Выбрать главу

– Muszę go pochować – powiedział Tom spokojnie. – Przecież nie może tak leżeć…

– Pochować! – dziki śmiech urwał się raptownie. – Najpierw go zabiłeś, a teraz idziesz grzebać. Podziwu godna konsekwencja.

– Zamilcz.

Coś było w brzmieniu głosu, w krótkim spojrzeniu – coś takiego, że Jab zatkał się momentalnie i cofnął pod ścianę.

Edgins, trzymając w obu rękach narzędzia, potraktował go jak powietrze. Byłby pewnie wyszedł bez słowa, gdyby nie mutant, który zagrodził mu drogę, wyrzucając z siebie całą serię syczących dźwięków. Widząc, że Tom nic nie zrozumiał z tej przemowy, wskazał dłońmi jego głowę.

– Gorejąca aura każe mi słuchać twoich prawd – powiedział.

– Aura? – zdziwił się Edgins. – Daj mi spokój – wyciągnął rękę chcąc odsunąć mutanta, ale ten, jakby wyczuwając jego zamiar, pokornie zszedł mu z drogi.

– Tom, zaczekaj! – Jab stał ciągle w tym samym miejscu, a na kwadratowej twarzy strach mieszał się ze wściekłością. – Nie bądź idiotą, Tom, weź maskę. Wystarczy jeden trup. Czy wyście zupełnie powariowali?

Edgins był już w śluzie, gdy rozległy się słowa mutanta: – Moja rasa postawiłaby go wśród najdostojniejszych. Jesteś ślepy, jeżeli tego nie dostrzegasz.

– Zamknij się błaźnie! Tom, wracaj!

Jab jeszcze coś krzyczał, ale jego wrzaski zupełnie nie docierały do świadomości Edginsa. Odciął się od zewnętrznego świata tak dokładnie, że nie czuł nawet bolesnych ukąszeń żwiru kaleczącego poranione stopy.

Stanął nad zwłokami Klauda i zamknął mu oczy, a potem, nakreśliwszy odpowiednich rozmiarów prostokąt, zaczął kopać. Skała dziwnie łatwo poddawała się jego woli. Kruszył ją bez trudności, tkwiąc po kolana, po pas, po pierś w wyrytym otworze. Wokół powstającego grobu rosły hałdy wyrzuconego gruzu. Gdy uznał, że już wystarczy, wyszedł na zewnątrz, gdzie czekał hermetyczny pojemnik, w którym spoczywało ciało nieboszczyka. Fakt ten nie zrobił na Edginsie najmniejszego wrażenia – podświadomie tego właśnie oczekiwał. Nie mógłby przecież pogrzebać niczym nie osłoniętych zwłok.

Ktoś schwycił go za ramię. Twarz Jaba zakryta do połowy maską. Pokazywał coś, gestykulował, potrząsał głową. Wreszcie pobiegł w stronę śluzy.

Nadjeżdżali ze wszystkich stron – odkryte droblery wypełnione ciemnowiśniowymi sylwetkami. Otoczyły szerokim kręgiem barak, siejąc na prawo i lewo ludzkim ładunkiem. Tyraliera czujnie zgiętych postaci, wysunięte przenikacze, groteskowo wyolbrzymione kształty bojowych hełmów.

– Po co tu przyleźli? – zdenerwował się Edgins. – Nie są mi do niczego potrzebni. Jazda stąd.

Zatrzymali się – niepewni, oczekujący rozkazu. Dowódca stał w najbliżej zaparkowanym droblerze i zwlekał z podjęciem decyzji. Edgins poczuł narastającą falę złości. Zrobił krok do przodu, potem drugi. Idealna linia tyraliery drgnęła.

Wiązki kilkunastu przenikaczy trafiły go niemal jednocześnie.

22.

Środek hangaru zajmował masywny wacopter, z którego wysypało się kilkanaście postaci w ciemnowiśniowych kombinezonach. Utworzyły najeżony bronią szpaler, a oficer, rozsunąwszy przyłbicę olbrzymiego bojowego hełmu, ruszył w kierunku galerii widokowej, gdzie czekał komendant z kreatorem w towarzystwie paru sztabowców.

