Выбрать главу

– To nie on jest zabójcą?

– Nie.

– Myślę, że wiesz, kto to jest, mądralo. Powinieneś wrócić do policji. – Ścisnęła go za rękę, jakby natychmiast pożałowała tej uwagi. – Ale cieszę się, że nie wróciłeś, częściej cię widuję.

– Hm.

– Chodźmy jutro na lunch do pubu. Tylko my dwoje. Pokręcił głową.

– Przepraszam, jestem już umówiony na lunch.

– Z kim?

– Z mordercą. – Sięgnął po pilota.

– W porządku, to w sobotę – powiedziała, nie zdradzając zaskoczenia, zdziwienia czy niepokoju.

Wkrótce potem poszedł do łóżka. Obojętność Stephanie i jego przekora sprawiły, że nie zasnęli jeszcze przez kilka godzin. Trochę po północy opowiedział jej o wszystkim.

Rozdział 6

Siedział skulony pod wielkim czarnym parasolem na ławce przed opactwem. Płaszcz przeciwdeszczowy miał zapięty aż pod szyję, a kołnierz podniesiony po uszy dotykał ronda jego kapelusza. Wyglądał jak tajniacy z ziarnistych, czarno-białych filmów sprzed czterdziestu lat. W sklepie na końcu Abbey Gate Street kupił dwie porcje frytek z rybą. Czekały, opakowane, na jego kolanach. Drobna mżawka niosła się znad Kanału Bristolskiego i opadała na całe miasto. Panowała taka mgła, że nie było widać połowy frontonu opactwa. Nawet gołębie się wyniosły, ale był zadowolony, że tutaj jest. Właśnie o to mu chodziło.

Przyglądał się bacznie każdemu, kto przechodził przez wybrukowany podwórzec przed kościołem. W większości byli to klienci sklepów albo turyści. Do zachodniej bramy podeszła wycieczka uczniów mówiących po francusku i znikła w środku. Od Stall Street docierały pierwsze takty koncertu skrzypcowego Brucha; uliczny grajek pociągał regularnie smyczkiem wsparty orkiestrą z taśmy. Udało mu się dziś rano znaleźć dla siebie suche miejsce. Ale udałoby się jeszcze lepiej, gdyby poczekał kilka minut, bo dzwony opactwa zaczęły wybijać południe.

– Naprawdę musimy rozmawiać tutaj?

Głos rozległ się za plecami Diamonda. Odwrócił się i zobaczył Matthew Didriksona.

– Chodź, siadaj. Pod parasolem jest sucho, a frytki i ryba nie będą wiecznie ciepłe.

Chłopiec obszedł ławkę i wziął torebkę, którą podał mu Diamond. Nie usiadł.

– Przynajmniej możemy tutaj swobodnie porozmawiać – powiedział Diamond. – Widziałeś się z matką?

– Wczoraj wieczorem. Greg zabrał nas na kolację. W domu jest nie do wytrzymania z prasą i tym wszystkim.

– Uroczysta uczta?

– Wcale nie. – Matthew gapił się na chodnik, marszcząc brwi. – Greg wyjeżdża do Ameryki.

– Tak, słyszałem.

– Chce, żeby mama też pojechała i zabrała mnie ze sobą.

– Powiedziałeś im, że zabiłeś panią Jackman? – zapytał Diamond wprost.

Matthew nabrał tchu i zadrżał. Nie podnosił wzroku. Dziś dziecko przeważało w nim nad mężczyzną.

– Powinieneś.

– Nie mogę.

– Dlaczego?

– To za duża sprawa.

– Po tym wszystkim, co przeszła? Matthew skinął głową.

– Myślę, że ona wie – mruknął Diamond. – To dlatego uniewinnienie jej nie poruszyło. W głębi duszy wiedziała, co się stało, Mat. I nic nie mówiła, bo jest twoją matką i kocha cię. Ale wie, że prawda musi wyjść na jaw i wolałaby usłyszeć to od ciebie niż od kogoś takiego jak ja.

Chłopiec przyglądał się uważnie twarzy Diamonda, żeby przekonać się, że jego słowa są szczere.

– Powiesz jej?

Pytanie jak z piaskownicy.

– Powiem, jeśli to będzie konieczne.

Jego szczerość została oceniona pozytywnie.

– Porozmawiam z nią. – Mat odwrócił wzrok, spojrzał na dziecko przejeżdżające przez podwórzec rowerkiem bmx. – Pójdę do więzienia?

– Do więzienia nie. Jesteś niepełnoletni.

– Będę miał proces, tak jak matka?

