– Może mi pan wierzyć, panie Colter, nie mam najmniejszego zamiaru łączyć swoich nocnych zwyczajów z pańskimi! Sądziłam, że rozmawiamy o czymś o wiele poważniejszym niż… niż to, co pan sugeruje.
– Wstała nie zwracając uwagi na Kserksesa, który podniósł głowę i patrzył na nią czujnie. – Jeśli zadał pan sobie trud śledzenia i zaciągnięcia mnie tutaj tylko po to, by zaproponować wspólne spędzenie nocy, to stracił pan czas swój i swojego psa! Nie jestem tym w najmniejszym stopniu zainteresowana!
– Dlatego, że masz tu coś do zrobienia? -Właśnie tak. Dobranoc, panie Colter. Sama pójdę do domu. – Podniosła się, ale Kserkses był szybszy. Usiadł przed drzwiami i spojrzał na nią z nadzieją. To wystarczyło, by Emelina zatrzymała się w pół kroku. Nie ufała dobermanowi ani odrobinę bardziej niż jego panu. Spojrzenie psa wyrażało prawdopodobnie nadzieję, że znajdzie jakiś powód, by dobrać jej się do gardła. Odwróciła się powoli i ponuro spojrzała na Juliana, który nawet nie drgnął, wygodnie rozparty na krześle.
Na chwilę w pokoju zapadła ciężka cisza. Żadne z nich trojga się nie poruszyło. Julian najwyraźniej nie miał zamiaru przywołać psa do siebie. Siedział spokojnie i popijał brandy, nie spuszczając z niej wzroku. Kserkses czekał za jej plecami.
Emelina bezradnie wróciła na swoje krzesło i podniosła szklankę z alkoholem. Zaczynało do niej docierać, że nie wyjdzie stąd, dopóki Julian Colter nie usłyszy odpowiedzi na swoje pytania. Przyszło jej do głowy, że jeśli istnieje cokolwiek bardziej niebezpiecznego niż szef mafii, to jest to znudzony szef mafii na wakacjach. W końcu Julian zapytał uprzejmie:
– Jeszcze odrobinę brandy?
– Nie, dziękuję. – Emelina sztywno siedziała na swoim krześle. Miała sobie za złe to uczucie lęku i nie wiedziała, co ma robić dalej. Chyba że po prostu powie mu prawdę?
– Panie Colter, to jest bardzo skomplikowana sprawa, która nie ma z panem nic wspólnego.
– Julian – poprawił ją łagodnie.
– Julian. – Zmarszczyła czoło. – Jeśli ci powiem, dlaczego byłam na plaży dziś wieczorem, czy przywołasz do siebie psa?
Kserkses wyczuł chyba, że jest przedmiotem rozmowy, bo podszedł do niej i położył łeb na jej kolanach. Emelina wzdrygnęła się lekko.
– Wydaje mi się, że mój pies nie chce, żeby go przywoływać – zauważył Julian z satysfakqą. – Lubi cię.
– Może mógłbyś mu wyjaśnić, że jestem miłośniczką kotów – odrzekła sucho i z wahaniem położyła rękę na karku zwierzęcia. Kserkses zastrzygł uszami.
– Kserkses nie obawia się konkurencji. Wie, że potrafi zdobyć to, czego chce.
Emelina miała ostre spojrzenie.
– Czy dajesz mi do zrozumienia, że ty i Kserkses macie podobną filozofię życiową? – zapytała zdumiona własną odwagą.
– To dotyczyło tylko mojego psa, Emmy. Nie przydawaj tym słowom zbyt wielkiego znaczenia.
Emelina westchnęła i odruchowo drapiąc Kserksesa za uszami, skupiła się na zasadniczym problemie.
– Julianie, ten dom na plaży należy do kogoś, kogo znam.
– Mów dalej.
– Ten ktoś to nie jest szczególnie miły typ. – Uświadomiła sobie, że Julianowi prawdopodobnie nie są obce osoby w rodzaju Erica Leightona. – Właściciel tego domu szantażuje mojego brata.
– Szantażuje twojego brata!
Zdumienie Juliana wyglądało na szczere, co nieco zdziwiło Emelinę. Szantaż i jemu podobne przedsięwzięcia musiały być przecież dla niego chlebem powszednim.
– Nie wiem, co spodziewałem się usłyszeć, ale na pewno nie to. Proszę cię, Emmy, mów dalej.
– Niewiele więcej mogę ci powiedzieć – wzruszyła ramionami. – To właściwie wszystko. Przyjechałam tu, by sprawdzić, czy uda mi się odkryć coś, co pozwoliłoby mojemu bratu pozbyć się Leightona.
– Leighton to właściciel domu na plaży?
– Właśnie. Teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu…
– Uspokój się, Emmy – powiedział Julian łagodnie.
