– Chyba mogą…
Tamba powiedział:
– A jeśli tak, cóż warte są przykazania, które ograniczają Zło? Ktoś musi w końcu władać sztuką Zła, by ze strasznego wroga zmieniło się w kornego niewolnika.
Tamba powiedział:
– Diamentowa Karoca to droga dla ludzi, którzy żyją zabójstwem, złodziejstwem i resztą innych śmiertelnych grzechów, lecz przy tym nie tracą nadziei osiągnięcia nirwany. Nie może być nas wielu, ale być powinniśmy i zawsze jesteśmy. Jesteśmy potrzebni światu i Budda o nas pamięta. Jesteśmy jego sługami nie mniej niż wszyscy inni. Jesteśmy nożem, którym przecina On pępowinę, i szponem, którym przecina On wrzód.
– Nie! – zakrzyknął Erast Pietrowicz. – Nie zgadzam się z tobą! Wybrałeś drogę Zła, boś sam tak zechciał. Bogu to niepotrzebne!
Tamba powiedział:
– Nie obiecywałem, że cię przekonam, obiecywałem, że ci wyjaśnię. Mówiłem córce: on nie należy do liczby wybranych. Nie osiągniesz Wielkiej Wiedzy, pozostaniesz przy Małej. Zrobię to, o co prosiła Midori. Będziesz do mnie przychodził, a ja po trosze nauczę cię wszystkiego, co jesteś zdolny przyswoić. Tego starczy, byś w świecie ludzi Zachodu zasłynął jako silny. Czyś gotów do nauki?
– Małej Wiedzy – tak. Ale waszej Wielkiej Wiedzy mi nie trzeba.
– No cóż, niech i tak będzie… Na początek zapomnij wszystko, czegoś się uczył. W tej liczbie i tego, czego wcześniej uczyłem cię ja. Do prawdziwej nauki przystępujemy dopiero teraz. Zaczniemy od wielkiej sztuki kiai - jak się skupiać i kierować duchową energią ki, zachowując bezruch swej sin, którą ludzie zachodni zwą duszą. Patrz mi w oczy i słuchaj.
Nic nie czytałeś.
Ucz się czytać od nowa.
Tak rzekł sensei.
PS
List napisany i spalony przez
aresztanta przezwiskiem Akrobata
27 maja 1905 roku
Ojcze,
dziwnie mi zwracać się tak do Ciebie, bo przecież od dzieciństwa przywykłem nazywać „ojcem” innego człowieka, w którego domu wyrosłem.
Dzisiaj patrzyłem na Ciebie i przypominałem sobie, co mi opowiadali o Tobie dziad, matka i przybrani rodzice.
Moja droga osiągnęła kres. Byłem wierny swej Drodze i przeszedłem ją tak, jak mnie uczono, starając się nie poddawać zwątpieniu. Jest mi obojętne, czym się zakończy ta wojna. Walczyłem nie z Twoim krajem – pokonywałem przeszkody, które aby mnie wypróbować, rzucał Los na drogę mej Karocy. Najtrudniejszą próbą okazała się ta, która rozmiękcza serce, lecz przebyłem i ją.
List ten piszę nie z powodów sentymentalnych; wypełniam prośbę zmarłej matki.
Rzekła mi pewnego razu: „W świecie Buddy wiele jest cudów i może się zdarzyć, że kiedyś spotkasz swego ojca. Powiedz mu, że chciałam rozstać się z nim pięknie, lecz twój dziad był nieugięty: «Jeśli chcesz, by twój gaijin został przy życiu, wypełnij moją wolę: powinien ujrzeć cię martwą i oszpeconą. Tylko wtedy dokona tego, czego chcę». Uczyniłam, jak mi nakazał, i dręczyło mnie to przez całe życie”.
Znam tę historię, słyszałem ją wiele razy – o tym, jak matka ukryła się przed wybuchem w skrytce, o tym, jak dziad wyciągnął ją spod szczątków, o tym, jak leżała na stosie pogrzebowym z twarzą na wpół wymazaną czarną gliną.
Nie wiem tylko, co oznacza zdanie, które prosiła przekazać Ci matka, jeśli zdarzy się cud i się spotkamy.
Oto owo zdanie: YOU CAN LOVE.
Boris Akunin