Выбрать главу

– To mój brat, Bryght.

Lord Malloren miał włosy jeszcze ciemniejsze niż Rothgar i był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Wysoki, z jastrzębimi rysami brata, pełen nonszalancji mógł spodobać się każdej kobiecie, lecz na Dianie nie zrobił szczególnego wrażenia. Ku jej zdziwieniu jego żona była niska, ruda, z tysiącem piegów na twarzy, i nie wyróżniała się urodą.

W pewnym momencie Bryght spojrzał na swoją wybrankę, a na jego twarzy pojawił się wyraz uwielbienia, Rothgar znowu pochylił się do jej ucha.

– Zadurzył się w niej jak żak – szepnął. – Uważaj, pani, bo to może być zaraźliwe. Ja jeden w mojej rodzinie oparłem się tej chorobie.

Hrabina potrząsnęła głową.

– Nie obawiaj się, panie. Ja też ją pokonam – zapewniła go.

– Och, co za ulga! – powiedział, westchnąwszy teatralnie. – Wobec tego będziemy mogli siąść razem do kolacji, tworząc enklawę w morzu zakochanych.

Diana roześmiała się na te słowa, licząc na to, że nie zdradzi się ze swoim niepokojem. Markiz miał rację. Jakoa jedyni w całym towarzystwie nie mieli partnerów i z tego względu zapewne będą musieli wszystko robić razem.

Nie, to niemożliwe! Musi temu jakoś zaradzić.

– Wuje, dali, dali! – zakrzyknął mały Arthur.

Lord Bryght poprosił ją, by zaczekała, ponieważ chce jej przedstawić swojego syna. Chwilę potem z powozu wysiadł, czy raczej został wysadzony, chłopczyk w jedwabnym stroju, który ledwo umiał utrzymać się na nogach. Piastunka pilnowała cały czas, żeby nie upadł.

– To mój syn, Francis – powiedział z wyraźną dumą. Diana nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Nigdy

wcześniej nie przedstawiano jej niemowlaków.

– Bardzo mi miło – rzekła niepewnie, kucnąwszy przy Francisie, który szybko schronił się w ramiona piastunki.

Na ten widok mały Arthur zażądał, żeby go postawić i pobiegł do ciotecznego brata. Na szczęście Bryght w porę wziąl syna na ręce, inaczej Francis już leżałby na ziemi Lord Mallo-ren zaczaj kołysać go w powietrzu, a ten zaniósł się śmiechem.

Diana próbowała nie okazywać zdziwienia, chociaż było to bardzo trudne. To niemożliwe, żeby tacy mężczyźni jak Rothgar czy Bryght lubili dzieci. Kłóciło się to z ich wizerunkiem twardych i bezwzględnych rycerzy.

– Oczywiście nie musi pani pamiętać, które dziecko jest czyje, hrabino – powiedziała żona Bryghta, chwyciwszy małego Arthura. Głos miała melodyjny i pełen ciepła. Coś sprawiało, że po prostu chciało się jej słuchać. – Przy odrobinie szczęścia można ich w ogóle nie spotkać. Rothgar wziął ją delikatnie pod ramię.

– Chodźmy dalej.

Pożegnała się z Bryghtem i jego żoną i ruszyli w stronę ostatniego powozu.

– Liczę na to, ze Portia ma rację – rzekł, rozglądając się dokoła. – To naprawdę wielki zamek i dzieci będą miały mnóstwo miejsca do zabawy. Czasami zachowują się jak prawdziwe diablęta – dodał ostrzegawczo.

Diana pomyślała, że jakoś poradzi sobie z dziećmi. Zwłaszcza, że, o dziwo, była do nich dobrze nastawiona. Znacznie trudniej będzie sprostać wyzwaniu, jakie stanowiła sama obecność markiza. Po tym, co zobaczyła, czuła się zupełnie zagubiona. Mroczny Markiz okazał się nagle miłośnikiem dzieci i rodziny.

Zatrzymali się przed ostatnią parą.

– Tuszę, pani, że poznałaś już moją siostrę, Elf? Rzeczywiście, spotkała się z nią parę razy w Londynie

i obie panie przypadły sobie do gustu.

– Miło mi panią widzieć, lady Elfled. Zagadnięta skinęła swoją rudą głową i wskazała stojącego obok przystojnego szatyna.

– Mi również, hrabino. Oto mój mąż, lord Walgrave.

Mężczyzna skłonił się szarmancko, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Wszystko wskazywało na to, że jest człowiekiem pogodnym i prostodusznym.

