Keith przyswajał sobie nowiny, nie spuszczając wzroku z twarzy Juliana, ale, poza doskonałą obojętnością, nic z niej nie wyczytał.
– Rozumiem. Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie, prawda? Kim jesteś, Julianie?
Po raz pierwszy do chwili przyjazdu do Seattle usta Juliana drgnęły w lekkim uśmiechu.
– Jestem człowiekiem, który usiłował powstrzymać twoją siostrę od rozpoczęcia kariery włamywaczki, a w końcu zaczął włamywać się sam. Spędzałem urlop w domku oddalonym o jedną przecznicę od tego, który wynajęła twoja siostra.
– Ale kim jesteś? – nie ustępował Keith.
– Mniejsza o to, Keith – wtrąciła się Emelina stanowczo, nie chcąc dopuścić, by Keith za bardzo naciskał Juliana. Wolała, by jej brat nie dowiedział się, kim naprawdę był Julian. – Julian prowadzi interesy na Zachodnim Wybrzeżu. Mieszka w Arizonie. Miał po prostu pecha, że wynajął dom w pobliżu mojego.
Keith spojrzał na nią spokojnie i postanowił na razie porzucić ten temat. Kąciki ust Juliana uniosły się w lekkim rozbawieniu.
– Jako że moja siostra wciągnęła cię w tę sprawę i wiesz o wszystkim, co masz zamiar zrobić?
– Chciałem ci udzielić pewnej rady – powiedział Julian.
– Mianowicie?
– Może należałoby przekazać to, co wiemy, policji i sprawdzić, czy interesowałaby ich obserwacja domu Leightona w przyszłym miesiącu około dwudziestego ósmego? Jeśli przyłapią szantażystę w trakcie transakcji z narkotykami, to powinieneś mieć go z głowy.
Mało prawdopodobne, żeby Leighton zechciał pogrążać się głębiej, wciągając ciebie w sytuację. Będzie miał pełne ręce roboty, żeby się wywinąć z oskarżenia o przemyt narkotyków.
– Policja będzie zadawać wiele pytań, Julianie – zaprotestowała Emelina niespokojnie.
– Ja się zajmę policją – odrzekł niewzruszenie.
– Zrobisz to? – Keith patrzył na niego uważnie.
– Po prostu opowiem im o tym, co zauważyłem pewnego wieczoru spędzając urlop na wybrzeżu w Oregonie. Jestem pewien, że lokalna policja będzie bardzo szczęśliwa, mając możliwość podjęcia akcji z tego miejsca. Ani ty, ani Emelina nie musicie być w to zaangażowani.
Keith wziął głęboki oddech, a Emelina wpatrzyła się w Juliana nieruchomo.
– To bardzo miło z twojej strony – powiedział powoli Keith. – Mogę zapytać, dlaczego wyświadczasz mi tak dużą uprzejmość?
W oczach Juliana pojawił się uśmiech.
– Daleko zajdziesz, Keith. Zadajesz wiele pytań.
– A czy dostanę jakieś odpowiedzi? Julian wzruszył ramionami.
– Czy nie jest oczywiste, dlaczego na ochotnika proponuję pomoc? Robię to dla Emmy. – Nie patrzył na nią, gdy mówił, całą uwagę skupił na jej bracie.
– Zostaliśmy bliskimi przyjaciółmi.
– Rozumiem – powiedział cicho Keith, ignorując niespokojne poruszenie Emeliny na krześle. Przez dłuższą chwilę patrzył chłodno na Juliana, po czym skinął głową. – Rozumiem – powtórzył.
Emelina naraz poczuła się wyłączona z rozmowy.
– Jeśli już skończyliście tę męską pogawędkę – pry-chnęła – to może przejdziemy do konkretów?
Keith uśmiechnął się sucho.
– Uważaj na nią, gdy zaczyna przygryzać dolną wargę – ostrzegł Juliana. – Wtedy jest najbardziej niebezpieczna.
– Myślałem, że robi to, gdy jest zdenerwowana lub niespokojna – powiedział Julian. Odwrócił się i popatrzył na nią z namysłem.
– Nie, robi tak wtedy, gdy coś knuje. Ma bardzo bujną wyobraźnię – wyjaśnił Keith.
– O tym już się przekonałem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Na widok bardziej niż zwykle pochmurnej twarzy Cardelliniego, który wieczorem powitał ich w Port-land, Emelina zrozumiała, jak bardzo pragnęła, by sielanka z Julianem mogła nadal trwać.
– Co się stało, Joe? – zapytał Julian, wsuwając się za Emelina na tylne siedzenie lincolna.
