Выбрать главу

– Ach.

– Co ma oznaczać to „ach"? – zapytała agresywnie.

– To znaczy ach, a więc nikt cię nie utrzymuje, podczas gdy wprawiasz się w umiejętnościach pisarskich – odparł z uśmiechem.

– Oczywiście, że nie! Na litość boską! Mam trzydzieści jeden lat i potrafię się sama utrzymać. Robię to od dawna! – wykrzyknęła z dumą.

– A więc nie pogrążasz się coraz głębiej w długach, żyjąc nadzieją na wysokie zaliczki od wydawców, hmm?

Oczy Emeliny rozbłysły wściekłością.

– Nie mam długów! Wyznaję zasadę, żeby nigdy nie zaciągać pożyczek! Płacę swoje rachunki, panie Colter. Wszystkie, nawet te najmniejsze!

W odpowiedzi na ten niespodziewany wybuch Julian leniwie mrugnął powiekami. Emelina z opóźnieniem uświadomiła sobie, że Julian Colter nie mógł znać historii jej życia, w której główne role grali dwaj mężczyźni: nieodpowiedzialny ojciec, który zostawił za sobą górę długów oraz przystojny mąż z czasów studenckich, który porzucił ją dla koleżanki z roku i pozostawił po sobie mnóstwo studenckich pożyczek i innych rachunków do zapłacenia. Nikt, kto o tym nie wiedział, nie mógł zrozumieć, jak ważne było dla Emeliny, by nie mieć długów. Westchnęła w duchu i pożałowała, że zareagowała tak ostro na uwagę Juliana.

– No, dobrze-powiedział łagodząco. -A więc jesteś przyszłą pisarką, która płaci swoje rachunki. I to był twój pomysł, by przyjechać na wybrzeże i obserwować ten dom na plaży. Twierdzisz, że twój brat jest szantażowany…

– Bo jest!

– I w środku zimy urządzasz nocne wyprawy, i szukając dowodów, których można by użyć przeciwko I szantażyście – zakończył Julian. – Niezła historyjka, | Emmy.

– Nie wierzysz mi? – spytała. – Jej dłoń zatrzymała się w ruchu na karku Kserksesa. Pies otworzył jedno oko i spojrzał na nią z potępieniem.

– Zabawne, ale chyba ci wierzę – uśmiechnął się Julian. – Brzmi to zbyt idiotycznie, by mogło być j czymś innym niż prawdą.

Emelina odetchnęła z ulgą.

– W takim razie byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś pozwolił mi teraz pójść do domu. Jak widzisz, to wszystko nie ma nic wspólnego z tobą. Po prostu | przypadkiem znaleźliśmy się na tej samej plaży, Julianie – podkreśliła jeszcze raz, żeby nie miał żadnych wątpliwości. – Naprawdę zupełnie mnie nie obchodzi, z jakich powodów znalazłeś się w tej wiosce.

– Jestem załamany. Czy moja osoba w ogóle cię nie interesuje?

Emelina zerwała się na równe nogi. Kserkses trącił ją nosem w łydkę, protestując przeciwko tej zmianie pozycji, ale nie zwróciła na niego uwagi. Po kwadransie drapania go między uszami nie wydawał się już tak groźny.

– Dobranoc, Julianie. Przykro mi, że zawracałeś sobie głowę tylko po to, by zepsuć wieczór nam obydwojgu!

Mężczyzna i pies poszli za nią do drzwi.

– Odprowadzę cię do domu, Emmy.

– Nie trzeba – zaprotestowała szybko.

– Gdybym cię wysłał samą w tę noc, zgrzeszyłbym zupełnym brakiem wychowania.

Wyciągnął z szafy skórzaną kurtkę i narzucił jej na ramiona. Sam nałożył gruby sweter i uprzejmie otworzył przed nią drzwi. Na zewnątrz mgła zbijała się w gęste kłęby. Widoczność była zerowa. Kserkses wybiegł z domu spokojnie, jakby to był jasny dzień.

– Wezmę latarkę – powiedział Julian, otwierając następną szafę. -Jak to dobrze, że mieszkasz zaledwie o przecznicę stąd, prawda? Oczywiście, jeśli nie masz ochoty wychodzić w tę zupę, możesz zostać tutaj na noc.

– Nie, nie, dziękuję.

– Obawiałem się, że to powiesz – przyznał Julian z uśmiechem. – Chodźmy.

Nie było tak źle, jak na pierwszy rzut oka się wydawało. Powoli ruszyli ulicą, przy której nie było nawet chodnika, i po chwili dotarli do resztek płotu otaczającego dom Emeliny. Przy drzwiach odwróciła się, by odprawić niepożądaną eskortę.

– Dziękuję ci bardzo, Julianie. Widzisz teraz, że nie było żadnej potrzeby, byś zadawał sobie tyle trudu. Teraz gdy już usłyszałeś moje wyjaśnienia, mam nadzieję, że każde z nas zajmie się własnymi sprawami.

Spojrzał na nią tak, jakby powiedziała coś niewiarygodnie głupiego.

