– Nie jesteś gangsterem, prawda?
– Wygląda na to, że jesteś rozczarowana – odrzekł sucho.
– No cóż, małżeństwo z prawdziwym szefem mafii dostarczyłoby mi znakomitego materiału badawczego do mojej następnej książki – odrzekła z namysłem.
– Emmy! Na litość boską, okaż mi trochę miłosierdzia! – wybuchnął.
– Tak, Julianie, wyjdę za ciebie – odpowiedziała swoim najłagodniejszym tonem.
Wyjął kubek z jej ręki, postawił go na stoliku przy łóżku i przyciągnął ją do siebie.
– Kiedy – spytał z twarzą tuż przy jej twarzy – kiedy uznałaś, że być może jestem zwykłym biznesmenem?
– Wtedy, gdy stwierdziłam, że ty i mój brat macie kilka cech wspólnych. A potem wczoraj wieczorem, gdy zobaczyłam tych wszystkich miłych ludzi, którzy są twoimi przyjaciółmi, pomyślałam, że pewnie jesteś tylko zwykłym człowiekiem.
– Dość nieciekawy typ jak na męża pisarki, prawda? Emelina zdobyła się na uśmiech.
– Wcale nie. W gruncie rzeczy mam wrażenie, że staniesz się dla mnie źródłem wielkiego natchnienia. Julianie, tak cię kocham. I szczerze mówiąc, chociaż bycie żoną prawdziwego szefa mafii mogłoby być bardzo podniecające, to sprawia mi ulgę myśl, że będziemy mogli prowadzić zwyczajne życie.
– Kochanie, nie wydaje mi się, żeby życie z tobą można było nazwać „zwyczajnym" -powiedział Julian z uczuciem.
– Dlaczego pozwoliłeś sądzić wszystkim dokoła, że jesteś ukrywającym się przestępcą?
Wzruszył ramionami.
– Nie obchodziło mnie, co o mnie myślą ludzie w wiosce. Chyba przyszedł im ten pomysł do głowy dlatego, że widzieli, jak przyjechałem firmową limuzyną. I kilka razy widzieli Joe'ego. To pewnie jeszcze wzmocniło wrażenie.
– A ty byłeś zbyt arogancki, by je sprostować!
– Możliwe – zgodził się bez emocji. – Pojechałem tam, bo potrzebowałem odpoczynku. Nie szukałem towarzystwa i nie chciałem, żeby mi ktoś zawracał głowę.
– A czym właściwie się zajmujesz? – zapytała Emelina ostrożnie.
– Prowadzę sieć hoteli w zachodnich stanach.
– A stary dobry Joe naprawdę zajmuje się „bezpieczeństwem?
– Tak. Bezpieczeństwo w hotelach to bardzo skomplikowana sprawa. Joe ma w tym duże doświadczenie. To nie znaczy, że zakładamy podsłuch w pokojach gości – dodał szybko.
– Mam nadzieję, że nie!
– Emmy, kochanie, przepraszam, że nie powiedziałem ci całej prawdy, ani że przynajmniej nie sprostowałem twoich teorii na mój temat -powiedział poważnie. – Ale chciałem, żebyś miała wrażenie, że naprawdę jestem w stanie pomóc twojemu bratu i chyba przyszło mi do głowy, że uwierzysz w to dzięki moim rzekomym powiązaniom ze światem przestępczym.
– Wiesz, co ja myślę? – odparowała. – Myślę, że pozwoliłeś mi w to wszystko wierzyć, bo chciałeś, żebym się w tobie zakochała mimo to, że myślałam o tobie najgorsze rzeczy!
Wyglądał na urażonego.
– Kochanie! Jak mogłaś sobie wyobrażać, że jestem tak bezwzględny! Mniejsza o to – dodał natychmiast. -Jesteś w stanie wszystko sobie wyobrazić! Przepowiadam ci długą i interesującą karierę pisarską.
Julian przysunął się bliżej z wyraźnymi intencjami.
– Julianie – powiedziała Emelina z namysłem – wydaje mi się, że to nie jest odpowiedni moment na pocałunek.
Zesztywniał.
– Dlaczego?
– Dlatego, że za chwilę zwymiotuję.
W trzy dni później Emelina uśmiechnęła się, patrząc z przyjemnością na prostą, złotą obrączkę na swojej lewej dłoni i rozpierając się leniwie na szerokiej, wyściełanej kanapie w ogrodzie Juliana.
– Czy wiesz, kochanie – powiedziała przeciągle, gdy jej mąż przeszedł przez rozsuwane szklane drzwi, trzymając w ręku butelkę szampana i dwa kieliszki – zaczynam mieć pewne podejrzenia co do tego, dlaczego się ze mną ożeniłeś.
Julian jęknął, postawił kieliszki i nalał do nich szampana.