– Prawdopodobnie. – To nie czas, żeby spekulować na temat problemów, wobec których stanie wymiar sprawiedliwości, kiedy będzie miał do czynienia z dwunastolatkiem oskarżonym o morderstwo. Nie było też sensu wyjaśniać, jak długo pozostanie w zamknięciu, na garnuszku Jej Królewskiej Mości.

– Usiądziesz?

Tym razem Matthew przyjął zaproszenie. Musiał usiąść blisko Diamonda, żeby znaleźć się pod jego parasolem. W kącikach oczu miał łzy.

– Nie chciałem jej zabić. Wszedłem do domu tylko po to, żeby znaleźć te listy. Wiedziałem, że musiała je zabrać, żeby wszystko zepsuć.

– Dlaczego nie powiedziałeś mi tego na początku? W tamten poniedziałek rano twoja matka odebrała telefon od profesora Jackmana. Powiedział jej, że listy znikły.

– Była naprawdę zdenerwowana. Widziałem, jaka była zła. Ja też byłem zły. Pani Jackman była podła. Nienawidziłem jej. Strasznie krzyczała na moją mamę, i to przez nią nie mogłem już chodzić z Gregiem na pływalnię. To nie on chciał przestać. Był dla mnie naprawdę dobry. Uratował mi życie, kiedy wpadłem do jazu. Greg nie wykorzystywał mnie jak robaka na haczyku, a ona tak powiedziała tylko dlatego, że podobała mu się moja mama. On był…

– Jak ojciec?

– Tak. Nadal kocham mojego prawdziwego ojca – dodał szybko. Tego prawdziwego ojca, który wolał grać w szachy i nie pofatygował się, żeby przyjechać do Anglii na proces. Ten prawdziwy ojciec odrzucił syna. Ślepa lojalność Matthew tłumiła straszną, śmiertelną rozpacz.

– Co się stało w tamten poniedziałek rano?

– Kiedy mama odwoziła mnie do szkoły, widziałem, jak się męczy przez te listy. Postanowiłem spróbować zabrać je pani Jackman. W pierwszym dniu semestru zawsze obijamy się koło szatni, bo wydają nam czyste togi. Za bardzo są zajęci małymi dziećmi, żeby interesować się nami, starszymi chłopcami. Można pobiegać po sklepach i guzik ich to obchodzi. Pojechałem minibusem do Bathwick Hill. Wiedziałem, który to dom. Myślałem, że znajdę jakieś otwarte okno, ale poszło łatwiej, bo otwarte były drzwi kuchenne. Po prostu nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Nikogo nie było. Wszedłem cichutko na schody i znalazłem jej sypialnię. Była tam, jeszcze spała. Chciałem poszukać listów, ale bałem się, że się obudzi i mnie złapie.

– Obudziła się?

– Dopiero jak położyłem jej kołdrę na twarzy. Leżała na plecach, a ja chciałem zakryć jej oczy. Pewnie bym jej nie zabił, gdyby się nie obudziła. Poruszyła się, a ja przycisnąłem kołdrę. Szarpała się, ale to nic nie dało, bo ręce miała zaplątane w pościel. Im bardziej się szarpała, tym mocniej naciskałem. Klęczałem na niej. Byłem zły i wystraszony. Właściwie nie wpadłem w panikę, tylko nie chciałem, żeby się obudziła i mnie zobaczyła, i naciskałem, i naciskałem na kołdrę, aż ona się nie uspokoiła. Wystraszyłem się jeszcze bardziej, kiedy zrozumiałem, co zrobiłem. Jeszcze raz ściągnąłem kołdrę i popatrzyłem na jej twarz. Wiedziałem, że nie żyje. Nie szukałem już listów. Po prostu wybiegłem.

– Złapałeś autobus do Bath?

– Tak.

– Później, kiedy się dowiedziałeś, że w jeziorze znaleziono ciało, musiałeś być zdumiony.

– Tak.

– I co sobie pomyślałeś?

– Najpierw pomyślałem, że to Greg ją znalazł w sypialni i przewiózł, żeby to wyglądało na samobójstwo. Później, że to matka wrzuciła ją do jeziora. Powiedzieli, że wzięła swój samochód. Nie wiedziałem, co robić. Gdybym się od razu przyznał, mama miałaby kłopoty. Tamtego dnia, kiedy przyszliście do nas do domu, a ona próbowała uciec, tak naprawdę nic mi nie było. Pomyślałem, że ją wypuścicie, jeśli pójdę do szpitala.

Diamond pokiwał głową i nic nie powiedział.

– Przepraszam, że straciłeś przeze mnie pracę – dodał Matthew.

– Nie szkodzi – odparł Diamond. – Prawdopodobnie uratowałeś mi życie, kiedy Andy Coventry rozłupał mi głowę w łaźniach. Mogło być gorzej, gdybyś szybko nie sprowadził pomocy. Jedz te frytki.