Kondemnatą lub kondemnatką nazywano zaś wyrok wydany zaocznie – wówczas, gdy pozwany nie stawił się na rozprawę. Jeśli dotyczyła ona zbrodni kryminalnej, często wyrokiem zaocznym była banicja – nakaz opuszczenia Rzeczypospolitej, jednak bez utraty praw. Znacznie gorszą karą była infamia – oznaczała ona wyjęcie szlachcica spod prawa. Każdy mógł zabić go bezkarnie, a jeśli dostarczył głowę infamisa do starosty grodowego, mógł być pewien nagrody. Dodatkowo infamis zabijający infamisa mógł liczyć na zdjęcie z niego infamii. Formuła male abtentum oznaczała zaskarżenie wyroku zaocznego, jeśli wydano go w sposób niewłaściwy. Gdy sąd badający tę skargę znajdował błędy w poprzednim postępowaniu, kasował zaoczny wyrok i nakazywał wznowienie procesu.
Rozdział VIII
S’amor non è, che dunque è quel ch’io sento?... – to, co Jacek Dydyński uważa za plugawą mowę sodomitów, to w rzeczywistości Sonet do Laury Francesco Petrarki. W tłumaczeniu Jalu Kurka na polską mowę brzmi on tak:
Jeśli to nie miłość – cóż ja czuję?
A jeśli miłość – co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra – skąd gorycz, co truje?
Gdy zła – skąd słodycz cierpienia każdego?
Pierzydła – to po prostu poprzeczne deski osadzone na młyńskim kole, w które uderza woda i w ten sposób porusza całą konstrukcję.
Koło paleczne – ogromne koło z palcami, czyli drewnianymi kołkami, które obracając się, napędzają cewię – pomniejsze koło zębate umieszczone na tej samej osi, na której osadzone są kamienie młyńskie.
Ave Maria, gratia plena, Dominus tecum – Sienieński odmawia po łacinie modlitwę Zdrowaś Mario adresowaną do Najświętszej Marii Panny, którą papież Pius V uczynił oficjalną modlitwą kościoła w 1566 roku. Po łacinie brzmi ona tak:
Ave Maria, grátia plena, Dóminus tecum.
Benedicta tu in mulieribus,
et benedictus fructus ventris tui, Iesus.
Sancta Maria, Mater Dei, ora pro nobis peccatóribus,
nunc et in hora mortis nostrae. Amen.
A oto jej polski przekład:
Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami,
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi,
teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
Hollische polnische Quarte, jak mawiali rajtarzy królewscy... – piekielna polska czwarta to tak zwane cięcie w brzuch tylcem (jak uważa Wojciech Zabłocki, polski mistrz szabli) według pierwszego polskiego traktatu szermierczego Michała Starzewskiego, który powstał około 1830 roku, a wydany został drukiem w 1932 roku (patrz: Ze wspomnień o Michale Starzewskim, Starzewski J., Kraków 1932). Niemieckie określenie tyczy się wprawdzie XIX wieku, ale cięcie to na pewno było używane znacznie wcześniej.
Hulucz – obecnie Ulucz, wieś nad Sanem, mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Sanokiem a Dynowem, w której najcenniejszym zabytkiem jest cerkiew z początku XVI wieku, zbudowana na wzgórzu Dębnik.
wpadł do mrocznego wnętrza niczym niegdyś proboszcz Orzechowski – mowa o Stanisławie Orzechowskim, wybitnym polskim myślicielu i publicyście doby Renesansu. Był on proboszczem w Żurawicy i Pobiedniku, kanonikiem przemyskim. W 1547 roku zbuntował się przeciwko celibatowi i ożenił z Magdaleną Chełmską. Spowodowało to prawdziwą wojnę z biskupem przemyskim Janem Dziaduskim, który obłożył go klątwą i ekskomuniką, został także skazany na banicję i konfiskatę dóbr. Wedle dawnych przekazów, kiedy w katedrze przemyskiej Dziaduski przygotowywał ceremonię ekskomunikowania Orzechowskiego, proboszcz z Żurawicy wpadł do świątyni na czele okolicznej szlachty rozwścieczonej na pazernych klechów i wygłosił płomienną mowę oskarżycielską. Należy także dodać, że anatema była w zasadzie jedyną rzeczą, którą mógł uczynić przeciwko Orzechowskiemu biskup przemyski – ówczesna Rzeczpospolita była bowiem krajem bez stosów i inkwizycji. W dodatku sejm w 1552 roku unieważnił wszystkie wyroki, którymi obciążono Orzechowskiego.
