Выбрать главу

– Świetny pomysł – uśmiechnęła się radośnie.

– Emmy, jesteś pijana jak szewc, prawda? – stwierdził, nalewając wino.

– Zjadłam świetną kolację w restauracji obok mojego motelu – wyjaśniła.

– Czyżby? Ile margarit? – Podał jej wino i zmarszczył czoło. Musiała przytrzymywać kieliszek obiema dłońmi.

– Nie pamiętam. Ale były jeszcze chrupki. Kelnerka mi przyniosła.

Julian pokiwał głową, słysząc, jak starannie wymawia każde słowo. Pociągnął łyk ze swojej szklanki i usiadł na krześle naprzeciwko niej. Uszczęśliwiony Kserkses rozciągnął się na podłodze między nimi.

– Nie wiem, czy to, że jesteś pijana, ułatwi wszystko, czy utrudni – wyznał Julian, wyciągając nogi i odchylając się na oparcie krzesła.

– Och, to bardzo wszystko ułatwia – wyjaśniła Emelina pogodnie, pociągając łyk wina. – Przydałoby się trochę soli – oznajmiła, patrząc na kieliszek.

– Co twoim zdaniem potrzebuje soli? Wino czy nasza rozmowa? – warknął i znów poczuł drżenie palców. Zacisnął je mocniej na szklance.

– Wino. Jeśli chodzi o naszą rozmowę, nie jestem pewna, czego ona potrzebuje – Emelina zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. – Nie, to nieprawda. Potrzebuje tego, żeby wreszcie ją odbyć.

– Masz rację – zgodził się Julian, usiłując wziąć się w garść. – Ale najpierw powiedz, co oznacza ten twój najazd. Dlaczego przyjechałaś dzisiaj, a nie w czwartek?

– Nie mogłam dłużej czekać. Bardzo się denerwowałam, Julianie. – Spojrzała na niego rozszerzonymi oczami. – Nie znoszę być w długach.

– Emmy, kochanie – zaczął łagodnie, z całego serca pragnąc usunąć z jej oczu to spojrzenie pełne wyrzutu. – Czy myślisz, że to będzie aż tak trudne?

– Spłata długu? – Zamrugała sennie oczami. – To zależy, czego sobie ode mnie zażyczysz, prawda?

– Chyba tak. – Pomimo całej determinacji Julian nadal nie mógł się zdobyć na to, by powiedzieć, czego od niej chce. A jeśli mu odmówi? Nie, pomyślał, nie odmówi. Zapłaci. Kostki jego palców zaciśnięte wokół szklanki zbielały. Oczywiście, że zapłaci. Powiedz jej, czego chcesz, ty głupcze.

– Czy Joe wie, że tu jesteś?

Z niechęcią usłyszał swój głos zadający nieważne pytanie zamiast ważnego.

– Nie. – Emelina potrząsnęła głową. – Myśli, że przylecę jutro lotem o trzeciej dziesięć. Oszukałam go – rzekła z dumą.

– Widzę, że będę musiał z nim pomówić – rzekł Julian sucho.

Emelina oburzyła się.

– Nie! Nie wolno ci się na niego denerwować! To nie jego wina, tylko moja!

– To mnie nie dziwi.

– Julianie – zaczęła stanowczo. – Masz się nie złościć na Joe'ego. Przyrzeknij mi to. Zrobił, co mu kazałeś!

– Dobrze, nie będę się na niego złościł – skapitulował Julian, uświadamiając sobie, że kłótnia z Emelina tego wieczoru nie ma najmniejszego sensu. Poza tym nie chciał teraz jej denerwować.

Następne wybawienie zjawiło się niespodziewanie od strony ogrodu. Barman George z zakłopotaniem przemknął przez pokój.

– Przepraszam, szefie. Zabrakło lodu. Ja tylko na chwilę.

W salonie zapadła martwa cisza. Młody człowiek' pospieszył do kuchni i pojawił się z kilkoma workami lodu. Szybko skinął głową Emelinie, która uśmiechnęła się do niego łaskawie, i znów zniknął w ogrodzie.

– Bardzo miły człowiek – powiedziała Emelina do Juliana. – Spotkałam dzisiaj mnóstwo miłych ludzi. Taksówkarzy, kelnerki, barmanów. Wszyscy byli ogromnie mili. – Podniosła kieliszek w toaście. – Za miłych ludzi na całym świecie.

Kąciki ust Juliana opadły. Przyglądał się, jak Emelina wysącza swoje wino.

– Czy zaliczasz mnie do tych, którzy byli dla ciebie mili, Emmy? – zapytał cicho.

– Och, oczywiście – zapewniła go. – Czy mogłabym dostać jeszcze wina?

– Kochanie, myślę, że wypiłaś już dosyć. Potrząsnęła głową.

– Nie, nie dosyć. Jeszcze trochę mogę myśleć. Bądź dla mnie miły, Julianie, i przynieś mi jeszcze wina. Grzeczny chłopiec.

