Выбрать главу

Swój pierwszy paryski pokaz mody pamiętam jak przez mgłę. Było ciemno, tyle sobie przypominam, a muzyka wydawała się zbyt głośna dla tak oszczędnej elegancji, ale jedyne, co wyraźnie pozostało mi w pamięci z tamtego dwugodzinnego podglądania dziwaczności, to wrażenie silnego dyskomfortu. Kozaki Chanel, które Jocelyn tak starannie dobrała do stroju – rozciągliwego i w związku z tym idealnie przylegającego kaszmirowego swetra od Mała oraz szyfonowej spódnicy – potraktowały moje stopy jak poufne dokumenty przepuszczane przez niszczarkę. Głowa bolała mnie z powodu połączenia kaca i zdenerwowania, prowokując protest pustego żołądka w postaci groźnych fal mdłości wywołanych bólem głowy. Stałam w samym końcu sali z rozmaitymi reporterami klasy C oraz innymi osobami zbyt mało ważnymi, by zapewnić sobie miejsce siedzące, jednym okiem zerkając na Mirandę, a drugim szukając najmniej upokarzających miejsc, w których mogłabym się pochorować, gdybym poczuła nieodpartą potrzebę.

„Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam w twoim wieku. Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam w twoim wieku. Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam w twoim wieku”. Te słowa wciąż na nowo rozbrzmiewały mi w głowie, dostrajając się do stałego, uciążliwego łomotu w skroniach.

Miranda zdołała nie interesować się mną przez niemal godzinę, ale potem ruszyła pełną parą. Mimo że stałam w tym samym co ona pomieszczeniu, zadzwoniła do mnie na komórkę, żądając pellegrino. Od tamtego momentu telefon dzwonił w odstępach dziesięcio -, dwunastominutowych, a każde żądanie raziło moją głowę bolesnym wstrząsem.

Drrryń. – Zadzwoń do pana Tomlinsona na telefon, który ma w samolocie. – (SGG nie odebrał, chociaż próbowałam się połączyć szesnaście razy). Drrryń. – Przypomnij wszystkim redaktorom Runwaya, którzy są w Paryżu, że nie mogą z tego powodu zaniedbywać swoich obowiązków, chcę dostać wszystko we wcześniej ustalonych terminach! – (Te kilka osób z Runwaya, z którymi udało mi się skontaktować w rozmaitych paryskich hotelach, po prostu mnie wyśmiało i się rozłączyło). Drrryń. – Przynieś mi natychmiast zwykłą amerykańską kanapkę z indykiem, mam już dość całej tej szynki. – (Przeszłam ponad trzy kilometry w moich morderczych butach i z buntującym się żołądkiem, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć nic z indykiem. Jestem przekonana, że o tym wiedziała, bo ani razu nie prosiła o indyka w Ameryce, chociaż tam, oczywiście, jest dostępny na każdym rogu). Drrryń. – Oczekuję dossier trzech najlepszych szefów kuchni, jakich do tej pory znalazłaś, przygotowanych w moim apartamencie, kiedy wrócimy z pokazu. – (Emily kaszlała, jęczała i przeklinała, ale obiecała, że przefaksuje wszystkie informacje na temat kandydatów, jakie miała, żebym mogła złożyć je w „dossier”). Drrryń! Drrryń! Drrryń! „Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam w twoim wieku”.

Zbyt wymęczona mdłościami i za bardzo okulawiona, by oglądać paradę anorektycznych modelek, wymknęłam się na zewnątrz na szybkiego papierosa. Naturalnie w chwili, gdy pstryknęłam zapalniczką, znów rozległ się mój telefon.

– Ahn – dre – ah! Ahn – dre – ah! Gdzie jesteś? Gdzie, do cholery, jesteś?

Wyrzuciłam wciąż jeszcze niezapalonego papierosa i pognałam z powrotem, w żołądku przelewało mi się tak gwałtownie, że byłam pewna, że się pochoruję – pozostawało tylko pytanie kiedy i gdzie.

– Jestem z tyłu sali, Mirando – powiedziałam, prześlizgując się przez drzwi i wciskając plecy w ścianę. – Dokładnie po lewej od drzwi. Widzisz mnie?

