna sprawy i zrobię to. Czy to prawda, że Anton Coventry, zwany Andym, jest pańskim znajomym?

Buckie ścisnął poręcz miejsca dla świadka.

– Spotkałem człowieka o tym nazwisku, jeśli o to pani chodzi.

– Chodzi mi o coś więcej. Czy przyjmował go pan u siebie w domu?

– No, tak.

– Przynajmniej raz pływał w pańskim basenie?

– Tak.

– Z pewnością słyszał pan, że przebywa teraz w areszcie pod kilkoma zarzutami, włączając w to handel kokainą?

– Coś tam czytałem. – Głos Buckle’a nie brzmiał przekonywająco. Było już za późno, żeby zdystansować się od niewygodnego przyjaciela.

– Czy wiedział pan, że Andy Coventry jest podejrzany o dostarczanie kokainy zmarłej pani Jackman?

Buckie milczał.

– O tym wiedzą wszyscy, nieprawdaż?

– To po co mnie o to pytać? – odparł Buckie.

– A dlaczego się pan nie przyzna? – odparowała. – Jesteśmy coraz bliżej prawdy, czyż nie? Tej prawdy, którą przysięgał pan zeznać, panie Buckie. Twierdzę, że policja podejrzewa pana o sprowadzanie nielegalnych substancji. Podróż mojej klientki do Southampton na pańską prośbę, żeby odebrać pluszowe misi, była tylko taktyką dywersyjną, żeby pomieszać im szyki, prawda? Ciekawe, że kiedy pod koniec dnia pani Didrikson przyjechała do pana do domu, gościł pan między innymi Andy’ego Coventry’ego.

Sir Job wstał, żeby zgłosić sprzeciw. Oskarżenia przeciwko Coventry’emu są w trakcie rozpatrywania, zatem zarzuty są bezzasadne i pani Bargainer powinna wycofać swój ostatni komentarz.

– Ale zgadza się pan z przedstawionymi przeze mnie faktami? – naciskała na Buckle’a.

– Ta sprawa jest nieistotna – powiedział bez przekonania. – Jestem tutaj po to, żeby mówić o samochodzie.

Bargainer się uśmiechnęła.

– Doskonale. Porozmawiajmy o samochodzie, mercedesie 190E 2.6 automatic, który pan kupił, kiedy pani Didrikson zatrudniła się w Realbrew Ales. Kupił pan wtedy dla spółki dwa samochody tego modelu, prawda?

– Tak.

– Jeden do osobistego użytku, drugi dla pani Didrikson?

– Tak.

– Dobrze. – Uśmiechnęła się do Buckle’a; nie odwzajemnił uśmiechu. – Chcę zapytać o to, jak wykorzystywał pan te samochody, szczególnie w poniedziałek, jedenastego września, i we wtorek, dziesiątego października. Czy jasno się wyrażam, proszę pana? Pierwsza data to dzień zabójstwa pani Jackman. Już usłyszeliśmy od pana, że tego dnia pani Didrikson nie stawiła się do pracy, prawdopodobnie sam pan musiał prowadzić samochód?

– Tak.

– I licząc od wtorku, dziesiątego października, pozostawał pan bez kierowcy, gdyż tego dnia policja zabrała panią Didrikson na przesłuchanie. Kiedy poinformowano pana o tym?

– Nie pamiętam.

– Nadinspektor Wigfull zeznał, że dzwonił do pana między ósmą a dziewiątą tamtego wieczoru, dziesiątego października.

Buckie wzruszył ramionami.

– Pewnie tak.

– Nalegam na ściślejszą odpowiedź. Czy przypomina pan sobie, że telefonowano do pana?

– W porządku. To było tamtego wieczoru, nie patrzyłem na zegarek.

– To ważne, rozumie pan, bo do czasu, gdy zabrano mercedesa pani Didrikson na badania kryminalistyczne, minęło jakieś dwanaście godzin. Samochód stał przed jej domem przez dwanaście godzin. Kiedy go zabrano, o czym teraz wiemy, udowodniono, że stała się rzecz niemożliwa. Pracownicy laboratorium kryminalistycznego udowodnili na podstawie analizy DNA, że w bagażniku tego samochodu znajdowało się ciało Geraldine Jackman. Mówię, że to niemożliwe, bo tak mi powiedziała pani Didrikson, a ja jej wierzę.

Buckie gapił się sztywno przed siebie jak gwardzista rugany przez sierżanta. A przecież Lilian Bargainer nie podniosła głosu ani o włos.

Elegancja przesłuchania głęboko usatysfakcjonowała Petera Diamonda. Zafascynowany wysłuchiwaniem własnych dedukcji, wygłaszanych przez pełnomocnika, chłonął każde słowo pani adwokat.

– Niemożliwe może zostać wyjaśnione tylko w jeden sposób. Kiedy zadzwonił do pana nadinspektor Wigfull, postanowił pan wprowadzić policję w błąd i odsunąć od siebie podejrzenia. Bo to pan, nieprawdaż, panie Buckie, wrzucił zwłoki Geraldine Jackman do Chew Valley Lake?

Nikt nie protestował, a Buckie nawet nie próbował odpowiadać. Paraliżująca ciekawość opanowała sąd, a pani Bargainer mówiła dalej.

– Wieczorem jedenastego września pojechał pan tam z martwą kobietą w bagażniku mercedesa. A kiedy miesiąc później usłyszał pan, że zatrzymano Danę Didrikson, obmyślił pan sposób, żeby utwierdzić policję w przekonaniu, że to ona jest morderczynią. Spółka dysponowała zapasowymi kluczykami do mercedesa. Pojechał pan do Lyncombe, gdzie był zaparkowany samochód. Otworzył pan bagażnik i wyjął wyściółkę.

Buckie zerkał w stronę ławy, jakby szukając kogoś, kto wątpi w te słowa. Spojrzenia, jakie spotkał, nie były zachęcające.

– Słucha mnie pan, panie Buckie? Wyjął pan wyściółkę. Potem wyciągnął pan wyściółkę z bagażnika swojego samochodu, tę wyściółkę, na której leżały zwłoki, i włożył pan ją do drugiego samochodu. Zaprzecza pan?

Peter Diamond tak całkowicie utożsamił się z pytającym, że zaczął mówić na głos.

– Niech pan powie. – Zatkał sobie usta ręką.

– Zrozumiała mnie pani całkowicie błędnie – powiedział Buckie. – Nie zabiłem Gerry Jackman. Na Boga, nie zrobiłem tego.

– Wrzucił ją pan do jeziora. Zawahał się.

– Wrzucił ją pan do jeziora – powtórzyła pani Bargainer. Zaczęło to przypominać pojedynek woli.