– Dziś po południu miałem wiadomości z biura w Arizonie, szefie -powiedział Joe cicho, wyjeżdżając z lotniska. – Mają jakieś problemy w Tucson. Tony prosi o jak najszybszy kontakt.
Emelina wcisnęła się w kąt i patrzyła przez okno. Nie chciała nic wiedzieć o tej stronie życia Juliana.
– Zadzwonię do niego jutro z samego rana. Chyba tyle może poczekać? – Julian utkwił wzrok w profilu Emeliny.
– I tak nie mógłby pan wiele zrobić dziś wieczorem, prawda?
– Raczej nie. Podrzuć nas do mieszkania Emeliny. Nie ma sensu wracać na wybrzeże, dopóki się nie dowiem, co się dzieje w Tucson.
Emelina odwróciła głowę i spojrzała na niego pytająco. Do jej mieszkania?
– Chyba mnie przenocujesz, Emmy? W końcu jestem przyjacielem rodziny – raczej stwierdził, niż zapytał Julian.
Zarumieniła się na myśl, że Joe wszystko słyszy. Do tej pory jednak i tak na pewno już się zorientował, jakiego rodzaju stosunki łączą ją z jego szefem.
– Czy to ma być pierwsza rata mojego długu?
– Nie – odrzekł śmiało. – Proszę o nocleg wyłącznie z racji naszej, hmm, przyjaźni.
Odwróciła wzrok od jego błyszczących oczu i niechętnie skinęła głową. Co miała powiedzieć?
– Dobrze, możesz do mnie pojechać.
– Dziękuję, Emmy.
W dwadzieścia minut później w milczeniu otworzyła drzwi swojego mieszkania i zapaliła światło w przedpokoju. Julian z wyraźnym zainteresowaniem rozejrzał się po wnętrzu utrzymanym w ostrych barwach.
– Widzę, że twoja fantazja wykracza poza wymyślanie intryg – uśmiechnął się.
– Nie przepadam za pastelowymi kolorami – odrzekła sucho.
Julian spojrzał na jaskrawożółty dywan, zielone meble i lśniące czarne dodatki.
– Żadnych różów i fioletów? -Obawiam się, że nie. Usiądź, a ja poszukam czegoś do jedzenia. Powinno być coś w zamrażarce. – Weszła szybko do sterylnie białej kuchni i zaczęła otwierać drzwiczki szafek. -Mogą być obwarzanki z tuńczykiem?
– Świetnie. – Głos miał nieobecne brzmienie, jakby Julian myślał o czymś innym.
– Julianie? – Zaciekawiona Emelina podeszła do drzwi i zajrzała do salonu. Stał obok stolika z maszyną do pisania i patrzył na leżący obok maszynopis.
– Odejdź stamtąd – nakazała szorstko. -Mówiłam ci, że nikomu nie pozwalam czytać moich książek.
– Oprócz anonimowych wydawców w Nowym Jorku? – dokończył, niechętnie odchodząc od stolika. – Czy nie mogłabyś zrobić dla mnie wyjątku, kochanie? Wiem już o tobie dosyć dużo i bardzo chciałbym dowiedzieć się więcej.
– Przykro mi – rzuciła krótko. – Nie robię żadnych wyjątków od tej akurat zasady.
– Nawet dla mnie, Emmy?
– Dla nikogo.
– Dlaczego, kochanie?
– Dlatego, że to jest za bardzo osobiste! Teraz chodź tu i powiedz, jak przyrządzonego lubisz tuńczyka.
Westchnął i przyszedł do kuchni.
– A jaki mam wybór?
– Z cebulą albo bez – odrzekła z kamienną twarzą.
– Bez.
Po kolacji usiedli na kanapie. Julian wziął Emmy w ramiona i pocałował.
– Dlatego właśnie wybrałem tuńczyka bez cebuli – wyjaśnił, gdy już oderwał usta od jej twarzy.
– Och – odpowiedziała słabym głosem. – Powinieneś był uprzedzić, to ja też jadłabym bez cebuli.
– Nic nie szkodzi, smakujesz wspaniale. – Znów ją pocałował, przyciągnął bliżej i posadził sobie na kolanach.
– Emmy, możliwe, że rano będę musiał wyjechać – szepnął, gładząc jej biodra.
– Czy… czy myślisz, że w Tucson dzieje się coś aż tak poważnego? – zapytała, marszcząc brwi.
– Możliwe. Jeszcze przed moim wyjazdem zaczęło się tam burzyć i wygląda na to, że teraz sytuacja eksplodowała.
– Och, Julianie – szepnęła Emelina niespokojnie.
– Czy będziesz za mną tęskniła? Wzięła głęboki oddech, wiedziała, że odpowiedź będzie miarą jej zaangażowania.