Obserwowałam, jak obraca głową tam i z powrotem, dopóki jej oczy wreszcie nie trafią na moje. Miałam już zamiar się rozłączyć, ale wciąż mówiła scenicznym szeptem:

– Nie ruszaj się, słyszysz? Nie ruszaj się! Można by pomyśleć, że moja asystentka rozumie, że jej zadaniem jest mi asystować, a nie wałęsać się gdzieś, kiedy jej potrzebuję. To niedopuszczalne, Ahn – dre – ah! – Zanim zdążyła dojść na tył sali i ustawić się przede mną, przez zdjęty podziwem tłum zaczęła posuwać się kobieta w długiej do ziemi, połyskliwej srebrnej szacie z podwyższoną talią i z pochodnią w ręku, a muzyka z dziwacznych gregoriańskich śpiewów zmieniła się w regularny heavy metal. Kiedy Miranda do mnie dotarła, nie przestała syczeć, ale przynajmniej wreszcie zamknęła telefon komórkowy. Zrobiłam to samo.

– Ahn – dre – ah, mamy tu poważny problem. Ty masz poważny problem. Właśnie odebrałam telefon od pana Tomlinsona. Wygląda na to, że Annabelle zwróciła mu uwagę, że paszporty bliźniaczek straciły ważność w zeszłym tygodniu. – Wpatrywała się we mnie, ale byłam w stanie skoncentrować się tylko na tym, żeby nie zwymiotować.

– Och, naprawdę? – zdobyłam się tylko na tyle, ale najwyraźniej to nie była właściwa reakcja. Jej dłoń zacisnęła się na torebce, a oczy zaczęły z wściekłości wychodzić z orbit.

– Och, naprawdę? – naśladowała mnie, wyjąc jak hiena. Ludzie zaczynali się na nas gapić. – Och, naprawdę? To wszystko, co masz do powiedzenia, „och, naprawdę”?

– Nie, ee, oczywiście, że nie, Mirando, nie chciałam, żeby tak to wyszło. Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby pomóc?

– Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby pomóc? – znów mnie naśladowała, tym razem cienkim dziecinnym głosikiem.

Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną osobę, sięgnęłabym, żeby wymierzyć jej policzek. – Lepiej, żebyś była tego cholernie pewna, Ahn – dre – ah. Skoro najwyraźniej nie jesteś w stanie zachować pełnej kontroli nad takimi sprawami z wyprzedzeniem, będziesz musiała wymyślić, jak je przedłużyć przed dzisiejszym wieczornym lotem. Nie pozwolę, żeby moje własne córki przegapiły to jutrzejsze przyjęcie, rozumiesz?

Czyją rozumiałam? Hm. Rzeczywiście, dobre pytanie. Kompletnie nie potrafiłam pojąć, jak może być moją winą, że jej córkom wygasły paszporty, skoro, przynajmniej teoretycznie, miały dwójkę rodziców, ojczyma i nianię w pełnym wymiarze godzin do nadzorowania takich spraw, ale uznałam, że to bez znaczenia. Jeżeli orzekła, że to moja wina, tak było. Rozumiałam, że ona absolutnie nie zrozumie, kiedy jej powiem, że te dziewczynki nie wsiądą dziś wieczorem do samolotu. Potrafiłam znaleźć, naprawić albo zorganizować dosłownie wszystko, ale uzyskanie dokumentów państwowych podczas pobytu w obcym kraju w czasie krótszym niż trzy godziny nie mogło mieć miejsca. Kropka. W końcu pierwszy raz podczas całego roku wystąpiła z żądaniem, którego nie mogłam spełnić – bez względu na to, ile by nie warczała, rozkazywała czy zastraszała, nie dało się tego zrobić. „Przypominasz mi mnie samą, kiedy byłam w twoim wieku”.

Pieprzyć ją. Pieprzyć Paryż, pokazy mody i maraton,Jestem taka gruba”. Pieprzyć wszystkich ludzi, którzy wierzą, że zachowanie Mirandy jest usprawiedliwione, ponieważ potrafi połączyć utalentowanego fotografa z jakimiś drogimi ciuchami i wychodzi z tego śliczna strona w czasopiśmie. Pieprzyć ją za myśl, że jestem do niej w czymkolwiek podobna. A przede wszystkim, pieprzyć ją za to, że miała rację. Dlaczego, do cholery, znosiłam wykorzystywanie, poniżanie i upokarzanie przez tę ponurą diablicę? Może, tylko może, mogłabym w takim razie za trzydzieści lat siedzieć na tej samej imprezie wyłącznie w towarzystwie asystentki, która czuje do mnie odrazę, otoczona armią ludzi z konieczności udających, że mnie lubią.