– Posłuchajmy, co tym razem uległo się w twojej bujnej wyobraźni!
– Dziś rano podczas ślubu musiałam składać masę różnych przysiąg i obietnic.
– Ale czy one nie są prawdziwe? Podał jej kieliszek i usiadł obok niej. Kserkses położył się u ich stóp.
– Czy postanowiłeś się ze mną ożenić, bo doszedłeś do wniosku, że dotrzymam przysiąg? – Emelina ułożyła się wygodnie w zgięciu jego ramienia.
– Nie, to są korzyści uboczne – zapewnił ją pogodnie.
– Naprawdę?
– No cóż, nie zaprzeczę, że przyszło mi to do głowy – powiedział Julian powoli, prawie szorstko. – Wiem, że jesteś kobietą, która dotrzymuje słowa, ale i tak bym się z tobą ożenił. Chciałem, żebyś wiedziała, jak bardzo jestem zaangażowany, Emmy. Nigdy nie żądałaś ode mnie żadnych obietnic, więc pomyślałem, że dam ci je w formie ślubu – wyjaśnił, czując się nagle niezręcznie.
– Och, Julianie – szepnęła łagodnie, przesuwając palcami po jego twarzy z nie skrywaną miłością – nigdy nie prosiłam o obietnice, bo w głębi duszy zawsze wiedziałam, że mogę ci ufać.
Pochwycił jej palce, przyciągnął do ust i pocałował jej przegub.
– A ja chyba wiedziałem od początku, że mogę ufać tobie, Emmy. Tak cię kocham! – Drżącą ręką wyjął kieliszek z jej dłoni, postawił go obok siebie i nakrył dłonią jej pierś. Emelina poczuła czułość i napięcie w jego dotyku. Objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie. Gdy po chwili zdała sobie sprawę, do czego prowadzi rosnące pragnienie, zawahała się na chwilę.
– Julianie, ktoś nas może zobaczyć!
– Nie. Nikt nas nie zobaczy w tym kącie ogrodu, a jeśli ktoś podejdzie do bramy, Kserkses go odstraszy.
Rozluźniła się z westchnieniem poddania, a on znowu przywarł ustami do jej ust. Powoli rozbudzali w sobie napięcie. Ubrania jakoś same znikały z ich ciał.
– Chcę cię, żono – wymruczał Julian ochryple, gdy już obydwoje leżeli nadzy. Jego silne ciało dotykało jej ciała. Oparł dłoń na jej biodrze i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.
– I ja ciebie chcę, mężu – westchnęła Emelina, rozpływając się w rozkosznych wrażeniach. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele pewnie, lecz łagodnie, odkrywając ją na nowo z zaborczym zadowoleniem, aż Emetinę poniosła fala pragnienia. Powoli stapiali się ze sobą, zbliżali się do siebie coraz bardziej, aż w końcu stali się jednym ciałem.
– Boże, Emmy – jęknął Julian, wypełniając ją zupełnie, zatracając się w niej i jednocześnie biorąc ją w posiadanie. – Och, Boże!
Razem przebyli tę łagodną burzę, przywierając do siebie, jakby nic na świecie nie mogło ich rozdzielić, a gdy już było po wszystkim, Julian nadal leżał w przyjaznych objęciach Emeliny.
– Czy wiesz – powiedział ze zdumieniem, patrząc jej w oczy – że dopóki ciebie nie spotkałem, nigdy nie zdawałem sobie sprawy, o co tu właściwie chodzi?
– W seksie? – uśmiechnęła się sennie.
– Nie – zaprzeczył. – O seksie wiedziałem wszystko, ale nic nie wiedziałem o miłości.
– Rozumiem, kochanie. Ze mną było tak samo. Nie wiedziałam, co znaczy tak naprawdę kochać się z kimś, dopóki ciebie nie poznałam.
– Sądziłbym, że taka romantyczka jak ty powinna to wiedzieć już dawno. Przy twojej bujnej wyobraźni?
– Wyobraźnia – oświadczyła Emelina stanowczo -może doprowadzić kobietę tylko do pewnych granic. – Poruszyła się pod jego ciężarem. – Julianie, czy już zdecydowałeś, w jaki sposób mam spłacić swój dług?
– Tak, prawdę mówiąc, tak. – Podniósł na nią roześmiane, błyszczące miłością oczy. – Będę uważał dług za spłacony w dniu, w którym zrobisz przyzwoitą kawę. Doszedłem do tego wniosku dziś rano, gdy zaserwowałaś mi swoją ostatnią próbę.
Emelina oburzyła się.
– To może mi zająć resztę życia! Jeśli chodzi o kawę, bardzo trudno cię zadowolić! Znów pochylił się nad jej uchem.
– Mmm. I o to właśnie chodzi. Będę cię miał w szponach do końca życia – szepnął ochryple.