– Prowadzimy z lady Arradale nie kończącą się debatę, sire, na temat tego, kto kogo powinien chronić – powiedział z uśmiechem. – Muszę przyznać, że silna i niezależna żona, która będzie mogła bronić interesów domu jest prawdziwą perłą.
Diana nie posiadała się z radości, słysząc te słowa. Jednocześnie z zapartym tchem czekała na reakcję króla. Wszyscy zgromadzeni znali jego poglądy i czuli, że Roth-gar rzucił mu coś w rodzaju wyzwania.
– No cóż, no cóż – powtórzył zamyślony monarcha. -Każdy powinien mieć to, co mu odpowiada. Mam nadzieję, panie, że przynajmniej nie będziesz się pojedynkował z żoną, co?
– Nie, sire – odrzekł Rothgar.
Ponieważ nie miałbym z nią żadnych szans, dodał w duchu.
Monarcha wyszedł z sali w licznej asyście. Po jakimś czasie Rothgar i Diana zostali sami. Część ze zgromadzonych osób złożyła im gratulacje, ale część udawała, że ich nie zauważa, bojąc się, że markiz popadł w niełaskę z powodu swego ekscentrycznego gustu. Takie już było dworskie życie.
Stali przez chwilę obok siebie, a potem jednocześnie spojrzeli na księżyc.
– Zostaniesz moją żoną? – spytał, ściskając ją za rękę.
– A nie boisz się? – Zerknęła w jego stronę.
– Muszę nauczyć się podejmować ryzyko – odparł i wziął ją w ramiona.
Długo patrzyli sobie w oczy, a potem połączyli się w namiętnym pocałunku.
– Och, Diano, kocham cię. Kocham i boję się tego, co może nastąpić – dodał z westchnieniem.
– Szaleństwa dzieci?
– Własnego też. Pewnie ci nie mówiłem, ale moja matka nie mogła znieść płaczu dziecka… Stąd, być może moje dziwne zachowanie wtedy, w ogrodzie… Chcę jednak spróbować. Przecież nie mogę nie poddać się Dianie w czasie pełni.
Przytuliła go znowu, czując, że ich problemy jeszcze się nie skończyły. Przed nimi długa droga, zanim uda im się doświadczyć pełni szczęścia. Może „uleczenie" Rothgara zajmie mniej czasu, niż jej się zdaje? A może będzie musiała poświęcić na to całe życie.
Ona też chciała spróbować!
Podjąć ryzyko!
Wprost trudno jej było uwierzyć, że Rothgar będzie teraz należał do niej!
Znowu przytuliła się do niego. Ich usta ponownie się spotkały. Czuła się tak, jakby byli ze sobą od zawsze. I pomyśleć, że Bey jeszcze niedawno nie chciał słyszeć o małżeństwie!
– Chcę być z tobą sama – szepnęła. – Poznać cię najlepiej, jak tylko można.
Rothgar zaśmiał się na te słowa.
– Ja też nie pragnę niczego innego, ale obawiam się, że będziemy teraz bardzo zajęci. Jednak przede wszystkim, mam dla ciebie gwiazdkę z nieba. – Zdjął jeden z pierścieni i podał go Dianie.
Drżącą dłonią założyła go na swój palec. Wielki diament wyglądał na nim naprawdę wspaniale. Pewnie należał do najpiękniejszych klejnotów w kolekcji. Diana czuła się tak, jakby mogła latać.
– Wiesz, co w tobie uwielbiam? – Zrobiła tajemniczą minę. -Mm?
– Że nie przeszkadza ci to, jaka jestem. Nie będziesz chciał mnie zmienić, prawda?
Przez chwilę udawał, że się zastanawia, a potem zrobił do niej oko.
– Myślę, że chociaż trochę. Przydałoby ci się parę lekcji fechtunku, co?
Ucałowała go w policzek.
– Nie, Diano, nie musisz się zmieniać – dokończył poważnie. – Kocham cię taką, jaka jesteś.
– I tak bardzo się zmieniłam – stwierdziła po namyśle. Do niedawna w ogóle nie chciałam słyszeć o małżeństwie.
Dotknęła pierścienia, który dostała od Beya. Był trochę za luźny, ale wyglądał przepięknie na jej palcu i stanowił cudowną obietnicę prawdziwej miłości. Zwłaszcza, że musiała na niego tak długo czekać.
Teraz najchętniej zamknęłaby się z Rothgarem w sypialni. Mogłaby go przynajmniej całować i pieścić. Jednak ona też wiedziała, że czekają na nich obowiązki.
