– Gdzie on jest? – spytała Diana, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Gdyby Bey nie wziął udziału w balu, ona również miała zamiar z niego zrezygnować. – Często mu się to zdarza?
– Nigdy! Ale to może lepiej. Bryght twierdzi, że obiecał wszystko przemyśleć – dodała z obietnicą w głosie.
Diana skinęła głową, chociaż bez przekonania. Po jej głowie krążyły najczarniejsze myśli.
– Mam nadzieję, że… że nie poważyłby się na samobójstwo?
Elf natychmiast się przeżegnała.
– Nie, skąd! – wykrzyknęła. – To byłoby wbrew wszystkiemu, w co wierzy!
– Tak jak małżeństwo ze mną – mruknęła niechętnie. -Na szczęście nie musi już tego robić. Dostałam od króla pozwolenie na powrót do domu.
Elf już chciała pospieszyć z gratulacjami, kiedy dostrzegła jej minę.
– Może porto? – zaproponowała szybko.
– Chętnie – zgodziła się Diana, powstrzymując łzy. Przyjaciółka chwyciła kryształową karafkę i nalała jej
szczodrze do kieliszka.
– To doskonały gatunek, chociaż dosyć mocny. Bey sprowadza czerwone porto z Quinta do Bom Retiro.
Diana rozpoznała nazwę, ale było jej w tej chwili wszystko jedno. Potrzebowała po prostu czegoś, żeby uspokoić skołatane nerwy.
– Nie wszyscy goście to dostają – dorzuciła jeszcze Elf.
– Rozumiem, to takie słodkie pożegnanie – domyśliła się hrabina.
Elf postanowiła pozostawić te słowa bez komentarza. Chciała raczej dodać Dianie otuchy i natchnąć ją do walki.
– Powiem ci, gdzie możesz go znaleźć – rzekła po na-
mysie. – Tak jak przypuszczałaś jest w swojej pracowni przy automacie. Mogę pokazać ci drogę.
Przy automacie! Przy chłopcu, który miał jej rysy, nie przy niej. Obraz dobosza dręczył jej matkę, a teraz zapewne stanie się i jej zmorą. Rothgar powinien być z nią, a nie z bezduszną maszyną!
Diana spojrzała na swój kostium.
– Nie, nie pójdę do niego.
– Powinnaś walczyć z nim! Złamać go! – podpowiadała Elf.
– Nie będę z nim walczyć. – W jej oczach pojawił się smutek. – Mam wrażenie, że i tak coś w nim kiedyś pękło. Chcę, żeby stał się wolny. Żeby mógł mnie kochać. A do tego potrzebny jest wspólny wysiłek.
Hrabina spojrzała na swoje przebranie.
– Czy przyjdzie na bal?
– Z całą pewnością – odrzekła Elf. – Poczucie obowiązku nie pozwoli mu zostać w pracowni.
– Nie chcę, żeby cierpiał.
Elf pogładziła ją po ramieniu.
– On też chce ci tego zaoszczędzić – powiedziała uspokajająco. – Zaczekajmy na bal. Może coś się wtedy wyjaśni.
Diana westchnęła i spojrzała na swój kieliszek. Jednym haustem wypiła całą jego zawartość. Czuła, że odsłoniła się przed Elf, ale siostra Rothgara przyjęła to bardzo naturalnie. Tak jakby wszystko już wiedziała. Zawsze byli bardzo ostrożni. Czy to możliwe, że Mallore nowie już wcześniej domyślili się, co się dzieje?
Odstawiła kieliszek i sięgnęła po leżący obok jej kostiumu łuk.
– Czas zacząć polowanie – rzekła.
Przed balem nie urządzano zwykle wspólnych kolacji, ponieważ goście woleli utrzymać swoje przebrania w sekrecie. Jednak Diana dołączyła do Elf, Portii i Bryghta. Szybko też zaczęli sobie mówić po imieniu. Było jasne, że uważają ją prawie za narzeczoną Beya i że zawsze może u nich szukać pomocy. Jednocześnie nikt nawet słówkiem nie wspomniał o Rothgarze, choć z ogólnych komentarzy domyśliła się, że przeszedł już z pracowni do siebie i że przygotowuje się do balu.
