Wtem dostrzegł zamieszanie w ciżbie ludzi, z której wyłoniła się twarz i postać — Thufir Hawat, jego pomarszczone, starcze rysy, ciemno zabarwione wargi, przygarbione ramiona uginające się pod brzemieniem lat.
— Tam stoi Thufir Hawat — powiedział Paul. — On jest wolny.
— Panie — rzekł Gurney.
— On jest wolny — powtórzył Paul.
Gurney skinął głową. Hawat wystąpił utykając. Załzawione oczy spozierały badawczo na Paula, taksując, czegoś szukając. Paul zrobił krok do przodu, dotarto do niego pełne napięcia, wyczekujące poruszenie Imperatora i jego ludzi. Spojrzenie Hawata utkwiło za Paulem.
— Lady Jessiko, dopiero dzisiaj dowiedziałem się, jak niesłusznie cię posądziłem w myślach. Nie musisz mi wybaczać — powiedział stary człowiek.
Paul czekał, lecz jego matka zachowała milczenie.
— Thufir, stary druhu — rzekł Paul — jak widzisz nie stoję plecami do żadnych drzwi.
— Wszechświat jest pełen drzwi — odparł Hawat.
— Czy jestem godnym synem swego ojca? — zapytał Paul.
— Bardziej przypominasz dziadka — zachrypiał Hawat. — Masz jego postawę i jego spojrzenie.
— A jednak jestem godnym synem swego ojca — powiedział Paul. — Bo oto powiadam ci, Thufir, że w nagrodę za lata służby dla mej rodziny możesz mnie teraz prosić, o co tylko zechcesz. Absolutnie o wszystko. Czy chcesz teraz mojego życia, Thufir? Jest twoje.
Z rękami opuszczonymi Paul zrobił drugi krok do przodu, widząc, jak w oczach Hawata pojawia się wyraz zrozumienia. On ma świadomość, że wiem o zdradzie — pomyślał Paul. Zniżając głos do półszeptu, aby dochodził jedynie do uszu Hawata powiedział:
— Mówię poważnie, Thufir. Jeśli masz uderzyć, zrób to teraz.
— Ja jedynie pragnąłem jeszcze jeden raz stanąć przed tobą, mój książę — rzekł Hawat.
Po raz pierwszy Paul zdał sobie sprawę, ile wysiłku wkłada stary człowiek w utrzymanie się na nogach. Paul wyciągnął ręce i objął Hawata za ramiona, czując drżenie mięśni pod swym dłońmi.
— Czy to boli, stary druhu? — zapytał.
— To boli, mój książę — zgodził się Hawat — ale moja radość jest większa. — Na wpół odwrócił się i wyciągnął w stronę Imperatora lewą rękę dłonią do góry, pokazując maleńką igłę w zagłębieniu między palcami. — Widzisz, Królewska Mość? — zawołał. — Widzisz igłę swojego zdrajcy? Czy myślałeś, że ja, który poświęciłem swe życie służbie Atrydom, teraz im mniej oddam?
Paul zachwiał się, kiedy stary człowiek zwiotczał mu w ramionach, wyczuł śmierć, jej ostateczny bezwład. Delikatnie złożył Hawata na posadzce, wyprostował się i dał znak straży, by zabrano ciało. Sala zamarła w ciszy, gdy spełniano jego polecenie. Twarz Imperatora zastygła w wyczekiwaniu jak pośmiertna maska. Oczy, które nigdy nie przyznały się do trwogi, zdradziły ją wreszcie.
— Wasza Miłość — rzekł Paul i zauważył zaskoczenie wysokiej księżniczki tronu, która drgnęła nastawiając ucha. Słowa zostały wypowiedziane z atonalną modulacją Bene Gesserit, wyrażając brzmieniem wszystkie odcienie pogardy i szyderstwa, jakie Paul zdołał w nich zawrzeć. Rzeczywiście wyszkolona Bene Gesserit — pomyślał. Imperator odchrząknął.
— Być może mojemu szacownemu krewniakowi wydaje się, że ma już wszystko w garści. Nie ma nic bardziej mylnego. Pogwałcił Konwencję, użył broni jądrowej przeciwko…
— Użyłem broni jądrowej przeciwko naturalnej barierze pustyni — rzekł Paul. — Stała na mojej drodze, a chciałem jak najszybciej dotrzeć do ciebie, Wasza Miłość, i poprosić cię o wyjaśnienie niektórych twoich dziwnych posunięć.
