– Nadgorliwość zawsze prowadzi na manowce, ksiądz Pyrko może być pouczającym przykładem – powiedział Rak – taki aktywista w sutannie życzenia własne bierze za fakty i wykonuje działania, których skutków nie potrafi przewidzieć.
– Pazerność zgubi kler – mruknął Śliwa – chce teraz wszystko i wszystkich podporządkować sobie, co sprowokuje falę ateizmu i nową Reformację. Tak mawiał Ateusz Pokorny, dech mu ziemia lekką będzie. I miał rację.
– Nie zastanawia panów fenomen wody święconej? – ciągnął malarz, puściwszy mimo uszu obie dygresje. – Jak powstaje? Do cudownej przemiany wystarczy odpowiednia modlitwa zwykłego kapłana czy też obrzędu dokonuje biskup, mający upoważnienie Watykanu? W celu transformacji używa się surowiec lokalny czy importowany, na przykład z rzeki Jordan? Pytania naiwne lecz uprawnione w ustach laika. Jeśli proces produkcji, że się tak wyrażę, jest skomplikowany, proboszcz może puścić się na łatwiznę i ubytki uzupełniać dolewaniem z kranu. W ten sposób woda święcona staje się coraz mniej esencjonalna i wraz maleje jej skuteczność, co by tłumaczyło niepowodzenia Kościoła w zbożnym dziele ewangelizacji nadwiślańskich pogan. Jak ogromne jest zapotrzebowanie na ów płyn cudowny, wiadomo. W Trzydębach poświęcono już wszystko, od szklarni Świderskiego do miejskiego szaletu.
– Nie widzę problemu – obruszył się Rak. – Przecież Kościół w ramach akcji prywatyzacyjnej może przejąć jakąś państwową gorzelnię i zamienić ją na przykład w spółkę akcyjną „Rowoś" (Rozlewnia Wody Święconej). Jest zapotrzebowanie rynku, zbyt zapewniony, produkt w gustownych opakowaniach dostępny w każdym kiosku. Dla księży trzydziestoprocentowy rabat przy hurtowym zakupie.
– Lepszy interes zamieniać wodę w wino – zauważył Śliwa. – Powstaje, powiedzmy, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością „Curozwin" (Cudowne Rozmnożenie Wina) i dzięki reklamie telewizyjnej opanowuje rynek, kładąc na łopatki Polski Monopol Spirytusowy. Są precedensy. Pamiętasz faceta zwanego Świński Ryj? Prowadził punkt skupu butelek przy ulicy Krzywoustego. Z każdej flaszki trunku robił dwie, dolewając kranówki. Korki zgrabnie lakował, a towar upłynniał okolicznym pijaczkom. Ci jednak po pewnym czasie zorientowali się co jest grane, gdyż koszt uzyskania stanu euforycznego podwoił się, podobnie jak obciążenie przewodu pokarmowego. Od samosądu uratowała wynalazcę milicja lecz wskutek poważnych obrażeń musi chodzić o kulach.
Ogień trawił już parter. Zawalił się dach wyrzucając w atmosferę snopy iskier. Gapie zaczęli się rozchodzić, a strażacy z beznamiętną precyzją dogaszali zgliszcza. Proboszcz siedział na trawie pogrążony w smutku, gdyż nie tylko dobro kościelne lecz także jego osobisty dobytek uleciał z dymem. Podszedł doń Śliwa.
– Szukamy źródeł nieszczęścia?
Nie słysząc odpowiedzi dodał zaczepnie:
– W ściany plebani wmurowano cegły, którymi tłum dewotek, podbechtany przez księdza Maciąga, ukamienował nauczyciela Pokornego. Mojego przyjaciela Ateusza. Przekląłem wówczas twego poprzednika, przeklinam dziś ciebie, klecho! Oby cię piekło pochłonęło!
– Przekleństwo komucha jest pozbawione mocy sprawczej – odparł Pyrko wzruszając lekceważąco ramionami.
– Zobaczymy. Dotąd dzieliłeś miast łączyć co rozłączone, uczyłeś nienawiści choć kazano ci głosić miłość, plugawiłeś wargi kłamstwem tając prawdę. Dziś jednak ruszyło cię sumienie, będziesz usiłował się zmienić, w płomieniach plebani ujrzałeś bowiem własną podłość, podszytą pychą. Ogarnął cię strach, że będziesz osądzony, być może niebawem, śmierć już krąży w pobliżu, mogłeś przecież spać w budynku, wtedy żar odciąłby ci drogę ucieczki. Lecz nie zdołasz się zmienić, klecho, za późno! Zasiejesz ziarno, a wyrosną ci plewy. Głosić będziesz miłość, a zbierzesz nienawiść. Gdziekolwiek stąpniesz, ziemia stopy ci wypali. Zdechniesz w samotności, a parafianie pluć będą na twój grób. Amen. Gdy wrócił do towarzyszy, Rak ucieszył się
– Wymachiwałeś ramionami jak wiatrak. Myślałem, że mu przylejesz.
