Dzieci nie wyglądały na zachwycone. Diana uśmiechnęła się pod nosem i zajrzała do sporego pudła.
– Sztuczne kwiaty – oznajmiła.
Powoli chyba zaczynało do nich docierać, że się z nimi drażni.
– Lady Arradale, a zabawki? – spytała nieśmiało Eleanor.
– Aa, trzeba było od razu mówić, że chodzi wam o zabawki – powiedziała, prowadząc je do następnego pokoju.
Tym razem drzwi zaskrzypiały. To pomieszczenie było nieco ciemniejsze od poprzedniego. Dzieci nareszcie poczuły powiew przygody.
– Możecie sami poszukać zabawek – zniżyła głos do szeptu. – Tylko uważajcie, bo niektóre mogą być z porcelany.
Dzieciaki w ciszy rozeszły się po pokoju. Sarah była najszybsza. Od razu odkryła pierwszą zabawkę, szczelnie osłoniętą materiałem.
– Koń na biegunach! – wykrzyknęła, rozpakowując go.
Hrabina przypomniała sobie, jak bardzo lubiła to zwierzę. Jako dziecko mogła galopować na nim całe popolu-dnie, odkrywając nowe ziemie. Zabawka była w niezłym stanie, a czerwone lejce i siodło wyglądały jak nowe.
– Mogę się na nim przejechać? – poprosiła Sarah. Kiedy Diana skinęła głową, uniosła falbany swojej spodki
nicy i usiadła na nim okrakiem. Nie „ujechała" jednak daleko, bo Charlie znalazł właśnie nową zabawkę.
– Co to jest, lady Arradale? – spytał.
Sarah już była przy nich i patrzyła na drewnianą! skrzynkę, którą rozpakował właśnie jej brat. Diana zmarszczyła czoło.
– Jeśli dobrze pamiętam, jest to magiczne pudełko. -Otworzyła drzwiczki. – Musicie patrzeć do tego cylindra, żeby zobaczyć obraz.
Dzieci po kolei zaglądały do środka.
– Nic nie widać – poskarżyła się Nelly.
Diana odnalazła już szufladkę z ruchomymi dyskami i wsunęła jeden do środka.
– Musicie stanąć bliżej okna, chociaż najlepiej patrzeć przy świecy – instruowała dzieci.
– O, są, ludzie – ucieszył się Charlie. – Ruszają się! Ruszają! – krzyknął uradowany, kiedy Diana zakręciła korbką.
– Daj! Mi! Mi! – Siostry też chciały zobaczyć. Diana ustawiła je w kolejce i pokazała, jak zrobić, żeby
ludziki poruszały się szybciej. Zwłaszcza Neli była zachwycona zabawką.
– Jeśli nie dasz mi jeszcze popatrzeć, to wybiorę coś za ciebie – zagroził jej brat.
Dziewczynka odskoczyła jak oparzona od magicznego pudełka.
– Ani mi się waż!
Natychmiast podbiegła do kolejnej zabawki i zaczęła ją rozpakowywać.
– Ostrożnie, Eleanor – upomniała ją Diana. Dziewczynka posłuchała, chociaż jednocześnie starała
sie jak najszybciej dostać do wnętrza paczki. Po chwili jej oczom ukazała się porcelanowa twarzyczka.
– To lalka! – ucieszyła się. – O, jaka wielka!
Przed nią stał chłopiec niemal naturalnej wielkości. Plecami opierał się o skałę, a w rękach trzymał pałeczki. Wyglądał uk, jakby za chwilę miał nimi uderzyć w swój bębenek.
– Ma prawdziwe włosy – zauważyła Nelly. Dotknęła jego jasnych kędziorów, ale z obawą cofnęła rękę. – I ubranie.
Dzieci wydawały się trochę onieśmielone tą dziwną lalką. Zresztą Diana też za nią nie przepadała, a jej matka traktowała dziwnego dobosza z wyraźną niechęcią. Pewnie dlatego rodzice pozbyli się lalki. Diana w ogóle jej nie pamiętała.
– Tam z tyłu jest kluczyk – zaczęła wyjaśnienia. – Jeśli przekręcicie go dwadzieścia razy, zobaczycie, co się stanie.
Najstarszy Charlie pokiwał głową.
– Wiem, co to jest. To automat. Pamiętacie, widzieliśmy takie u wujka Beya. Ma ich u siebie sporo.
Nie miała pojęcia, że Rothgar zbiera automaty. Było to dziwne, ponieważ markiz nie wyglądał na kogoś, kto lubi fcabawki. A te urządzenia były rzadkie i bardzo drogie.
Nelly nabrała trochę odwagi i podeszła do lalki. Stanęła z tyłu i zaczęła przekręcać kluczyk. Wszystkie dzieci liczyły.
