Выбрать главу

Kiedy znalazła się u siebie, zajrzała do swoich papierów. Nie bez trudu odnalazła ulotkę, którą wydały anonimowo z Safo-ną i rozdawały znajomym damom. Były to informacje na temat sposobów zmniejszenia prawdopodobieństwa zajścia w ciążę. Elf owinęła ją w czysty papier i przesłała do Diany.

Oczywiście Bey wiedział o tym wszystkim. Sam zresztą był orędownikiem podobnych praktyk. Uważał, że to kobiety powinny decydować, czy chcą mieć dziecko, czy nie. Jednak Elf przypuszczała, że to nie on wprowadzi Dianę w świat kobiecych rozkoszy. Zostało mu półtora dnia. To za krótko, żeby uwieść damę. Obawiała się, że hrabina tak czy tak będzie w końcu musiała skorzystać z ulotki.

Tej nocy Diana powróciła do swej sypialni jednocześnie zirytowana i sfrustrowana. Co prawda nie sądziła, że markiz będzie chciał ją uwieść, ale spodziewała się, że ponownie nawiąże z nią flirt. Może nawet ją pocałuje.

Tymczasem Rothgar przez cały wieczór traktował hrabinę z chłodną uprzejmością. Kiedy chciała, to z nią tańczył, kiedy prosiła o lemoniadę, przynosił ją natychmiast, lecz nie było w tym żadnego uczucia. Poza tym niewiele mówił i odpowiadał jedynie na pytania. Tak, jakby przestała go nagle interesować.

Na kolacji były tylko cztery pary, w tym trzy zamężne i ona z markizem. Mogła więc spędzić z nim sporo czasu. Ale kiedy zostawali sami, markiz zaczynał rozmowę o pogodzie! Tego wieczoru dowiedziała się więcej niż kiedykolwiek na temat aberracji pogodowych wokół Wysp Brytyjskich i ich wpływie na gospodarkę i samopoczucie mieszkańców. Kiedy wreszcie skończyli dysputę na tematy związane z klimatem, markiz zaczął omawiać produkcję rolną! Jeśli sądził, że ją tym zainteresuje, to był oczywiście w błędzie.

Diana zacisnęła dłoń w małą piąstkę i uderzyła w stojący przy łóżku stolik. Delikatny mebel aż podskoczył, a ona poczuła gwałtowny ból. Spojrzała na jego blat, na którym w dalszym ciągu spoczywał przywiędnięty już purpurowy mak.

– Dosyć tego! – mruknęła.

Clara obserwowała ją z rosnącym zdziwieniem. Rzadko zdarzało jej się widzieć panią w podobnym nastroju. Szybko też pomogła hrabinie zdjąć piękną satynową suknię z głębokim dekoltem i gorset. Nalała jeszcze wody do miski, żeby Diana mogła przemyć twarz i zabrała się do szczotkowania jej włosów.

Hrabina zaczęła się powoli uspokajać. Czesanie zawsze wpływało kojąco na jej nerwy. Pomyślała, że to koniec z Rothgarem. Bawił się nią w czasie weselnego przyjęcia, a kiedy się skończyło, przestał na nią zwracać uwagę. Przecież znał w Londynie tyle pięknych kobiet. Dlaczego miałby się interesować właśnie nią?

Wciąż jednak czuła się skrzywdzona. Na szczęście nikt, poza Elf, nie odgadł, co tak naprawdę czuje. A co by się stało, gdyby markiz wiedział, że jest gotowa mu ulec? Czy skorzystałby z okazji, a potem potraktował tak obojętnie, jak dziś? Wszystko możliwe. To dobrze, że już pojutrze odjedzie z Arradale.

Diana odesłała Clarę do jej pokoiku i zdjąwszy bieliznę, włożyła lnianą koszulę nocną. Nie miała jeszcze ochoty się kłaść. Nalała sobie wody do szklanki i otworzyła okno, próbując stłumić rozczarowanie. Nad zamkiem wisiał gruby ro-i;al księżyca. Nie, nie osiągnie pełni przed wyjazdem Mallo-rcnów. Nie wzbudzi miłosnego szaleństwa w jej żyłach.

Hrabina uśmiechnęła się gorzko i usiadła na łóżku, vciąż patrząc na księżyc. Czy to prawda, że cały jest ze srebra i że kryje w swym wnętrzu niezmierzone skarby? Księżyc w pełni był jej symbolem, symbolem bogini Diany. Nie powinna więc bać się jego wpływu. Tylko on mógł stac się powiernikiem jej największych tajemnic.

Może taki już jej los, by zawsze uciekać przed zalotnikami. Może wiąże się to jakoś z jej imieniem. Nie, z pewnością w Anglii żyje wiele Dian będących szczęśliwymi żonami i matkami.

