Curry przechadzał się niecierpliwie po polu walki. Zebrani czekali teraz na znak Rothgara. Bryght nie chciał go ponaglać, ale pragnął jak najszybciej mieć pojedynek z głowy. Tymczasem markiz wcale się nie spieszył. Skończył co prawda rozgrzewkę, ale teraz po prostu spokojnie czekał. Być może chodziło mu o to, żeby wyprowadzić Curry'ego z równowagi.
W końcu uśmiechnął się do brata i wreszcie przeszedł na wydeptany placyk. Publiczność wstrzymała dech. Nikt nie poruszał się z równą gracją jak lord Rothgar. Nikt też nie wyglądał okazalej i godniej od niego. Nawet teraz, W samej koszuli i spodniach, pozostał w każdym calu dworzaninem. Jednocześnie ujawniła się jego natura drapieżcy. To, co na co dzień osłaniały peruki i piękne stroje.
Wszyscy wiedzieli o wielkich wpływach Rothgara. Jednak głównie ceniono jego spryt i cywilną odwagę. Niewielu wiedziało, że jest on też doskonałym szermierzem. Bryght pomyślał, że brat być może celowo unikał do tej pory pojedynków. Jakby nie chciał ujawniać wszystkich swoich atutów.
Widzowie aż zamarli na tę demonstrację siły i gracji. A Curry? Jeśli nawet się bał, to nie dał tego po sobie poznać.
Wkrótce też stało się jasne, dlaczego. Ponieważ już od pierwszego skrzyżowania szpad, Curry dał się poznać jako doskonały fechtmistrz. Miał w sobie ową lisią zręczność, czy też instynkt, który pozwalał mu wykorzystać każdą słabość przeciwnika. A poza tym, był leworęczny.
Bryght zagryzł wargi, widząc, że brat broni się niezręcznie. Co prawda udawało mu się odparowywać wszystkie ciosy Curry'ego, ale jednocześnie ustępował mu placu. Po chwili Curry spływał potem. Na czole Rothgara również pojawiło się parę kropel. Mimo niezbyt wyszukanej techniki, jego obrona była skuteczna, chociaż przeciwnik napierał jak burza.
Publiczność uznała już chyba Rothgara za pokonanego i tylko jego brat żywił nadzieję, pamiętając te wszystkie sztuczki, których nauczył się właśnie od niego. To niemożliwe, żeby Rothgar wszystkiego zapomniał!
Nikt nawet nie śmiał westchnąć. W powietrzu słychać było tylko szczęk stali. Koszule walczących zabarwiły się krwią, choć były to zaledwie zadrapania. Mimo przewagi, Curry'emu nie udało się ciężej zranić lorda.
Nastąpiło kolejne zwarcie. Obaj mężczyźni byli już mocno zmęczeni, ale Curry, który wciąż atakował, chyba bardziej. I właśnie w chwili, kiedy napierał z ostateczną determinacją na markiza, Rothgar jakby urósł. Wyprężywszy się, strząsnął z siebie ostrze Curry'ego, jakby to była zabawka, a nie broń, a następnie wykonał prosty sztych wprost w jego pierś. Przerażony przeciwnik usiłował się osłonić i właśnie wtedy, jakimś nadludzkim sposobem, Rothgar śmignął ostrzem tuż przed nosem Curry'ego i wbił je wprost w jego lewe ramię. Curry krzyknął i wypuścił szpadę z dłoni. Dla wszystkich, którzy choć trochę się na tym znali, stało się jasne, że najprawdopodobniej nie będzie już mógł walczyć lewą ręką.
Widzowie dopiero po chwili zorientowali się w sytuacji. Rozległy się brawa i radosne okrzyki, co znaczyło, że oprócz wrogów, markiz miał tu również przyjaciół.
Curry spojrzał na swoje ramię, nie bardzo wiedząc, co się stało.
Przecież był lepszy.
Przecież już uznał siebie za zwycięzcę.
Schylił się i chwycił szpadę w prawą dłoń. Jednak Rothgar przystawił mu wcześniej swoje ostrze do piersi.
– Musisz teraz obiecać, że… nie będziesz śpiewał niemodnych piosenek – powiedział, dysząc. Obrona pochłonęła sporo jego sił.