– To dla mnie wielki zaszczyt, lady Arradale. Walgrave'owie jeszcze nie mieli dzieci. Diana mogła więc

liczyć na to, że mąż Elf będzie dotrzymywał jej towarzystwa, co by ją uwolniło od markiza. Według najnowszej mody, małżonkowie raczej unikali siebie w większym towarzystwie. Jednak wystarczyło zobaczyć, z jakim namaszczeniem lord Walgrave podaje żonie ramię, żeby zrozumieć, że nie ma na co liczyć. Zresztą Mallorenowie w ogóle nie przejmowali się modą i gotowi byli robić, co im się żywnie podoba. Najlepszy dowód, że zabrali ze sobą dzieci.

To byli już wszyscy. Diana wiedziała, że Rothgar ma jeszcze jednego brata, lorda Cynrica, ale ten wraz z żoną przebywał w Kanadzie. Jeszcze raz rozejrzała się po dziedzińcu i pomyślała, że to przecież tylko trzy dni.

Klasnęła w ręce i zaprosiła wszystkich do zamku.

– Nawet nie wie pani, jak jestem szczęśliwa, że mam za sobą tę podróż – wyznała lady Walgrave, idąc tuż przy niej. – To już trzeci miesiąc, ale wciąż mam mdłości, zwłaszcza w powozie.

Hrabina spojrzała na nią ze zdziwieniem. Że też się nie domyśliła! Wszyscy Mallorenowie byli płodni ponad ludzka miarę. Może jest to ich tajny plan, żeby zdominować w ten sposób Anglię. Jedynie Rothgar zawsze twierdził, że nie chce się żenić. Ale te deklaracje nie do końca ją uspokajały.

– Może każę przynieść sole trzeźwiące – zaproponowała.

– Nie, dziękuję. Świeże powietrze działa na mnie najlepiej. – Odetchnęła głęboko. – Jednak nie zdziw się pani, kiedy będę musiała nagle opuścić towarzystwo.

Diana skinęła głową i przystanęła chwilę przed drzwiami, żeby lady Walgrave mogła jeszcze pooddychać świeżym powietrzem.

– To wobec tego bardzo odważna decyzja, że zdecydowałaś się, pani, na tę podróż – zauważyła.

Elf tylko potrząsnęła głową.

– Chciałam koniecznie zobaczyć ten ślub. Przeżyć tój jeszcze raz. Nasz był taki pospieszny, prawda kochanie?

– O, tak – zgodził się lord Walgrave.

Diana przypomniała sobie plotki, które przywiozła z Londynu jedna z jej sąsiadek. Podobno data ślubu lady Malloren została przyspieszona z bardzo ważnego powodu. Ciekawe, czy okaże się, że Elf urodzi wcześniaka, który będzie zupełnie normalnym, zdrowym noworodkiem? Takie rzeczy zdarzały się w towarzystwie i nikt z tego nie robił problemu. Chyba, że cała sprawa wychodziła na jaw.

– Poza tym, tak naprawdę cieszę się z tej podróży – dorzuciła szybko lady Walgrave. – Nigdy nie byłam na północy. Te wzgórza i ukwiecone łąki! Gdybym była malarką, spróbowałabym to uchwycić… Poza tym interesuje mnie przemysł.

– Przemysł? – powtórzyła niepewnie Diana, przekonana, że się przesłyszała.

Elf potwierdziła natychmiast:

– Tak, głównie przędzalniczy i tkacki.

– Przędzalniczy i tkacki? – Diana nie mogła uwierzyć własnym uszom i nawet zapomniała, że to niegrzecznie tak szczegółowo wypytywać gości.

Na ustach Elf pojawił się tajemniczy uśmieszek.

– To takie hobby – wyjaśniła. – Namówiłam nawet Bryghta i Portię, żeby pojechali obejrzeć akwedukt księcia Bridgewater. A potem zwiedzimy port w Liverpoolu.

Jak na kobietę były to rzeczywiście dość nietypowe zainteresowania. Diana miała wrażenie, że śni. Już wcześniej zdarzały jej się koszmary dotyczące spotkania z Mallore-nami. Nie dziwiło jej, że przybysze z południa chcieli zobaczyć słynny akwedukt. Sama była obecna przy jego otwarciu cztery lata temu. Ale port i fabryki?! To wszystko jakoś nie chciało jej się pomieścić w głowie.

Rzuciła więc tylko coś zdawkowego i poprowadziła gości dalej, do wnętrza zamku.

Planowała, że urządzi dziś wieczorem przyjęcie dla znudzonych i głodnych luksusu przybyszy z Londynu, ale teraz nie wiedziała, czy to najlepszy pomysł. Być może markiz wolałby zwiedzić kopalnię ołowiu, a lord Steen wziąć udział w wyprawie na torfowiska!