Выбрать главу

– Gdzie ona? – złamanym głosem zapytał Fandorin. – Chcę ją zobaczyć…

Tamba wyciągnął rękę do ściany, nacisnął coś i ściana odjechała w bok.

W sąsiedniej izbie, jasno oświetlonej papierowymi lampionami, siedziała O-Yumi – w białoczerwonym kimonie, z wysoką fryzurą. Bez najmniejszego ruchu, z zastygłą twarzą, podobna była do pięknej lalki. Erasta Pietrowicza dzieliło od niej nie więcej niż pięć kroków.

Jednym susem rzucił się ku niej, lecz O-Yumi ani drgnęła, a on nie śmiał jej objąć.

„Odurzona!” – przebiegło mu przez głowę, ale wzrok miała całkiem jasny i spokojny. Obca, niepojęta, O-Yumi siedziała przed Erastem Pietrowiczem na odległość ręki, lecz dystans ten zdawał się nieprzekraczalny Kochał nie tę kobietę, lecz inną, która – jak się okazuje – nie istniała wcale…

– Co?… Czemu?… Po co?… – rzucał bezładnie nieszczęsny Fandorin. – Jesteś ninja?

– Najlepsza w klanie Momochi – odrzekł z dumą Tamba. – Umie prawie wszystko, co umiem ja. A prócz tego włada sztukami niedostępnymi dla mnie.

– Wiem – radca tytularny uśmiechnął się gorzko. – Na przykład jōjutsu. – Wyprawiłeś ją na naukę tej wirtuozerii do burdelu.

– Tak. Wysłałem ją do Jokohamy na naukę. Tu, w górach, nikt nie nauczyłby jej być kobietą. A nadto Midori powinna była zdobyć wiedzę o zagranicznych barbarzyńcach, bo Japonia ich potrzebuje.

– Czy miałaś też zdobyć wiedzę o mnie? – zadał pytanie kamiennej kobiecie Fandorin.

Odpowiedział znów Tamba:

– Tak. Opowiem ci, jak to było. Przyjąłem zlecenie ochrony samurajów polujących na ministra Ōkubo. Moi ludzie mogli bez trudu zabić go sami, lecz musieli zrobić to Satsumczycy, by zabójstwo miało jasny dla wszystkich sens i by nikt nie podejrzewał klienta.

– Dona Tsurumakiego?

– Tak. Klan Momochi już wiele lat przyjmuje jego zlecenia. Poważny człowiek, płaci terminowo. Gdy jego agent odkrył, że w domu gry Rakuen siedzi stary cudzoziemiec i opowiada, komu popadnie, o grupie suchorękiego Ikemury, trzeba było zatkać gadule usta. Robotę wykonano wzorowo, lecz wyjątkowo nie w porę zjawiłeś się ty. Ikemura i jego ludzie musieli się ukryć. A na dodatek dowiedziałem się, że wziąłeś na służącego człowieka, który mnie widział i może poznać.

– Skąd się dowiedziałeś? – zapytał Fandorin, po raz pierwszy od usunięcia przegródki zwracając się do jōnina.

– Od klienta. A on otrzymywał informacje od naczelnika policji, Sugi.

„Któremu pisał raporty obowiązkowy Asagawa” – dodał w myśli radca tytularny. Zdarzenia dotąd zagadkowe, nawet niewyjaśnialne, składały się w logiczny ciąg i proces ten był na tyle zajmujący, że wicekonsul na pewien czas zapomniał o swym pękniętym sercu.

– Powinienem był zabić twojego sługę. Wszystko poszłoby gładko – ukąszenie mamushi uwolniłoby mnie od świadka. Ale znów pojawiłeś się ty. Z początku nawet nie zauważyłem pomyłki, omal cię nie zabiłem. Ale żmija była mądrzejsza. Wzbraniała się ciebie ukąsić. Rzecz jasna, łatwo mógłbym sprzątnąć cię sam, ale dziwne zachowanie mamushi kazało mi przyjrzeć ci się uważniej. Stwierdziłem, że jesteś człowiekiem niezwykłym, szkoda takiego zabić. Przy tym śmierć zagranicznego dyplomaty narobiłaby zbyt wiele szumu. Widziałeś mnie – to źle, ale nigdy mnie nie znajdziesz. Tak myślałem. – Staruszek dopalił fajkę, wytrząsnął popiół. – 1 znów się pomyliłem, co zdarza mi się nader rzadko. A klient powiadomił mnie, że zostawiłem ślad. Ślad niebywały – odcisk palca, i to nawet dwukrotnie. Jak się okazuje, europejska nauka pozwala rozpoznać człowieka po takim drobiazgu. Bardzo ciekawe! Poleciłem jednemu ze swoich geninów zgłębić sprawę odcisków palców, to się nam może przydać. Drugi genin dostał się do komisariatu policji i zniszczył dowody rzeczowe. To był dobry shinobi, mój powinowaty. Nie zdołał uciec przed pogonią, lecz umarł jak prawdziwy ninja, nie zostawiając wrogom swej twarzy…

Wszystko to było bardzo ciekawe, ale Erastowi Pietrowiczowi nie dawała spokoju jedna dziwna okoliczność. Czemu jōnin odsłania się przed swym jeńcem? Czemu uważa za konieczne uciekać się do wyjaśnień? Zagadka!