– Ależ Emmy, dopiero zaczęłaś odpowiadać na moje pytania – rzekł łagodnie. – Na pewno sama to rozumiesz. Jest jeszcze wiele rzeczy, o których musimy porozmawiać. Ale jest późno. Sądzę jednak, że jutro wrócimy do naszej rozmowy.

– Przecież odpowiedziałam na pytania! -zawołała ze złością.

– Emmy, zaledwie roznieciłaś moją ciekawość. -Ależ, Julianie! -Pochylił się i przerwał jej protesty lekkim pocałunkiem.

Było to najłagodniejsze z ostrzeżeń, Emelina jednak zrozumiała je natychmiast. Nie mówiąc już nic, weszła do domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Wciąż miała na sobie jego kurtkę. Niepewnym krokiem odsunęła się od drzwi. Kurtka była ciepła i lekko pachniała Julianem. Szybko zrzuciła ją z siebie.

Julian zastanawiał się, czy ta kobieta powiedziała mu prawdę. Czy rzeczywiście wypuściła się w środku nocy na plażę po to, by za pomocą nielegalnych sposobów pomóc swemu bratu uwolnić się od szantażysty? Najdziwniejsze było to, że niemal uwierzył w jej opowieść. Sprawiło to coś w jej spojrzeniu, w sposobie podnoszenia głowy, gdy z nim rozmawiała. Miała mocny charakter i, jak sądził, wystarczająco wiele wyobraźni, by wpakować się w kłopoty.

Ile znał kobiet, które podjęłyby się tak niezwykłego przedsięwzięcia, by pomóc mężczyźnie, choćby nawet krewnemu? Większość z tych, które znał, wpadłoby w histerię na samą wzmiankę o szantażu, a prawdopodobnie żadna nie odważyłaby się wybrać o północy na pustą plażę z zamiarem włamania się do cudzego domu.

Większość ludzi, których Julian Colter spotkał w swoim życiu, nie posuwało do tego stopnia swojej lojalności wobec innych.

ROZDZIAŁ DRUGI

Wczesnym rankiem następnego dnia Emelina doszła do wniosku, że powinna spojrzeć na całą sprawę z punktu widzenia pisarki i przyjąć, iż każde doświadczenie jest wodą na jej młyn. Nie była jednak w stanie obiektywnie spojrzeć na przeżycia ostatniego wieczoru. Przypomniała sobie scenę, gdy Julian Colter wyłonił się z mgły ze swym dobermanem, i znów przeszył ją dreszcz. Musi minąć trochę czasu, zanim będzie w stanie myśleć o tym spokojnie!

Wciągnęła na siebie dżinsy i szmaragdowy sweter, zawiązała sznurówki tenisówek i sięgnęła po leżącą na kanapie kurtkę Juliana. Przewiesiła ją sobie przez ramię, wyszła na chłodne powietrze i skierowała się w stronę domu na drugim końcu wąskiej uliczki. Chciała się pozbyć tej kurtki jak najszybciej. Miała nadzieję, że Colter nie należy do ludzi, którzy wcześnie wstają. Jej plan był prosty. Powiesi kurtkę na klamce od zewnątrz i odejdzie, nie ujawniając swojej obecności.

Niestety, okazało się, że Kserkses wstawał wcześnie. Wieszając kurtkę na klamce usłyszała ostre, ostrzegawcze szczeknięcie. Zanim zdążyła zbiec z ganku, drzwi otworzyły się i wypadł z nich doberman niezmiernie uradowanyjej widokiem. Julian stał w progu, patrząc na psa z łagodnym rozbawieniem.

– Siad, Kserkses – poleciła Emelina, ostrożnie poklepując psa po głowie. – Grzeczny piesek. Siad! – Pomyślała, że jej lęk przed dobermanem jest zupełnie uzasadniony, gdy jednak przeniosła wzrok na Juliana, przyszło jej do głowy, że jeszcze bardziej niepokojący jest właściciel psa.

– Dzień dobry, Emmy. Trafiłaś akurat na kawę.

– Nie! – zawołała natychmiast, usiłując wycofać się w stronę ścieżki. -To znaczy dziękuję -poprawiła się. – Właśnie wybierałam się do wsi na kawę. Dziękuję bardzo. Wpadłam tylko, żeby oddać kurtkę.

Julian zerknął na drzwi.

– Widzę właśnie. No cóż, skoro już ją odzyskałem, to pójdę z tobą i postawię ci tę kawę. Chodź, Kserkses. Wracaj do domu. Później pójdziesz na poranny spacer.

Kserkses spojrzał na Emelinę żałośnie i posłusznie wbiegł po schodach do domu. Julian zamknął za nim drzwi.

– Naprawdę nie musisz ze mną iść – zaczęła Emelina, usiłując wymyślić jakiś sposób, by się wykręcić od tego niespodziewanego towarzystwa. – Codziennie chodzę do wioski na kawę. To zupełnie bezpieczne i już się do tego przyzwyczaiłam.