– Składał pan proboszczowi wyrazy ubolewania? – spytał malarz. – Uznałbym to za ewenement godny odnotowania.
– Wygłosiłem proroctwo Hieronima, moje prywatne. Dla księdza wdzięczny temat do rozmyślań w długie zimowe wieczory.
Rozstali się przy ratuszu; każdy ruszył w swoją, stronę.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Weryfikacja milicjantów w Trzydębach odbyła się ze znacznym opóźnieniem. Ponieważ z powodu nawału pracy wojewódzka komisja nie mogła przybyć na wizję lokalną, sprawę zlecono proboszczowi. Ksiądz Pyrko uznał, że atmosferę, sprzyjającą zadaniu wagi państwowej, wytworzy tylko konfesjonał. Oto dlaczego w sobotnie przedpołudnie Sierżant poprowadził swych pięciu podwładnych do kościoła. Czuli się onieśmieleni, służbowe czapki obracali niezgrabnie w dłoniach. Tylko kapral Jóźwiak chichotał, nadmieniając coś o cyrku i drętwej mowie, lecz wkrótce ucichł, spiorunowany wzrokiem komendanta.
Z szeregowcami duszpasterz uporał się szybko – chrztem mogli się wykazać, opozycji nie dokuczali, do PZPR nie należeli, żaden donos wskazujący na niemoralny tryb życia nie wpłynął do plebani. Szarże jednak wymagały wnikliwszej analizy, reżimowy aparat ucisku musiał mieć powody, aby właśnie ich awansować. Na pierwszy ogień wziął służbistę kaprala.
– Z jakiej rodziny się wywodzisz, synu? Bogobojnej czy wolnomyślicielskiej?
– Nie wiem. Jestem podrzutkiem.
– Ochrzczono cię?
– Nie pamiętam. A ksiądz przypomina sobie swój chrzest?
– Ja zadaję pytania, ty odpowiadaj w pokorze, bo twój, los się waży. W Boga wierzysz?
– Nie było takiego rozkazu.
– A gdyby był, to wierzyłbyś?
– Rozkazy są różne: mądre i głupie. Milicjant ma bez szemrania wykonywać polecenia zwierzchników.
– Dostrzegam w tej uwadze zdrowy sens. Chyba nie zaprzeczysz, że włóczyłeś się po puszczy tropiąc dziuple, w których ukrywali się przed represjami bojownicy o wolność?
– Lubię zbierać grzyby, to i włóczyłem się. Za konspirą myśmy nie biegali, bo i po co? Każde dziecko wiedziało, w którym mateczniku siedzą; Kukali sobie bez przeszkód. Niektórzy tak zachrypli, że do dziś ludzkie słowo nie może im wyjść z gardła.
– Wiadomo mi, iż brałeś ślub kościelny.
– Rodzina żony się uparła.
– Chcesz powiedzieć, że sakrament ślubu jest ci obojętny?
– Jaka różnica, czy babę bije się z błogosławieństwem kościelnym, czy bez? Najważniejsze, by żony nie bijać. I żeby miała co do garnka włożyć.
– Stwierdzam z zadowoleniem, mój synu, że troska o rodzinę nie jest ci obca. Tyś w czasie stanu wojennego odprowadzał do aresztu pana burmistrza Maciaruka?
– Wówczas był jeszcze wichrzycielem.
– A gdybyś dziś usłyszał taki rozkaz?
– Dziś? Mowy nie ma o odprowadzaniu; zawiózłbym łobuza do kryminału taksówką.
– Dlatego zostałeś członkiem PZPR?
– Albo to ja gorszy? Koledzy brali legitymacje, zgłosiłem się również. Później żałowałem, bo zebrania były nudne.
– Zabierałeś głos? Myślę o atakach na Kościół lub „Solidarność".
– Nikt o zdanie mnie nie pytał.
Ksiądz Pyrko na gorąco zanotował opinię o kapralu: Prymityw. Z powodu sieroctwa otrzymał mierne wychowanie. Zasady moralne szczątkowe. Dla Kościoła do odzyskania, policji może okazać się przydatny, bo bezmyślnie wykona każdy rozkaz. Do partii wstąpił kierując się owczym pędem i rozstał się z komuną bez żalu. Politycznie indyferentny.