Выбрать главу

Wniosek był prosty: zrobi wszystko, co tylko możliwe, by mu pomóc. A jej możliwości znacznie zmalały.

Potrzebowała pomocy i wiedziała, gdzie jej szukać, Nie miała powodu, by dłużej się wahać. Wyprostowała się, wyjęła z szafy grubą, filcową kurtkę w paski, nałożyła ją, podniosła kołnierz i otworzyła drzwi. Naprawdę nie miała wyboru.

Krótki spacer przez ulicę wydawał jej się najdłuższą drogą, jaką przebyła w życiu. Trwało to wieki, a jednak zbyt szybko znalazła się na ścieżce prowadzącej do lekko pochylonego ganku przed domem Juliana. Zanim zdążyła zapukać, Kserkses już wyczuł jej obecność. Usłyszała jego skomlenie i przygotowała się na radosne powitanie.

Drzwi się otworzyły. Julian stanął w progu i spojrzał na nią uważnie.

– Ach, Emmy – powiedział z satysfakcją w głosie. – Miałem przeczucie, że mnie nie rozczarujesz.

– Siad, Kserkses! – nakazała Emelina psu, który wciąż wokół niej tańczył. Wepchnął nos we wnętrze jej dłoni, tak że musiała go pogłaskać. Różowy jęzor i wysunął się w podziękowaniu.

– Przyszłam, żeby z tobą porozmawiać o… o moim problemie – powiedziała, wycierając dłoń w kurtkę.

– Tak przypuszczałem. Wejdź, Emmy. Jadłaś kolację?

– Nie, ale nie jestem głodna – zapewniła go szybko.

– Jeśli gotowa jesteś przyjąć moją pomoc, możesz także przyjąć mój poczęstunek – powiedział z nieodpartą logiką. – A może także drinka – dodał, zamykając drzwi.

Emelinę ogarnęła nagła panika. W jednym pokoju z Julianem poczuła się jak w pułapce. Desperacko wzięła się w garść i skinęła głową.

– Tak, chyba przydałoby mi się coś do picia. Kserkses z zadowoleniem ułożył się przy ogniu, a Emelina usiadła na tym samym krześle, co poprzedniej nocy. W pokoju zapadła cisza. Po chwili Julian podał jej szklankę czerwonego wina. Upiła duży łyk i napotkała jego spojrzenie.

– Jeszcze jedno -powiedziała ostrożnie. Spojrzał na nią z uprzejmym zainteresowaniem. – Mój brat nie należy do tego układu. To ja się z tobą umawiam!

– Rozumiem – powiedział Julian łagodnie.

– Tylko ja będę płacić za twoją propozycję pomocy – podkreśliła.

Pochyleniem głowy wyraził zgodę.

– Czy mogę ci ufać? – spytała.

– Możesz mi ufać. – Było to spokojne stwierdzenie faktu i Emelina poczuła, że wierzy w te słowa, pomimo że nie miała właściwie żadnego powodu. Może tacy ludzie rzeczywiście kierowali się własnym kodeksem honorowym. Julian zauważył, że Emelina mu się przygląda, i uniósł swój kieliszek.

– Za nasz układ, Emmy Stratton. W milczeniu spełnili uroczysty toast. Przez długą chwilę w pokoju słychać było jedynie trzaskanie ognia na kominku i dudnienie serca Emeliny, do której powoli zaczęła docierać waga tego, co zrobiła. Nie mogła oderwać oczu od twarzy Juliana. Powtarzała sobie, że ten człowiek to wcielenie diabła. Legendy głosiły, że takie istoty zazwyczaj bywały atrakcyjne dla kobiet.

Przyłapała się na swych myślach i na chwilę wstrzymała oddech. O nie! wykrzyknęła w duchu, z pewnością nie dam się wpakować w takie bagno! Julian Colter miałby ją pociągać? Nigdy!

– O czym myślisz, Emmy?

– Że trzeba mieć bardzo długą łyżkę, by zjeść obiad z diabłem – odrzekła szczerze. To stare przysłowie nigdy jeszcze nie wydawało jej się tak prawdziwe.

W kącikach jego ust pojawił się dziwny uśmieszek.

– Chciałbym, żebyś zjadła ze mną kolację, więc chyba będę musiał pójść do kuchni i sprawdzić, czy mam jakąś długą łyżkę.

Emelina patrzyła w ogień, żałując, że nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

Julian wrócił do pokoju z talerzem kanapek, dwiema miseczkami parującej zupy i sałatką. Pojawił się tak szybko, że wszystko musiało być przygotowane jeszcze przed jej przyjściem.

– Spodziewałeś się mnie? – zapytała sucho, częstując się kanapką z serem i sałatką.

– Powiedzmy, iż miałem nadzieję, że się pojawisz dzisiaj wieczorem.