A co najciekawsze, Orzechowski pod koniec życia powrócił do wiary katolickiej, rezygnując z głoszenia zasad reformacji, ale bynajmniej nie z żony.
Rozdział IX
zaintonowały bojową pieśń falkonety, potem odśpiewały Te Deum łańcuckie śmigownice, na końcu zaś zagrały staroście leżajskiemu na pohybel czechliki, zduski, sokoliki i słowiki – do dziś nie wiadomo, jaki wagomiar miały wspomniane działa. Wszystko dlatego, iż dopiero w czasach reform wojskowych Władysława IV Wazy ujednolicono w Rzeczyposplitej kalibry armat. Najprawdopodobniej chodzi tutaj o lekkie działka, które znajdowały się na wyposażeniu dworów i zameczków szlacheckich. Inwentarze arsenałów i zbrojowni z początku XVII wieku przechowały wiele podobnych nazw, niestety, nie jesteśmy w stanie dociec, jakiego wagomiaru były to armaty. Na przykład w roku 1600 Zamoyski wybierający się na wyprawę przeciwko Michałowi Walecznemu do Multan i Mołdawii miał przy sobie, jak podają źródła: czechlika, dwa słowiki, dwie zduskie i innych [dział] większych kilka, wszystkiego około dziesiątka. W roku 1601, jak podaje Konstanty Górski w Historyi Artylerii Polskiej (Warszawa 1902), oprawiono w cekhauzie krakowskim działa burzące: dwa samsony, pannę jedną, jaszczurkę jedną i słowika jednego. O ile wiadomo, że panna i słowiki strzelały kulami o ciężarze 30 funtów, bazyliszek był kartauną na kule 42-funtowe, a jaszczurka 20-funtową kolubryną, o tyle wagomiaru czechlików, zdusek i sokolików można się jedynie domyślać. Zapewne sokoliki były lekkimi falkonami, strzelającymi kulami o ciężarze od jednego do kilku funtów.
hakownice i kobyły – hakownicą nazywano w XVII wieku ciężką broń palną o kalibrze dochodzącym nawet do 22 milimetrów. Z uwagi na wagę i ciężar broni można było oddać z niej strzał tylko po zaczepieniu specjalnym hakiem o występ muru lub burtę wozu – aby uniknąć dużego odrzutu. Kobyłami z kolei nazywano ciężkie muszkiety niderlandzkie, które wchodziły wówczas w użycie. Nie wymagały one haków, ale forkietów, czyli polskich widelców – podpórek, na których opierało się lufę w czasie oddawania wystrzału. Kula z kobyły była w stanie przebić nawet zbroję husarską.
pierwsi semeni i konni sabaci oraz siedzący im na karkach Dwerniccy i Opalińczycy wpadli w ulicę Rzeźniczą – opisy rzezi i złupienia Łańcuta oraz zamku zgadzają się całkowicie z tym, co przekazują nam dawne akta sądowe. Stadnicki napadł na Opalińskiego, został pokonany, a gdy jego uciekające watahy wpadły do miasta, na ich karkach wjechali tam Opalińczycy. Starosta leżajski twierdzi, że złupienie Łańcuta niewinnie, widzi Bóg, bo bez jego woli i rozkazania i wiadomości się stało, a on Pana Boga tylko prosił, aby mu się dał nieprzyjaciołom odjąć. Ma się rozumieć, iż co innego twierdzi w swojej protestacji Stadnicki, który oskarża wroga, iż specjalnie oblegał zamek, złupił miasto i zrujnował jego majętności.