– Czy myślisz o tym, co ja? – Podał jej rękę i oboje odwrócili się od księżyca.
– Tak, musimy zejść na dół – westchnęła. – Co z królem?
– Jeśli zechce się obrazić, to nic na to nie poradzę. Zawsze będę po twojej stronie. Najwyżej wyjedziemy. Mam nadzieję, że Anglia na tym nie ucierpi.
Weszli do labiryntu. Cienie na ścianach wydawały się jeszcze bardziej złowrogie niż przedtem. Zwłaszcza, że w sali balowej zostawili martwego de Couriaca. Diana zatrzymała się nagle, uderzona pewną myślą.
– A może mógłbyś dać królowi swojego dobosza? – wyrzuciła z siebie. – To mogłoby go udobruchać. A ja nie przepadam za tą zabawką.
– Pewnie wolałabyś własną. – Rothgar po raz pierwszy zażartował na temat dziecka.
– Tak, ale pomyśl, ile przed nami problemów. Czy odziedziczyłby tytuł Rothgar, czy tytuł Arradale? – Mówiła to lekkim tonem, ale sytuacja rzeczywiście była dosyć skomplikowana. Zwłaszcza, że Diana zamierzała zachować swój tytuł, którego Bey i tak nie potrzebował.
Doszli do schodów i zaczęli schodzić w dół. Po chwili znaleźli się w jaśniej oświetlonym korytarzu. Cztery duże sale były wypełnione gośćmi, a służba podawała przekąski. Niektórzy siedzieli, ale większość przechadzała się i wymieniała uwagi na temat wydarzeń wieczoru. Rothgar ogłosił więc oficjalnie ich zaręczyny w pierwszej sali i chciał przejść do drugiej.
– Hej, Rothgar, masz narzeczoną po złej stronie! – zauważył ktoś z tłumu.
Diana natychmiast się zreflektowała i przeszła na jego prawą stronę. Musi pamiętać, w jakim świecie żyje. I tak powinna się cieszyć, że Bey ją akceptuje. Niewielu mężów pozwoliłoby żonom na strzelanie z pistoletu czy szermierkę.
W następnej sali Rothgar powtórzył swój komunikat i ruszyli dalej. Do trzeciej, w której znajdował się król. Diana poczuła ukłucie strachu na widok monarchy. Wiedziała, że nie może już zabronić im ślubu, ale bała się, że Bey owi bardzo będzie brakować dworu, jeśli popadnie w niełaskę.
Zerknęła w bok. Żaden muskuł nie drgnął na twarzy markiza. Skłoniła się głęboko królowi, który nie wyglądał na uszczęśliwionego jej widokiem.
– Aa, lady Arradale. Jesteś, pani, bardzo niezwykłą kobietą, co?
– Obawiam się, że tak, najjaśniejszy panie.
– Pamiętasz, pani, rozmawialiśmy kiedyś o niebezpieczeństwach czyhających na kobiety, które robią to, co mężczyźni.
– Pamiętam, sire.
Król zmarszczył brwi, a Diana pomyślała, że powinna spodziewać się najgorszego. Jerzy III mógł ją nawet wtrącić do Tower za użycie broni w jego obecności. Każdy powód był dobry.
– Wspomniałaś wówczas, pani, że kobieta potrafi bronić swoich dzieci, co? A ja się zgodziłem.
– Istotnie, Wasza Królewska Mość.
– To samo dotyczy chyba męża, co?
Na sali rozległ się szmer aprobaty, a Diana odetchnęła z ulgą. To oznaczało pokój. Królowi zapewne nie było łatwo zdobyć się na taki gest.
– Tak, sire. – Ponownie skłoniła się głęboko, wciąż trzymając Beya za rękę.
Monarcha wskazał gestem, że może się wyprostować.
– Mam nadzieję, pani, że będziesz miała dwóch synów -rzekł, kładąc nacisk na przedostatnim słowie.
– A jeśli tylko jednego, najjaśniejszy panie? – wtrącił Roth-gar. – Czy drugi tytuł będzie mógł pozostać w rodzinie?
Ścisnęła dłoń markiza. To jednak zbyt wiele, żądać od Jerzego III, by uznał kolejną hrabinę Arradale. Bey posunął się chyba za daleko.
Król zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
– Jeśli Bóg tak zdecyduje, wypadnie nam zgodzić się z Jego wolą – odparł w końcu chłodno.
Diana nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby udało im się odnieść następne zwycięstwo? Tym razem to Rothgar pochylił się w ukłonie.
– Stokrotne dzięki, Wasza Królewska Mość. Pozwól, najjaśniejszy panie, że odpłacę ci małym prezentem.