Выбрать главу

Pomordowawszy się z uparciuchem cały dzień do wieczora, szefostwo kazało go odprowadzić do celi.

Cela była specjalna, dla szczególnie niebezpiecznych złoczyńców. Na cześć Rybnikowa powzięto też dodatkowe środki bezpieczeństwa. Łóżko i taboret zastąpiono siennikiem, wyniesiono stół, zabrano lampę naftową.

– Już my znamy Japończyków, czytaliśmy – powiedział Fandorinowi komendant. – Rozwali sobie łeb o ostry kant, a ty, bracie, potem odpowiadaj. Albo płonącą naftą się obleje. Niech już lepiej przy świeczuszce sobie siedzi.

– Jeśli taki cz-człowiek zechce umrzeć, przeszkodzić mu się nie da.

– Jeszcze jak da. Przed miesiącem u mnie jeden anarchista, aż strach, jaki zawzięty, dwa tygodnie przeleżał związany jak bela. I ryczał, i po ziemi się miotał, i łeb chciał o ścianę rozbić – nie w smak mu było na szubienicy zdychać. No i co? Przekazałem katu ptaszka jak nowo narodzonego.

Inżynier, skrzywiwszy się, rzucił pogardliwie:

– To nie jest byle anarchista. – I odszedł, czując na sercu niepojęty ciężar.

Zagadkowe zachowanie aresztanta, który jakby się poddał, a przy tym najwyraźniej nie kwapił się do zeznań, nie dawało inżynierowi spokoju.

* * *

Pozostawszy sam w celi, Wasyl Aleksandrowicz pewien czas spędził na zwykłych dla więźniów zajęciach. Postał przed zakratowanym oknem, patrząc na skrawek wieczornego nieba.

Nastrój Rybnikow miał dobry.

Oba zadania, dla których nie chciał zostać na ilastym dnie rzeki Moskwy i wynurzył się na powierzchnię, zostały wypełnione.

Po pierwsze, upewnił się, że główna, wyładowana ośmiuset skrzynkami barka pozostała nieodnaleziona.

Po wtóre – spojrzał w oczy człowiekowi, o którym tyle słyszał i myślał.

To bodaj wszystko.

Chyba że…

Siadł na podłodze, wziął ogryzek ołówka, zostawiony aresztantowi na wypadek, gdyby chciał złożyć zeznania na piśmie, i pośpiesznie napisał japońską katakaną list, rozpoczynając apostrofą: „Ojcze!”.

Potem ziewnął, przeciągnął się i legł na sienniku jak długi.

Zasnął.

Przyśnił mu się cudowny sen. Oto pędzi odkrytym powozem, opalizującym wszystkimi barwami tęczy. Wokół nieprzenikniony mrok, lecz w dali, na samym widnokręgu, jaśnieje mocne, potężne światło. Tą cud – karocą jedzie nie sam, lecz twarzy współtowarzyszy nie widzi, bo jego wzrok kieruje się tylko w przód, ku źródłu zbliżającego się szybko pałania.

Spał aresztant nie dłużej niż kwadrans.

Otworzył oczy. Uśmiechnął się, wciąż pod wrażeniem cudownego snu.

Zmęczenie jak ręką odjął. Całą istotę Wasyla Aleksandrowicza przepełniała jasna siła i diamentowa twardość.

Przeczytał list do ojca i bez wahania spalił go nad płomieniem świecy.

Potem rozebrał się do pasa.

Pod lewą pachą miał aresztant plaster barwy ciała, tak sprytnie dobranej, że strażnicy więzienni nic przy rewizji nie dostrzegli.

Rybnikow zdarł plaster, spod którego ukazała się wąska brzytwa. Siadł wygodniej i płynnym, okrężnym ruchem wykonał nacięcie wokół twarzy. Zahaczył palcami skórę, zerwał ją całą od czoła aż do podbródka, po czym, nie wydając najlżejszego dźwięku, przejechał sobie ostrzem po gardle.

Boris Akunin

***