– Zostaje u właściciela, chyba…
– Chyba? – powtórzyła, patrząc Rothgarowi wprost w oczy
– Chyba, że zwycięzca zechce inaczej. Biedne przegrane dusze! – westchnął teatralnie i wyłożył pierwszą kartę. – As kier.
Diana uśmiechnęła się lekko.
– Nie będziesz mógł, panie, teraz mówić, że masz asa w rękawie – zauważyła.
Markiz wyglądał na rozbawionego tą uwagą.
– Zawsze mam jakiegoś asa w rękawie – stwierdził, kładając z kolei króla kier.
Zachowywał się tak, jakby wiedział, że z kierów pozostała jej tylko dama. Gra stawała się coraz bardziej emocjonująca. Inni członkowie rodziny porzucili swoje zaje-cia i zaczęli się przyglądać czwórce przy stoliku.
Wkrótce stało się jasne, że Rothgar skorzystał z gry,ze-by nawiązać z nią flirt. Co i rusz padały pod jej adresem dwuznaczne uwagi. Musiała nie tylko uważać na przebieg gry, ale jeszcze zastanawiać się, jak je odparować. Żeby nie patrzeć na Rothgara, starała się skoncentrować na samej rozgrywce. Jednak po chwili zauważyła, że patrzy na piękne, wypielęgnowane dłonie markiza i myśli, jak dobrze byłoby czuć je na skórze.
Rothgar rozpoczął licytację.
– Jeśli wolisz, pani, grać na pieniądze, to… – zawiesił głos, Hrabina zaprzeczyła lekkim ruchem głowy.
– Zawsze uważałam, że to sama gra jest ekscytująca, a nie to, jaka jest stawka.
Rothgar uśmiechnął się z aprobatą.
– Ja też tak uważam. A ty, pani, jesteś wytrawnym graczem.
Ich oczy spotkały się na moment i hrabina poczuła, że brakuje jej tchu. Wymowa jego spojrzenia była aż nadto oczywista. Potrzebowała czasu, żeby choć trochę się opanować.
– Gramy? – spytała.
Trzy dni, starała się uspokoić w duchu. To tylko trzy dni.
Oboje z markizem zdecydowanie wygrali. To prawda, że mieli trochę szczęścia, ale poza tym decydowały umiejętności oraz zdolność zgadywania intencji partnera. Niemal czytali sobie w myślach. Zebrani nagrodzili ich brawami. Kiedy wstawali od stolika, zauważyła, że Elf wymieniła znaczące spojrzenie z Bryghtem. Diana chciała zaprotestować. Stwierdzić, że to przecież o niczym nie świadczy. Oczywiście nie zrobiła tego, ponieważ byłaby to jawna demonstracja niechęci wobec markiza.
W końcu rozegrali tylko partyjkę wista!
Jednak Diana nie miała pewności, że chodzi tylko o karty. A jej wątpliwości nasiliły się, kiedy udała się na spoczynek. Służąca rozpoczęła normalny wieczorny rytuał, a hrabina nie mogła się powstrzymać, żeby co jakiś czas nie zerkać na wyłożone mahoniem drzwi, dzielące ją od sypialni Rothgara.
Jego pokój był pomalowany w fantazyjne kwietne wzory. Drzwi po drugiej stronie aż lśniły bielą i mogły zachwycić niejednego podlotka różowymi zdobieniami. Początkowo wydawało jej się, że umieszczenie markiza w tak kobiecym pokoju będzie niezłym dowcipem. Powoli jednak zaczynała w to wątpić. Wciąż miała na sobie suknię, chociaż służąca już chciała ją rozpinać. Diana powiedziała jej, żeby chwilę zaczekała i zbliżyła się do drzwi.
Ciekawe, co robi markiz? I jak podoba mu się to pomieszczenie, stworzone specjalnie dla niej w czasach, gdy miała kilkanaście lat? Markiz nie mógł być już rozebrany do snu, ponieważ wychodził jeszcze do stajni, żeby sprawdzić konie.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości, Diana zapukała do drzwi.
– Proszę! – dobiegło do niej ze środka.
Nacisnęła ciężką klamkę, myśląc o tym, że powinna odszukać stary klucz do tych drzwi. Weszła i ujrzała markiza. Stał na środku pokoju, w koszuli i spodniach, ale już bez surduta. Nie można tego było nazwać negliżem, ale też nie był to strój odpowiedni na przyjęcie damy. Na twarzy Rothgara malowało się zdziwienie.
– Czym mogę służyć, pani?
Hrabina zaczerwieniła się i spróbowała odwrócić wzrok, który spoczywał na jego muskularnym ciele. Na próżno. Z tego powodu zmieszała się jeszcze bardziej.
– Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko tej… sypialni, panie – zaczęła niepewnie. – Chciałam sprawdzić, czy niczego ci nie brakuje.
Rothgar spojrzał najpierw na nią, a następnie jego wzrok powędrował w stronę łóżka w jej pokoju. Piekło i szatani! Diana myślała, że spali się ze wstydu.
– Twoja gościnność, pani, jest… porażająca. Nie, dziękuję, niczego mi nie brakuje.
Diana miała ochotę uciec stąd i zatrzasnąć mocno drzwi. Co się z nią dzieje, że strzela gafę za gafą?!
– Musieliśmy wykorzystać wszystkie gościnne pokoje -tłumaczyła się. – Liczę na to, że będzie ci tu wygodnie, mimo kobiecego wystroju.
Rothgar uniósł do góry brew.
– Mam wrażenie, że sypiałem już w podobnych – rzekł z namysłem, a ona pomyślała, że ze wstydu zapadnie się pod ziemię.
– Powinnam była ją przemalować – brnęła dalej, chociaż najchętniej zakończyłaby już tę rozmowę. – Korzystałam z niej, kiedy byłam małą dziewczynką, a teraz stoi pusta.'
– Lepiej zaczekaj, pani, aż wyjdziesz za mąż. Będziesz wtedy potrzebować dodatkowej sypialni.
Hrabina uniosła dumnie brodę.
– Przecież wiesz, panie, że, podobnie jak ty, nie chcę wiązać się węzłem małżeńskim.
– A, tak. – Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. – Wobec tego powinnaś, pani, zmienić sypialnię.
– Zmienić? Dlaczego? – Diana spojrzała przez ramię, chcąc sprawdzić, co nie podoba mu się w jej sypialni.
Rothgar polecił służącemu, by postawił przed nią wielkie lustro stojące pod ścianą. I nagle stało się jasne, co miał na myśli. W swojej długiej kremowej sukni, z naszyjnikami z pereł i złotymi bransoletami, wciąż pasowała do tej sypialni. Pokój, który przejęła po ojcu, wydawał się dla niej zbyt surowy i ponury. Wyglądało to tak, jakby przez pomyłkę zamienili się pomieszczeniami.
– Bardziej potrzebne jest mi biurko niż toaletka – powiedziała do siebie.
– Wybór należy do ciebie, pani. – Markiz skłonił głowę, -Masz przecież władzę i pieniądze.
Poruszył dłonią, a ten gest wydawał się otwierać wszystkie drzwi wokół. Nagle stało się dla niej jasne, że po śmierci ojca przeniosła się do męskiego świata, w którym musiała radzić sobie z różnymi przeciwnościami. Zamiana pokojów stanowiła symbol tego, co zaszło.
– Czy to już wszystko, lady Arradale? – Rothgar starał się powstrzymać ziewnięcie. – Obawiam się, że jutrzejsze uroczystości zaczynają się wcześnie rano.
Diana poczuła nagle, że nadużywa jego cierpliwości. Pożegnała się więc z nim pospiesznie, a markiz zamknął za nią drzwi. W wielkim dębowym biurku ojca znalazła klucz. Włożyła go więc do zamka i przekręciła ze zgrzytem.
Była zła na siebie, ponieważ pozwoliła, by ostatni ruch należał do markiza. Jednocześnie zamknięcie drzwi na klucz stanowiło demonstrację nie siły lecz słabości.
To szaleństwo! szaleństwo powtarzała w duchu, nie bardzo wiedząc, co ma na myśli. Czy swoje zachowanie, czy też całą sytuację? A może i jedno, i drugie?
Clara zaczęła rozpinać jej suknię, a hrabina nagle wyobraziła sobie, co by się stało, gdyby nie znalazła klucza. Czy Rothgar przyszedłby do niej w nocy? Z całą pewnością byłby wspaniałym kochankiem. Pieściłby ją delikatnie, powoli dochodząc do stanu najwyższej rozkoszy. Przecież nie krył tego, że zna kobiece alkowy. Diana zadrżała, a służąca od razu się spłoszyła.
– Przepraszam, jeśli cię, pani ukłułam – powiedziała pokornie.
Diana nie mogła przyznać się, że ten dreszcz wywołały jej erotyczne fantazje.
– Nic takiego, Claro – westchnęła.
Kiedy później została sama, krążyła jeszcze przez chwilę po pokoju, zastanawiając się, co robi markiz. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Chętnie nawet zajrzałaby do jego pokoju przez dziurkę od klucza, ale zrezygnowała, podniecona tym, co mogłaby zobaczyć. Ciekawe, czy gdyby nie zamknęła drzwi, Rothgar uznałby to za zaproszenie? Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie spał tak blisko niej. Pomijając ojca, który przychodził, żeby pocałować ją na dobranoc.