— Zmasowana armada wysokich rodów okupuje w tej chwili przestworza nad Arrakis — powiedział Imperator. — Wystarczy jedno moje słowo i…
— Ach, racja — odparł Paul. — Prawie o nich zapomniałem. — Przejrzał świtę Imperatora, aż dostrzegł twarze dwóch Gildian i spytał Gurneya na stronie: — Czy to są agenci Gildii, Gurney, tam, takie dwa grubasy odziane na szaro?
— Tak, mój panie.
— Wy dwaj — Paul wskazał palcem. — Wyłaźcie stamtąd natychmiast i zawiadomcie tę flotę, że ma wracać do domu. Jak to zrobicie, zwrócicie się do mnie o pozwolenie zanim…
— Gildia nie słucha twoich rozkazów! — warknął wyższy z dwóch. On i jego towarzysz przecisnęli się do bariery lanc, która uniosła się na skinienie Paula. Mężczyźni wystąpili i wyższy mierząc ręką w Paula powiedział:
— Ani się obejrzysz, jak nałożone zostanie embargo za twoje…
— Jeśli usłyszę jeszcze jakieś bzdury od któregokolwiek z was — oznajmił Paul — wydam rozkaz zniszczenia całej produkcji przyprawy Arrakis… na zawsze.
— Czyś ty oszalał? — Wysoki Gildianin cofnął się o pół kroku.
— Zatem przyznajesz, że jestem w stanie to zrobić? — zapytał Paul.
Wydawało się, że Gildianin przez chwilę wpatruje się w przestrzeń, nim odparł:
— Tak, mógłbyś, ale nie wolno ci tego zrobić.
— Aaach — powiedział Paul i ze zrozumieniem pokiwał głową. — Nawigatorzy Gildii, obaj, co?
— Tak!
Niższy z dwójki odezwał się:
— Oślepiłbyś również siebie i skazał nas wszystkich na powolną śmierć. Czy ty masz w ogóle pojęcie, co oznacza pozbawienie przyprawowego likworu człowieka już uzależnionego?
— Oko, które spogląda w przyszłość czuwając nad bezpiecznym kursem, zamknie się na zawsze — powiedział Paul. — Gildia będzie sparaliżowana. Ludzkość zamieni się w małe, odizolowane mrowiska na swych odizolowanych planetach. Wiecie co, ja mógłbym to zrobić z czystej złośliwości albo z nudów.
— Pomówmy o tym na osobności — zaproponował wyższy Gildianin. — Jestem przekonany, że dojdziemy do jakiegoś kompromisu, to znaczy…
— Przekażcie wiadomość swoi ludziom nad Arrakis — powiedział Paul. — Mam już dosyć tej dyskusji. Jeżeli flota, która jest nad nami, wkrótce nie odleci, nie będziemy mieli o czym gadać. — Wskazał głową swoją grupę łączności pod ścianą. — Możecie skorzystać z naszej aparatury.
— Najpierw musimy to omówić — upierał się wysoki Gildianin. — My nie możemy ot tak sobie…
— Rób, co mówię! — warknął Paul. — Możliwość zniszczenia czegoś oznacza absolutną nad tym władzę. Przyznaliście, że mam tę możliwość. Nie jesteśmy tu ani żeby dyskutować, ani dla negocjacji czy układów. Wykonacie moje rozkazy albo poniesiecie natychmiastowe konsekwencje!
— On mówi poważnie — powiedział niższy Gildianin.
Paul zobaczył, jak ogarnia ich przerażenie. Obaj z wolna powędrowali do fremeńskich urządzeń telekomunikacyjnych.
— Posłuchają się ciebie? — zapytał Gurney.
— Oni mają dar zawężonego widzenia czasu — odparł Paul. — Potrafią sięgnąć spojrzeniem w przyszłość do ślepej ściany oznaczającej konsekwencje nieposłuszeństwa. Każdy nawigator Gildii na każdym statku nad nami wybiega okiem w przyszłość ku tej samej ścianie. Posłuchają.
Paul odwrócił się i spojrzał na Imperatora.
— Kiedy pozwalali ci zasiąść na tronie twego ojca, zrobili to tylko pod warunkiem, że utrzymasz dopływ przyprawy. Zawiodłeś ich, Wasza Królewska Mość. Czy wiesz, jakie są tego konsekwencje?