– Tymczasem zajęła się już tobą Midori – ciągnął Tamba. – Ciekawiłeś mnie coraz bardziej. Jak sprytnie wyśledziłeś grupę Ikemury! Gdyby nie Suga, który zdołał uratować sytuację, mój klient mógłby mieć poważne nieprzyjemności. Ale Suga był nie dość ostrożny i zdemaskowałeś go. Zdobyłeś nowe dowody, jeszcze groźniejsze od poprzednich. Klient kazał uciszyć cię raz na zawsze, skończyć z księciem Onokojim, który sprawiał mu zbyt wiele kłopotów, i zlikwidować was wszystkich: naczelnika cudzoziemskiej policji, Asagawę i łysego doktora. I ciebie.

– Mnie też? – Fandorin drgnął. – Mówisz, że Don chciał i mnie zabić?

– Ciebie przede wszystkim.

– Czemuś tego nie zrobił? Tam, na p-pirsie?

Starzec ciężko westchnął, przeniósł wzrok na córkę.

– Czemu? Czemu?… A czemu tracę tu z tobą czas, zamiast skręcić ci kark?

Radca tytularny, którego bardzo zajmowała ta kwestia, wstrzymał oddech.

– Mówiłem już. Jestem złym, słabym jōninem. Córka kręci mną, jak chce. Zabroniła mi cię zabijać i okłamałem klienta. Co za wstyd…

Tamba opuścił głowę na pierś, westchnął jeszcze głębiej, a Fandorin obejrzał się na O-Yumi, która w istocie zwała się inaczej.

– D-dlaczego? – zapytał samymi wargami.

– Shinobi się degenerują – rzekł z żalem Tamba. – Niegdyś dziewczyna ninja, córka jōnina, za nic w świecie nie zakochałaby się w obcym, i to jeszcze barbarzyńcy…

– Co?! – rzucił Erast Pietrowicz i ujrzał nagle, jak na lalczynym obliczu Midori pojawia się rumieniec.

– Zdecydowałem cię oszczędzić, zwróciłem Donowi część pieniędzy i powiedziałem, że uratowałeś się cudem. Ale jej było mało mojej hańby, zapragnęła mej zguby. Kiedy walczyłeś na miecze z Anglikiem, schowała się w zaroślach. Plunęła w czerwonowłosego usypiającym kolcem z fukibari. To było straszne głupstwo. Odwożąc Anglika do domu, Tsurumaki znalazł sterczący mu z gardła kolec i zrozumiał: bez shinobi się tu nie obeszło. Uświadomił sobie, że prowadzę podwójną grę. Przedsięwziął środki bezpieczeństwa, wypełnił dom ochroną – bał się, że przyjdę go zabić. A ty, nic nie wiedząc, nic nie pojmując, wybrałeś się wprost do legowiska tygrysa…

– I tyś mi nic nie mówiła? – zwrócił się Fandorin do Midori.

Poruszyła się po raz pierwszy – spuściła oczy.

– A miała zdradzić ojca? Opowiedzieć obcemu o klanie Momochi? – zapytał srogo Tamba. – Nie. Postąpiła inaczej. Moja córka to zakochana idiotka, lecz bardzo sprytna idiotka. Wymyśliła dla ciebie ratunek. Wiedziała, że Tsurumaki boi się nie ciebie, ale mnie. Nie rozumie, czemu wszedłem mu w drogę, i bardzo go to niepokoi. Kiedy Don dowie się, że ninja porwali twoją kochankę, daruje ci życie. Midori uśpiła twego sługę – nie na długo, na parę minut – a sama pośpieszyła tu, do mnie. Powiedziała, że Tsurumaki niewątpliwie cię zwabi, musi przecież wybadać, co cię wiąże z jōninem klanu Momochi… – Starzec uśmiechnął się kwaśno. – Gdyby znał prawdę, przestałby mnie szanować… Tamba Pierwszy nie miewał słabości. Ani drgnął, porzucając swych synów na śmierć w osaczonym chramie Hijiyama. Ja zaś jestem słaby. Moja słabość – to córka. Słabością mojej córki jesteś ty. Dlatego wciąż żyjesz i dlatego z tobą rozmawiam.

Erast Pietrowicz milczał, wstrząśnięty. Przytoczone fakty ułożyły się w jeden obraz, wyjaśniły się nierozwiązywalne zagadki. A jednak zapytał – nie jōnina, lecz jego córkę.

– To prawda?

Przytaknęła bez podnoszenia głowy. Bezdźwięcznie wyrzekła jakieś krótkie zdanie.