Rozmowa obracała się przede wszystkim wokół ich wyprawy na północ. Dianę znowu zdziwiło to, że cała trójka traktuje interesy niezwykle poważnie. Co prawda Portia zadeklarowała na początku, że i tak ma dużo pracy z prowadzeniem domu, ale było widać, że całym sercem wspiera męża. Okazało się, że Fort połączył wysiłki swojej rodziny i Mallorenów w celu przejęcia handlu winem i spirytualiami na znacznym obszarze kraju i że wszyscy szukają teraz nowych możliwości inwestycyjnych. Diana starała się zawsze dobrze prowadzić interesy w swoim majątku, miała nawet powody sądzić, że radzi sobie lepiej niż ojciec, ale nigdy nie wykraczała poza to, czym tradycyjnie zajmowała się jej rodzina.
Jeszcze dziwniejsze wydało jej się to, że można prowadzić taką rozmowę i doskonale się przy tym bawić. Diana czuła, że łączą ją z tymi ludźmi coraz silniejsze więzy.
Szkoda, że nie z Rothgarem.
32
Bal maskowy zaczął się sam, chociaż oczywiście nadzorowany przez Rothgara i wspomagany przez przyzwyczajoną do tego rodzaju przedsięwzięć służbę. Kiedy Diana skończyła kolację, przeszła wraz z Mallorenami do holu, zaintrygowana tym, co zaczęło się dziać w pałacu. Gości witała dziwna kolorowa poświata, przypominająca wieczorną zorzę oraz księżyc, bliźniak tego, który świecił na niebie.
Ruszyli dalej, do sali balowej. Po chwili zastąpił im drogę kolorowy arlekin.
– Diana-łowczyni? – ucieszył się na jej widok. – Możesz mnie pani upolować!
Nie, to nie był ten, na którego miała ochotę.
– Na razie puszczę cię cało, panie – rzekła dobrotliwie. Ale radzę uważać na mój łuk.
Bal maskowy prowokował nietypowe zachowania. Wielu wydawało się, że są doskonale ukryci za swoimi maskami i że mogą sobie pozwolić na znacznie więcej. Ciekawe, za kogo przebierze się Bey? I czy przywita gości w sali balowej, czy też skryje się wśród innych masek?
Sama przebrała się tak, że można ją było natychmiast rozpoznać. Podobnie zresztą jak wielu gości, chociaż niektórzy mieli na sobie weneckie kostiumy, skrywające ich od stóp do głów. Jednak sama świadomość tego, że występuje się jako ktoś inny, wydawała jej się wystarczająco podniecająca. I jeszcze to, że dzisiejszej nocy rzeczywiście wyruszyła na polowanie.
Tylko jaki będzie jego rezultat?
Patrzyła uważnie na kolejne mijane postaci. Wciąż nie widziała Beya. Korytarze zamieniły się na tę noc w rodzaj labiryntu. Tak, jakby markiz rzeczywiście przejął się jej porównaniem do Dedala. Szary materiał zdobiły kamienne wzory. I chociaż tu i ówdzie prześwitywało przez nie światło, czuło się atmosferę zagrożenia.
Jak, wobec tego, wygląda sala balowa?
Elf, która zapewne wiedziała coś na ten temat, pochyliła się w jej stronę.
– Zaczekaj, zaraz zobaczysz coś ciekawego. Labirynt skończył się nagle, a przed nimi otwarło się
pogodne, nocne niebo. Raz jeszcze dostrzegła księżyc, który był chyba symbolem całego przedsięwzięcia. Czy to możliwe, by Rothgar zrobił to na jej cześć? Chociaż na niebie widać było też gwiazdy i inne ciała niebieskie. Nawet Saturna z jego pierścieniami.
Zapewne w całym pomieszczeniu zawieszono czarne płótno. Skąd jednak brały się gwiazdy i planety?
– Jak to zrobiono? – szepnęła Elf do ucha.
– To bardzo proste. Za pomocą naftowych lamp z różnymi kloszami – wyjaśniła przyjaciółka. – Korzystaliśmy z tego, na balu ze „Snu nocy letniej". A labirynt pochodzi z jeszcze wcześniejszej imprezy. Bey, z braku czasu, zdecydował się po prostu wykorzystać stare elementy. Nic takiego.
Jednak Diana uważała, że jest to majstersztyk. Wszystko zaplanowano i wykonano z niezwykłą starannością. Zachwycona przechodziła wzdłuż ścian, podziwiając szczegóły dekoracji. Weszła też do jednego z przylegających pokojów, urządzonego jak grota, w której rosły srebrne drzewa.
– Wykorzystujemy je na każdym balu * cierpliwie objaśniła Elf. – Tylko trzeba je inaczej pomalować i ubrać. A to przecież drobiazg.
Tym razem na srebrnych gałęziach wisiały różnego rodzaju srebrne owoce. Diana oderwała od nich wzrok i spojrzała na przyjaciółkę.