– … siedem, osiem, dziewięć, dziesięć…
Kiedy doszły do dwudziestu, hrabina powiedziała: „uwaga" i opuściła dźwignię, która uruchamiała dobosza. Coś zgrzytnęło i mechaniczny chłopiec ukłonił się dzieciom.
– Ooo! – rozległo się dokoła.
Jednak to nie było wszystko. Dobosz odwrócił głowę, żeby spojrzeć na ptaka siedzącego na skale, a ten rozpostarł skrzydła i wydał z siebie zgrzytliwe, mechaniczne trele. Chłopiec zaczął mu towarzyszyć, wybijając rytm pałeczkami na bębenku. Co jakiś czas podnosił głowę, jakby chciał sprawdzić, czy podoba się publiczności. W pewnym momencie jednak znieruchomiał, a jego pałeczki zawisły w powietrzu. Wyglądał teraz inaczej niż przedtem. I tylko ptak przed końcem melodii zdołał złożyć skrzydła. Na koniec coś okropnie zazgrzytało, ale dzieci i tak zaklaskały w ręce.
– Wspaniałe! Cudowne!
Diana skoczyła, żeby podnieść dźwignie. Pamiętała, że z jakichś względów jest to niesłychanie ważne.
– Ojej – westchnęła.
– Gratuluję odwagi – usłyszała za sobą męski baryton. Natychmiast się odwróciła i zobaczyła stojącego w drzwiach
markiza.
– Gratuluję odwagi – powtórzył. – To niebezpieczne bawić się taką lalką, bez wcześniejszego sprawdzenia mechanizmu. – Podszedł do nich, a następnie położył dłoń na głowie dobosza. – Pauvre en fant. Panie pozwolą.
Dziewczynki zachichotały, kiedy uniósł delikatnie satynowy kaftan lalki. Oczom wszystkich ukazały się metalowe tryby i kółka, które łączyły się z głównym mechanizmem znajdującym się w skale.
Markiz delikatnie badał wszystkie części urządzenia.
– Jedna przekładnia zerwana – zwrócił się do dzieci, a nie do niej. – Nie wolno go na razie uruchamiać, zanim nie sprawdzi się wszystkiego dokładnie.
Opuścił chłopcu kaftan i podniósł się z klęczek. Tym razem popatrzył na hrabinę.
– To piękny mechanizm, pani. Wykonany prawdopodobnie przez Vaucansona.
Diana tylko wzruszyła ramionami. Być może. Dostałam go na szóste urodziny i nigdy nie lubiłam się tym bawić. – Pogładziła Eleanor po główce. -Obawiam się, że będziesz musiała poszukać sobie czegoś innego, kochanie.
Dziewczynka z wyraźną ulgą zrezygnowała z dobosza i wkrotce znalazła drewniany teatrzyk z kompletną pacyn-kową obsadą do paru bajek.
• Jaki ładny! – ucieszyła się Nelly. Pozostała dwójka też była zachwycona i wkrótce razem zaczęli się zastanawiać, jaką sztukę zagrać.
– Chciałeś ze mną mówić, panie? – Diana zwróciła się Rothgara.
W odpowiedzi pokręcił głową.
– Chciałem sprawdzić, co robią dzieci – odparł. – Paskudna pogoda.
– Pewnie wywołaliśmy ją naszą wczorajszą rozmową -rzuciła z przekąsem.
Markiz nie zareagował na złośliwość. Wciąż przyglądał się mechanicznemu chłopcu, jakby próbując sobie coś przypomnieć.
– Ciekawe, dlaczego tu stoi – rzekł w końcu. – Chyba wiesz, pani, że jest bardzo cenny?
Hrabina raz jeszcze wzruszyła ramionami.
– Nigdy nie zastanawiałam się nad jego wartością. Nie przepadałam za nim w dzieciństwie, a moja matka wręcz go nie lubiła.
– Pewnie dlatego, że to chłopiec – zauważył. Diana jeszcze raz spojrzała na dobosza.
– To prawda, że kupił go ojciec, ale nie sądzę, żeby chciał jej dokuczyć – powiedziała z wahaniem. – Chodziło raczej o to, że jest jak żywy.
A może o obie te rzeczy, dodała w myśli. Przecież jej matka miała tylko jedno dziecko, i to w dodatku dziewczynkę. Diana nigdy nie zastanawiała się nad związkiem rodziców. Wydawał się jej szczęśliwy. Ale zapewne w nim również nie brakowało dramatów. Przypomniała sobie, że jej prawdziwa edukacja zaczęła się, gdy miała już dwanaście lat. Prawdopodobnie wtedy ojciec porzucił 'myśl o męskim potomku