Podniósł się niechętnie i wziął od niej kieliszek.

– Nie musisz do mnie mówić tak, jakbym był Kserksesem.

– Jesteście bardzo do siebie podobni – stwierdziła stanowczo.

– Może po prostu obydwaj jesteśmy spragnieni miłości? – zapytał, podając jej napełniony do połowy kieliszek. Do diabła, musi przez to jak najszybciej przebrnąć! Tętno dudniło mu, wnętrza dłoni miał wilgotne. Czuł się jak idiota. Nic nie szło zgodnie z planem! – Do diabła, Emmy, nie tak chciałem to urządzić! Miałem zamiar zabrać cię na piękną kolację, zawieźć samochodem z odkrytym dachem, a potem przywieźć z powrotem tutaj, poczęstować koniakiem…

– I uwieść mnie? – zapytała zwięźle.

– Nie! W każdym razie nie od razu – przyznał w przypływie szczerości. Oparł się wygodniej na krześle i usiłował zebrać na odwagę. – Nie, Emmy, nie miałem zamiaru cię uwodzić, dopóki nie zgodzisz się spłacić długu – wydusił wreszcie.

– Ach! Wreszcie doszliśmy do sedna sprawy. Czego dokładnie chcesz ode mnie zażądać, Julianie? Ostrzegam cię, że nie mam żadnych osiągnięć w szpiegowaniu, defraudacji ani innych tego typu rzeczach. Powinnam cię chyba także ostrzec, że nie mam już regularnych dochodów. Jeśli chcesz pieniędzy, to będziesz musiał razem ze mną poczekać na odsetki od nakładu. – Śmiało spojrzała mu w twarz i przygryzła dolną wargę.

Julian wytrzymał jej spojrzenie. Nie będzie już dłużej kluczył, zdecydował.

– Emmy – powiedział łagodnie – nie chcę twoich pieniędzy. Nie chcę, żebyś dla mnie szpiegowała i de-fraudowała. Chcę czegoś, co tylko ty możesz mi dać. Chcę, żebyś zamieszkała ze mną tutaj, w Tucson.

Emelina zmarszczyła czoło.

– Możesz to powtórzyć?

– Słyszałaś, co powiedziałem. Daj mi słowo, że przeprowadzisz się do mnie, Emmy. Potrzebuję cię.

– Tak właśnie ma wyglądać moja spłata długu? – wydusiła z trudem.

– Tak. – Tylko to jedno słowo wydobyło się spomiędzy zaciśniętych zębów Juliana.

Emelina jeszcze przez chwilę patrzyła na niego, a potem potrząsnęła głową. -Nie.

Julian poczuł, że cała krew odpływa z jego twarzy. To jedno słowo było jak uderzenie. Przebiegła przez niego fala bezradnej złości. Kochał ją! Nie uświadamiał sobie tego w pełni aż do tej chwili; nie chciał zdawać sobie sprawy z głębi własnych uczuć. Kochał ją, a ona go odtrąciła. Julian miał wrażenie, że ziemia usuwa mu się spod stóp.

W salonie zaległa martwa cisza. Emelina i Julian patrzyli na siebie. Kserkses wyczuł napięcie i pytaj; podniósł łeb niepewny, jak powinien zareagować.

W końcu Julianowi udało się zebrać energię i od zwać. Wymagało to wszystkich sił, jakie miał.

– Myślałem – powiedział ochryple – że zawsze płacisz swoje długi.

– Och, tak, Julianie. Ale nigdy nie zgodziłabym się zamieszkać z tobą dlatego tylko, żeby dotrzymać zobowiązania.

– Rozumiem. – Boże, co on teraz ma zrobić? Chciał wpaść we wściekłość, oskarżyć ją lub potępić. Obiecała, że spłaci ten dług! Dała mu słowo, a teraz nie chce go dotrzymać! Jeszcze nigdy nie czuł takiej bezradności i rozpaczy.

Emelina ziewnęła. Postawiła kieliszek na stole, oparła się wygodnie i podwinęła nogi pod siebie. Rzęsy opadły jej na policzki.

– Przyjadę tu i zamieszkam z tobą, Julianie – wymruczała sennie – nie z powodu naszego układu, ale dlatego, że cię kocham. Ale to nieładnie, że tak się ze mną drażnisz. Rano musisz mi powiedzieć, czego naprawdę ode mnie chcesz.

Julian zerwał się na równe nogi, potykając o Kserk-sesa, i jednym susem dopadł jej fotela.

Ale tego wieczoru nie było już nic do powiedzenia. Emelina smacznie usnęła.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego ranka Emelina otworzyła oczy i ujrzała siedzącą na brzegu łóżka zjawę z kubkiem kawy w ręku.

– Wielki Boże, Julianie – uniosła dłoń do obolałej głowy – wyglądasz jeszcze gorzej, niż ja się czuję. – Spojrzała na jego zaczerwienione oczy, potargane włosy i ubranie, w którym najwyraźniej spał. -Przyjęcie chyba się udało?