Ubir nuf Dem dostrzegł moment wahania w zachowaniu dowódcy grupy, gdy przyszło do składania pierwszego meldunku. Aby rozwiązać dylemat kaleczący mało inteligentną twarz wyrazem wysiłku przerastającego granice poznania, wysunął się do przodu, wyprzedzając nieco fotel kreatora. Oblicze oficera jakby pojaśniało – stanął przed obel-bortem w regulaminowej odległości i, zezując co chwila na zajmującego swoje stałe miejsce skrzydłaka, obwieścił przybycie roty eskortującej.

– Cóż za niezwykłe spostrzeżenie – pokiwał głową Ubir nuf Dem. – Jaka pogoda na Gelwonie? – spytał.

– Melduję, że bez zmian – wybąkał oficer.

– No myślę – uśmiechnął się komendant. – Jeszcze by tego brakowało.

– Macie go? – Fuertad postanowił przypomnieć, o swojej obecności i jego fotel zatrzymał się o krok od dowódcy roty.

– Jest tam – oficer wskazał wacopter. – Cała czwórka. Jeden nie żyje, reszta pod narkozą. Tu są ich numery kontrolne – wyciągnął z kieszeni mały prostokąt raptogramu, na którym natychmiast zacisnęły się szponiaste palce kreatora.

Ubir nuf Dem zajrzał mu przez ramię. Cztery długie kombinacje cyfr skojarzone z parami czterech imion i nazwisk. Jedno z nich, obwiedzione tłustą ramką, brzmiało: Tom Edgins, przy drugim pysznił się symbol oznaczający definitywnego nieboszczyka. W prawym dolnym rogu widniał podpis komendanta Fortu L na Trzecim Kontynencie.

– Tom Edgins? – zastanowił się Ubir nuf Dem. – Brzmienie dziwnie znajome, jakbym już kiedyś słyszał coś podobnego. Co o tym myślisz, Chief? – spytał szeptem ulubieńca. Skrzydłak poruszył się niespokojnie.

Od strony wacoptera nadjeżdżały cztery platformy transportowe. Zastopowały tuż przed galerią, a Fuertad, wsunąwszy raptogram do skrytki w poręczy fotela, popędził im na spotkanie.

– Szybszy od komety – Ubir nuf Dem ukrył rozbawienie pod maską śmiertelnej powagi i poszedł w ślady kreatora, pociągając za sobą milczącą asystę sztabowców. – Edgins…Edgins… – mruczał pod nosem. – Skąd ja znam to nazwisko? – łopot błoniastych skrzydeł zabrzmiał niemal jednocześnie ze zdziwionym okrzykiem Fuertada.

– Niech pan zobaczy, komendancie!

Leżący na skrajnej platformie hermetyczny pojemnik był właściwie litą bryłą przezroczystego tworzywa, w którym zatopiono zwłoki tykowatego skazańca o opuchniętej twarzy.

Ubir nuf Dem spojrzał pytająco na stojącego obok oficera.

– Tak to już znaleźliśmy – usłyszał w odpowiedzi. – Przy grobie, który kopał tamten – palec wskazał jeden z trzech kanciastych przetrwalników na sąsiednich platformach. – Pozostali dwaj siedzieli w baraku.

– Tom Edgins – zaskrzeczał Fuertad porównując numer wybity na pokrywie z treścią raptogramu.

– Tom Edgins – powtórzył Ubir nuf Dem powoli. – Jak ci się to podoba, Chief? – zagadnął.

– Więzień chodzący bez maski po podziemiach i grzebiący swojego współtowarzysza w pojemniku, którego na pewno nie znalazł ani nie dostał od nikogo w prezencie. Ciekawe, bardzo ciekawe.

– Dostarczyć do laboratorium – zadysponował Fuertad i odwracając się w stronę obel-borta dodał:

– Należy nawiązać kontakt z Głównym Modyfikatorem. Centrum Wybiórcze na pewno jest zaniepokojone przedłużającą się izolacją Gelwony. A jeszcze w dodatku to… – wykonał nieokreślony ruch ręką.

– Blokada wywozu sprawia, że jest kłopot z magazynowaniem produktu końcowego – wtrącił któryś ze sztabowców. – Mimo zmniejszonej mocy produkcyjnej składy są przepełnione, a z planety ciągle idą nowe dostawy.

– I niespodzianki – stwierdził Ubir nuf Dem w duchu. – Bawimy się w wojnę, a tu nagle coś bawi się nami. Co myśli dowódca ołowianych żołnierzyków, gdy zacznie zdawać sobie sprawę, że sam jest również odlany z metalu?