W oczach Curry'ego pojawiła się bezrozumna wściekłość. Patrzył, nie bardzo pojmując, co się stało. Przecież nikt go do tej pory nie pokonał.
– Jak nie mogę śpiewać, to powiem, że lady Chastity Ware to kurwiszon, jakiego świat nie widział!
Z dzikim wrzaskiem rzucił się na Rothgara. Ten tylko uchylił się i jednym sztychem przeszył mu pierś na wysokości serca, żałując, że pozwolił mu wypowiedzieć ostatnie słowa.
Curry padł na ziemię tuż przed nim. Chwilę potem stało się jasne, że już żadne bluźnierstwo nie wyjdzie z jego ust.
2
Rothgar oczyścił szpadę i schował ją do pochwy. Do Cur-ry'ego niespiesznie podszedł doktor, żeby potwierdzić to, co i tak było oczywiste. Żaden z przyjaciół nieszczęśnika nie miał jakoś ochoty się nim zająć. Publiczność, która do tej pory milczała w osłupieniu, wybuchła teraz gwarem wielu osób.
Rothgar spojrzał przez ramię na stojących za nim ludzi. Głosy natychmiast ucichły.
– Szanowni państwo – zaczął – słyszeliście, że sir An-drew Curry obraził nie tylko damę i jej rodzinę, ale także króla i królową. To oni bowiem przyjęli lady Raymore do swego dworu, dając w ten sposób świadectwo jej cnocie. I nikt nie ma prawa tego kwestionować!
W tłumie rozległy się głosy poparcia:
– Tak! Dobrze mówi!
– Boże chroń króla!
– Śmierć oszczercom!
Kumple Curry'ego spojrzeli po sobie ze strachem i nie czekając na dalszy rozwój wypadków ruszyli w swoją stronę. Mężczyźni zaczęli gratulować Rothgarowi. Kiedy tłum się rozproszył, Bryght zauważył, że nie ma nikogo, kto mógłby zająć się ciałem. Dlatego poprosił swojego lokaja, żeby załatwił całą sprawę z doktorem Gibsonem. W tym czasie Fettler pomagał Rothgarowi się ubrać.
– Czy rzeczywiście miał nad tobą przewagę? – Bryght nie mógł powstrzymać ciekawości.
Rothgar wypił potężny łyk z flaszy podanej mu przez lokaja. Była to z całą pewnością źródlana woda, a nie alkohol.
– Muszę przyznać, że był zupełnie niezły – odparł wymijająco. – Najpierw musiałem poznać jego technikę, co kosztowało mnie parę pomniejszych ran.
– Coś poważnego? – zaniepokoił się Bryght.
– Tylko draśnięcia – powiedział Rothgar i skinął na stojący nieopodal powóz. Wsiadając, spojrzał jeszcze na Cur-ry'ego, przy którym czuwał doktor Gibson.
Pojazd ruszył w stronę Malloren House.
– Mam nadzieję, że nie zatruł swojej szpady – westchnął Bryght, sadowiąc się na swoim miejscu.
Na ustach brata pojawił się ironiczny uśmieszek.
– Nie dramatyzuj!
– Taki łotr jak Curry byłby do tego zdolny. Po prostu uważam, że… – urwał, widząc, że markiz zamknął oczy i oparł głowę o ścianę powozu.
Pojedynek go znużył i teraz potrzebuje odpoczynku, pomyślał. Ciekawe, czy podobnie jak on, Rothgar stracił ochotę na wszelkiego rodzaju pojedynki?
Kiedy w końcu znaleźli się w Malloren House, Bryght po chwili wahania podążył za bratem do jego apartamentu. Wiedział, oczywiście, że służący dobrze się nim zajmie, ale nie mógł się powstrzymać.
Rothgar tylko spojrzał na niego koso, nie wyrzucił go jednak ze swojego pokoju. Powoli rozebrał się, zdejmując na końcu pociętą koszulę. Bryght odetchnął z ulgą, widząc, że rany rzeczywiście nie są poważne. Najgorsze było chyba cięcie przez ramię, z którego wciąż płynęła krew.
Bryght powoli odzyskiwał zdolność logicznego myślenia.
– Więc uważasz, że ktoś wynajął Curry'ego? – nawiązał do ich wcześniejszej rozmowy.