– Nigdzie jeszcze nie pójdziesz. Rozumiesz chyba, że ledwie uchyliłaś rąbka tajemnicy.
– Ale to nie ma nic wspólnego z tobą! – upierała się.
– Chyba że… że… – Urwała i wpatrzyła się w niego z przerażeniem.
– Chyba że ja mam coś wspólnego z Leightonem? Czy tego się obawiasz?
Przełknęła ślinę.
– Leighton zawsze był samotnikiem – wyjaśniła z westchnieniem. – Nie wyobrażam sobie, by mógł pracować dla ciebie lub dla kogokolwiek innego. Może mieć wspólnika, ale nie widzę ciebie w tej roli. Julian uniósł jedną brew.
– Zapewniam cię, że nie pracuje dla mnie. Emelina opadła na krzesło z westchnieniem ulgi. -No cóż, to już naprawdę wszystko. Mam nadzieję, że znajdę w tym domu coś, co mogłoby okazać się przydatne. Coś, czego mój brat mógłby użyć. Julian patrzył na nią z zastanowieniem.
– Dlaczego twój brat nie zajmie się tym sam?
– Nie chcemy, żeby Leighton nabrał jakichś podejrzeń. Mój brat mieszka w Seattle. Pracuje w dużej korporacji. Gdyby zniknął na kilka tygodni, żeby tu przyjechać i obserwować dom, na pewno ktoś by to zauważył i wtedy Leighton także mógłby się o tym dowiedzieć.
– A ty możesz sobie pozwolić na kilkutygodniowe zniknięcie? – zapytał Julian przeciągle. – Nikt z twojego otoczenia nie zastanawia się, gdzie się, do diabła, podziewasz?
– Pisarze potrzebują trochę samotności – odrzekła Emelina z godnością.
– Jesteś pisarką?
– Zgadza się – odparła szorstko. Przez chwilę milczał, po czym zapytał z wahaniem:
– Czy jest możliwe, żebym czytał coś, co napisałaś?
– Wątpię.
– A co wydałaś? – nie ustępował.
– Prawdę mówiąc, niczego jeszcze nie wydałam – wyznała odrobinę spłoszona. – Ale próbuję. Mam właśnie dwa maszynopisy u wydawcy. Usiłuję stworzyć coś z pogranicza romansu i fantastyki.
– Czy istnieje, hm, duży rynek na takie rzeczy?
– zapytał Julian ostrożnie.
– Nie – przyznała Emelina ponuro.
– Rozumiem.
W tym jednym słowie kryła się głębia znaczeń i Emelina z wściekłością zacisnęła usta. Wielokrotnie już słyszała te same słowa wypowiadane takim właśnie tonem. Na nie publikowanego pisarza patrzono zwykle ze współczuciem i pobłażliwym lekceważeniem. Po raz tysięczny przysięgła sobie, że któregoś dnia to się musi zmienić.
– Czy jeszcze czegoś chciałbyś się dowiedzieć, Julianie? – zapytała przesłodzonym tonem.
– Tak, prawdę mówiąc, ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz – uśmiechnął się. – Czyj to był pomysł?
– Jaki pomysł?
– Żeby tu przyjechać i obserwować ten dom.
– Mój. Dlaczego pytasz? – wymamrotała. Drapieżny uśmiech rozszerzył się, a w ciemnych oczach Juliana zamigotało szczere rozbawienie.
– Tak się tylko zastanawiałem.
– Wydaje mi się, że nie bierzesz tego wszystkiego zbyt poważnie, ale wcale mi to nie przeszkadza – odrzekła Emelina z godnością. – Czy mogę już iść do domu?
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to chciałbym ci zadać jeszcze kilka pytań.
Emelina z rozdrażnieniem zamknęła oczy. Pod uprzejmym tonem Juliana krył się wyraźny rozkaz.
– Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
– Jeśli przez cały czas czekasz, aż odkryje cię ktoś z Nowego Jorku, to co tymczasem jadasz?
Otworzyła szeroko oczy.
– A jakie to, u licha, ma dla ciebie znaczenie?
– Zżera mnie nienasycona ciekawość we wszystkich sprawach, które dotyczą ciebie – powiedział przepraszającym tonem. – Przez cały czas ci powtarzam, że w tej metropolii nie ma zbyt wielu rzeczy, które mogłyby mnie zainteresować.
– Nie wyobrażaj sobie, że będę ci służyła za rozrywkę!
Skłonił głowę, przyjmując jej słowa do wiadomości, ale nadal wyczekiwał odpowiedzi z cierpliwością, która zdenerwowała Emelinę. W końcu nie mogła już znieść tej milczącej presji i powiedziała niechętnie:
– Pracuję w księgarni w Portland.