Выбрать главу

Główny sekundant Feyda-Rauthy nachylił się do jego ucha:

— Nie podoba mi się ta gęba, mój panie. Pozwól mi wsadzić mu ze dwie banderille w ramię z nożem, na próbę.

— Sam mu wsadzę — powiedział Feyd-Rautha.

Wziął od sekundanta parę długich, zakończonych haczykami strzał i podniósł je sprawdzając wyważenie. W owych banderillach również z zasady był narkotyk, lecz nie tym razem, i za to główny sekundant mógł zapłacić życiem. Ale to wszystko stanowiło część planu. „Wyjdziesz z tego bohaterem” — powiedział Hawat — „zabijając w pojedynku swego gladiatora pomimo zdrady. Mistrz niewolników zostanie stracony i twój człowiek zajmie jego miejsce”.

Feyd-Rautha zrobił pięć kolejnych kroków w głąb areny, jak najdłużej przeciągając ten moment, studiując niewolnika. Wiedział, że znawcy w lożach ponad nim już uświadomili sobie, że coś jest nie tak. Gladiator miał prawidłowe zabarwienie skóry człowieka w narkotycznym transie, lecz nie cofał się, ani nie dygotał. Wytrawni kibice zapewne poszeptują już między sobą: Popatrzcie na jego postawę. Powinien być podniecony, atakować albo się cofać. Patrzcie, jak oszczędza sił, jak wyczekuje. Nie powinien wyczekiwać.

Feyd-Rautha poczuł ogień własnego podniecenia. Co mi tam zdrada w sercu Hawata — myślał. — Dam sobie radę z tym niewolnikiem. To mój długi nóż kryje tym razem truciznę, nie krótki. Nawet Hawat o tym nie wie.

— Hej, Harkonnen — zawołał niewolnik — Czy jesteś gotów na śmierć?

Nad areną zaległa martwa cisza. Niewolnicy nie rzucają wyzwania! Feyd-Rautha widział teraz wyraźnie oczy gladiatora, dostrzegł w nich zimną zawziętość rozpaczy. Odnotował pozycję, w jakiej ten człowiek stał, rozluźniony, a zarazem w pogotowiu, z mięśniami szykującymi się do zwycięstwa. Niewolnicza poczta pantoflowa przyniosła mu wiadomość od Hawata „Otrzymasz uczciwą szansę zabicia na-barona”. Tyle ze spisku zgadzało się zatem z planem. Po ustach Feyda-Rauthy przemknął nieszczery uśmiech. Wzniósł banderille widząc powodzenie swych zamiarów w postawie przyjętej przez gladiatora.

— Olé! Olé! — rzucił wyzwanie niewolnik i podkradł się dwa kroki do przodu.

Nikt na balkonach nie może mieć wątpliwości — pomyślał Feyd-Rautha.

Ten niewolnik powinien być półkaleką od narkotycznego przerażenia. Każdym ruchem powinien zdradzić swoje wewnętrzne przekonanie, że nie ma dla niego w tej walce nadziei, że nie ma dla niego zwycięstwa. Powinien być naszpikowany opowieściami o truciznach, jakie na-baron dobiera do ostrza trzymanego w dłoni o białej rękawiczce. Na-baron nigdy nie zadawał szybkiej śmierci; na-baron lubował się w demonstrowaniu rzadkich trucizn, potrafił stać na arenie zwracając uwagę widzów na interesujące objawy uboczne u ofiary. Po tym niewolniku znać było lęk, owszem, ale nie przerażenie. Podnosząc wysoko banderille Feyd-Rautha kiwnął głową niemalże powitalne.

Gladiator skoczył. Jego finta i odpowiedź były tak znakomite, że lepszych Feyd-Rautha nigdy nie spotkał. Odmierzony w czasie cios z boku cudem nie przeciął na-baronowi ścięgien lewej nogi. Feyd-Rautha odtańczył unik, pozostawiając nałożone kolcami drzewce w prawym przedramieniu niewolnika, z całkowicie pogrążonymi w ciele hakami, których nie sposób by wyciągnąć nie rozrywając ścięgien. Z balkonów dobiegło jedno wspólne westchnienie. Dźwięk ten napełnił Feyd-Rauthę uniesieniem. Wiedział, co przeżywa teraz jego stryj siedząc tam wysoko z Fenringami, obserwatorami dworu imperialnego. Nie można było interweniować w tej walce. W obecności świadków należało zachować formy. A baron interpretuje wydarzenia na arenie tylko w jeden sposób: jako groźbę dla własnej osoby.

Niewolnik cofnął się trzymając nóż w zębach i przywiązał kolczaste drzewce serpentyną do ramienia.

— Nie czuję twego żądła! — krzyknął.

Z nożem w pogotowiu na nowo zaczął się podkradać wystawiając lewy bok cały odchylony do tyłu, by do maksimum wykorzystać powierzchnię ochronną półtarczy. Te poczynania również nie umknęły balkonom. Z lóż rodziny rozległy się donośne okrzyki. Sekundanci Feyda-Rauthy wołali dopytując się, czy ich nie potrzebuje. Gestem odprawił ich z powrotem pod awa-drzwi. Urządzę im widowisko, jakiego jeszcze nie oglądali — myślał. — Żadne tam gładkie zabójstwo, którego styl mogliby podziwiać rozparci w lożach. To będzie coś, od czego skręcą im się trzewia. Kiedy zostanę baronem, przypomną sobie ten dzień i nie będzie wśród nich nikogo, kto nie zadrży ze strachu przede mną na to wspomnienie.