Jedli powoli, niewiele rozmawiając. Emelina patrzyła w ogień, jakby płomienie niezmiernie ją fascynowały, a Julian z równą fascynacją wpatrywał się w jej profil. Żadne z nich nie miało ochoty wracać do zasadniczego tematu rozmowy.

– Boisz się mnie śmiertelnie, Emmy, prawda? – zapytał Julian, gdy skończyli kanapki.

– Skąd – odważyła się zaprotestować i rzuciła okruch chleba w stronę Kserksesa. – To naturalne, że jestem ostrożna!

Zaskoczyło ją to, że się roześmiał. -Nie wydaje mi się, żebyś była choć trochę ostroż Nie wówczas, gdy w grę wchodzi bezpieczeństw twojego brata. Zastanawiam się, czy byłabyś równie lojalna wobec kochanka?

– Co? – Gwałtownie uniosła głowę i wpatrzyła się w niego ze zdumieniem. Wyraz jego twarzy zmroził ją do reszty. W jego oczach ujrzała ciekawość i stłumiony płomień pożądania. Wszystkie jej instynkty przebudziły się do życia. Straciła zdolność logicznego myślenia.

Julian Colter wyciągnął do niej rękę i bez wysiłku posadził ją sobie na kolanach.

ROZDZIAŁ TRZECI

– Odważyłaś się zjeść kolację z diabłem – wyszeptał j Julian z twarzą tuż nad jej twarzą. – Zobaczymy teraz, czy wystarczy ci odwagi, by pozwolić mu cię pocałować.

Emelina czuła się jak zahipnotyzowana w ciepłym uścisku jego ramion. Przyciąganie, które odczuła już wcześniej, nie było złudzeniem. Mój Boże, pomyślała tępo, dlaczego to musi być akurat ten człowiek?

Zanim zdążyła zaprotestować, Julian ujął dłoniąjej twarz i pochylił się do pocałunku. Czuła ciepło jego palców na swoim policzku, a po chwili poczuła także ciepło jego ust.

Jak to możliwe, by mężczyzna tego pokroju całował kobietę, jakby była niezmiernie cenną i drogą mu istotą? Emelina spodziewała się szorstkiej brutalności, a otrzymała zmysłowe naleganie. Oczekiwała dominacji, a napotkała na ciepłą zachętę. Zamknęła oczy, nie ośmielając się poruszyć, gdy jego usta drażniły się z jej ustami. Wsunął palce pomiędzy jej splecione w warkocz włosy, a potem przycisnął jej głowę do swego ramienia i obrysowywał jej drżące usta czubkiem języka aż do chwili, gdy Emelina poddała się fali zmysłowości i rozchyliła wargi.

Bardziej poczuła, niż usłyszała głęboki pomruk w jego gardle, gdy łakomie wkraczał na nowo uzyskane terytorium. Palce zanurzone w jej włosach zaczęły się poruszać nerwowo i po chwili miała rozpleciony warkocz. Drgnęła nagle, przestraszona.

Julian wyczuł jej spóźnioną ostrożność i objął ją mocniej. Gdy jej ręka niespokojnie podniosła się do jego ramienia, ujął jej dłoń i poprowadził w stronę ciemnej gęstwiny swoich włosów.

– Emmy, słodka Emmy. Nie bój się mnie. Daj mi to, czego pragnę. Jesteś tak intrygująca, tak miękka…

– Julianie, proszę cię. – Emelinajednak nie potrafiłaby powiedzieć, o co właściwie go prosi. Powieki miała mocno zaciśnięte, jakby chciała się odciąć od dziwnej rzeczywistości.

– Obserwowałem cię od wielu dni – powiedział ochryple, przesuwając dłonią po jej szyi i ramieniu. -Zastanawiałem się nad tobą, wymyślałem ciebie, sam ze sobą bawiłem się w zgaduj-zgadulę. Im bliżej jesteś, tym bardziej mnie intrygujesz.

Jego dłoń śmiało osunęła się na wypukłość jej piersi i otoczyła ją zaborczo. Emelina pomyślała, że ten gest właściciela powinien był ogromnie ją zdenerwować, nie potrafiła jednak wydobyć z siebie żadnego kąśliwego protestu. Westchnęła tylko cicho i przywarła twarzą do ramienia Juliana, ubranego w wełnianą, kraciastą koszulę. W odpowiedzi usłyszała jego westchnienie.

– Bardzo łatwo zatracić się w twojej miękkości, Emmy – powiedział takim tonem, jakby jednocześnie pragnął takiego właśnie losu i chciał go od siebie odepchnąć. Dłońmi łagodnie badał kontury jej ciała. Gdy pod welurowym swetrem poczuł biustonosz, Emelina zauważyła jego rosnące zniecierpliwienie. Powoli wypuścił ją z objęć, sięgnął niżej, odnalazł dolny brzeg swetra i wsunął palce pod spód, napawając się ciepłem jej skóry.