Już chciała się położyć, znużona całym dniem, kiedy nagle przypomniała sobie przesyłkę od Elf. Dopiero teraz rozpakowała ją i spojrzała na starannie wydrukowaną ulotkę. Zaczęła czytać, ciekawa, czy jest to jakieś kazanie, czy może traktat na temat wyrzeczeń. Jej policzki powoli nabierały kolorów. Nic podobnego! Wewnątrz znajdował się dokładny, ale prosty opis praktyk, które pozwalają uniknąć ciąży. Niektóre dotyczyły mężczyzn, ale większość kobiet.

Zaszokowana Diana odłożyła broszurkę na biurko. A potem znowu wzięła, żeby dalej czytać przy mdłym świetle lampy. W trakcie lektury na jej ustach pojawił się uśmiech. Jedno było pewne, Elf nie sądziła, że Diana straci cnotę z jej bratem. Markiz z całą pewnością znał techniki opisane w tej ulotce. Odniosła nawet wrażenie, że mógł ją redagować. Wskazywał na to jej prosty, męski styl.

8

Następnego ranka obudził ją silny powiew wiatru i coś jakby krople deszczu bębniące po parapecie. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że deszcz wpada przez otwarte okno do jej sypialni. Wyskoczyła z łóżka i zamknęła je szybko. Spojrzała na szary, zamglony krajobraz.

Natura całkowicie pokrzyżowała jej plany. W taki dzień nie było mowy o jakichkolwiek wyprawach. Znaczyło to, że będzie musiała spędzić z Mallorenami cały dzień w zamku.

Z westchnieniem rezygnacji zadzwoniła po Clarę i kazała jej wytrzeć mokry parapet i podłogę.

Po namyśle zdecydowała, że każe wstawić do salonu stół bilardowy. Panowie na pewno chętnie zagrają, a może i niektóre damy będą miały na to ochotę. Jeśli nie, trzeba będzie zadowolić się kartami i najlepszymi trunkami z zamkowych piwnic. To powinno wystarczyć.

Największy problem stanowiły dzieci. Diana nie miała pojęcia co zrobić, żeby się nie nudziły. Zamek nie był przygotowany na ich przyjęcie. Nie wiedziała nawet, gdzie się podziały jej zabawki z dzieciństwa. W końcu posłała po ochmistrzynię.

Przypomniawszy sobie wczorajsze zachowanie markiza, wybrała zieloną, aksamitną suknię, całkowicie zasłaniającą dekolt. Jeśli wczoraj mógł mieć jakieś wątpliwości, co do jej zamiarów, dzisiejsze przesłanie było oczywiste. Suknia mówiła, że jej właścicielka nie ma ochoty na jakikolwiek, nawet najbardziej niewinny, flirt.

Diana zjadła śniadanie w swoim pokoju, a następnie, zaopatrzona w odpowiedni klucz, zajrzała do pokoju dzieci. Młodsza dwójka ze śmiechem obrzucała się resztkami jedzenia, natomiast dzieci Steenów, czyli Eleanor, Sarah i lord Harber, patrzyły ponuro w okno.

– Nienawidzę Yorkshire – orzekła starsza dziewczynka, zanim jeszcze dostrzegła jej obecność.

Diana chrząknęła i starsze dzieci bardzo się zmieszały. Wstały grzecznie i ukłoniły jej się na powitanie.

– Brzydka pogoda to straszna rzecz, prawda? – powiedziała z uśmiechem. – Ale mam dla was niespodziankę. Moja ochmistrzyni dała mi klucz do pokoju, gdzie wciąż powinny być moje stare zabawki. To niedaleko, na końcu korytarza. Pójdziecie tam ze mną?

Cała trójka otoczyła ją ochoczo. Dziewczynki aż piszczały z radości. Diana powoli zaczęła sobie przypominać niektóre ze swoich zabawek i jeszcze raz musiała przyznać, że rodzice bardzo o nią dbali.

Wyszli we czwórkę na korytarz, zostawiając umazane kaszą i puddingiem maluchy w pokoju. Ochmistrzyni zapewniała ją co prawda, że starała się utrzymywać to miejsce w czystości i porządku, ale Diana miała też nadzieję, że będzie w nim coś tajemniczego i niezwykłego.

Wkrótce dotarli do drzwi. Zamek niestety był naoliwiony i klucz nie zazgrzytał.

– Przykro mi, ale nie ma tu szkieletów i innych tego typu fascynujących rzeczy – usprawiedliwiła się Diana, wprowadzając dzieci do środka.

Cała trójka uśmiechnęła się grzecznie.

Diana podeszła do wielkiej komody i otworzyła szufladę.

– Tutaj są stroje – stwierdziła. – Możecie się w nie przebierać.