Feyd-Rautha z wolna ustępował pola nacierającemu jak krab gladiatorowi. Piasek areny chrzęścił mu pod stopami. Słyszał sapanie niewolnika, czuł zapach własnego potu i nieuchwytną woń krwi w powietrzu.

Na-baron cofał się stale na prawą nogę, ze swoją drugą banderillą w pogotowiu. Niewolnik tańczył na boki. Wyglądało na to, że Feyd-Rautha się potknął, doleciały go wrzaski z galerii. Niewolnik skoczył po raz drugi. Bogowie, cóż za wojownik — pomyślał uskakując Feyd-Rautha. Ocaliła go jedynie młodzieńcza zwinność, jednak pozostawił drugą banderillę zatopioną w mięśniu naramiennym prawej ręki niewolnika.

Z balkonów buchnęły grzmiące owacje. Mnie wiwatują — pomyślał Feyd-Rautha. Słyszał w głosach szaleństwo, dokładnie tak, jak przepowiedział Hawat. Nigdy przedtem nie wiwatowali wojownikowi z rodziny w ten sposób. I z ponurą zjadliwością zamyślił się nad czymś, co mu powiedział Hawat: „Najłatwiej przestraszyć się przeciwnika, którego się podziwia”.

Feyd-Rautha pospiesznie zrejterował na środek areny, gdzie wszyscy mogli go dobrze widzieć. Dobył długiego ostrza, pochylił się i czekał na zbliżającego się niewolnika. Mężczyzna zwolnił tylko na tyle, by przybandażować do ramienia drugą banderillę, po czym rzucił się w pościg.

Niechaj rodzina przyjrzy się, jak to robię — pomyślał Feyd-Rautha. — Jestem ich przeciwnikiem: niech myślą o mnie tak, jak mnie teraz widzą. — Dobył krótkiego ostrza.

— Nie boję się ciebie, harkonneńska świnio — powiedział gladiator. — Twoje tortury nie zranią człowieka martwego. Mogę paść trupem od własnego noża, zanim sekundant położy palec na moim ciele. I ciebie zabiorę na tamten świat ze sobą.

Feyd-Rautha wyszczerzył w uśmiechu zęby, wysuwając tym razem długą, zatrutą klingę.

— Spróbuj tego — powiedział i drugą ręką wykonał fintę krótkim ostrzem.

Niewolnik przerzucił nóż do drugiej dłoni, obszedł zarówno paradę, jak i fintę, i uchwycił dłoń w białej rękawiczce blokując na-baronowi krótki nóż, który, jak nakazywała tradycja, powinien kryć truciznę.

— Umrzesz, Harkonnen — sapnął gladiator.

Wodzili się na boki po pasku. Miejsce styku tarczy Feyda-Rauthy z półtarczą niewolnika jarzyło się błękitnie. Ozon z tarcz rozchodził się w powietrzu dokoła.

— Giń od swojej własnej trucizny! — wychrypiał niewolnik.

Zaczął wykręcać dłoń w białej rękawiczce do wewnątrz, odwracając ostrze, które uważał za zatrute. Niechaj to zobaczą! — pomyślał Feyd-Rautha. Opuścił długą klingę, usłyszał jej daremny brzęk na kolczastej strzale przywiązanej do ramienia niewolnika. Przeżył chwilę rozpaczy. Nie spodziewał się, że najeżone kolcami drzewca przyniosą korzyść niewolnikowi. A one dały mu drugą tarczę. I siła tego gladiatora! Krótkie ostrze wykręciło się nieubłagalnie do wewnątrz i Feyd-Rautha skupił uwagę na fakcie, że człowiek może tak samo zginąć od nie zatrutego noża.

— Wesz! — wykrztusił Feyd-Rautha.

Na słowo — klucz mięśnie gladiatora posłusznie zwiotczały na moment. To wystarczyło Feuydowi-Raucie. Zwiększył odstęp pomiędzy nimi na tyle, by użyć długiej klingi. Zatruty sztych śmignął rysując czerwoną krechę przez pierś niewolnika. Trucizna niosła natychmiastową agonię. Mężczyzna uwolnił się i zatoczył do tyłu. Teraz niech moja droga rodzinka patrzy — myślał Feyd-Rautha. — Niech się zastanowi nad tym niewolnikiem, który próbował wykręcić zatruty, jak sądził, nóż i zwrócić go przeciwko mnie. Niech się dziwią, w jaki sposób mógł wyjść na tę arenę gladiator przygotowany do takiej próby. I niechaj zawsze pamiętają, że nigdy nie będą pewni, w której z moich dłoni jest trucizna. — Feyd-Rautha stał w milczeniu śledząc powolne ruchy niewolnika. Mężczyzna poruszał się w obrębie zawężonej świadomości. Na jego twarzy było teraz coś ortograficznie łatwego do rozpoznania dla każdego obserwatora. Była tam wypisana śmierć. Niewolnik wiedział, że mu ją zadano, i wiedział, jak to się stało. Trucizna była na niewłaściwym ostrzu.