— Nikt mi nie pozwalał…
— Przestań udawać głupiego — warknął Paul. — Gildia przypomina nadrzeczną osadę. Potrzebuje wody, lecz potrafi jedynie czerpać na swoje potrzeby. Nie może tamą przegrodzić rzeki i panować nad nią, ponieważ zwróci uwagę na to, ile czerpie, co prowadzi do ostatecznej ruiny. Dopływ przyprawy jest ową rzeką, ja zaś postawiłem tamę. Ale taką tamę, której nie da się zniszczyć bez zniszczenia rzeki.
Imperator przejechał ręką po rudej czuprynie, zerknął na plecy dwóch Gildian.
— Nawet twoja prawdomówczyni Bene Gesserit drży teraz — powiedział Paul. — Istnieją inne trucizny, które Matki Wielebne mogą stosować do swych sztuczek, ale jak raz użyły przyprawowego serum, wszystkie inne przestały działać.
Stara kobieta obciągnęła na sobie czarne, niezgrabne szaty i przepchnęła się na przód stając przy barierze lanc.
— Matko Wielebna Gaius Helen Mohiam — rzekł Paul — dużo czasu minęło od Kaladanu, nieprawdaż?
Jej spojrzenie minęło go i spoczęło na matce.
— No cóż, Jessiko, widzę, że twój syn jest rzeczywiście tym jedynym. Za to można ci wybaczyć nawet złego ducha twej córki.
Paul powściągnął przeszywającą go zimną wściekłość.
— Nigdy nie miałaś prawa ani powodu wybaczać czegokolwiek mojej matce! — powiedział.
Stara sczepiła się z nim spojrzeniem.
— Spróbuj na mnie swoich sztuczek, stara wiedźmo — rzekł Paul. — Gdzie się podział twój gom dżabbar? Spróbuj sięgnąć wzrokiem w to miejsce, gdzie nie odważysz się spojrzeć! Tam mnie znajdziesz i tam ci zajrzę w ślepia!
Stara kobieta spuściła oczy.
— Nie masz nic do powiedzenia? — zapytał Paul.
— Przyjęłam cię w poczet istot ludzkich — zamruczała. — Nie pokalaj tego.
Paul podniósł głos:
— Popatrzcie na nią, towarzysze! To jest Matka Wielebna Bene Gesserit, cierpliwa w wymagającej cierpliwości sprawie. Potrafiła ze swymi siostrami czekać przez dziewięćdziesiąt pokoleń, aż właściwe połączenie genów i środowiska wyda tego jednego jedynego osobnika niezbędnego do ich knowań. Popatrzcie na nią! Ona już wie, że dziewięćdziesiąt pokoleń zrodziło tego osobnika. Oto… ja… stoję… tu… ale… nigdy… nie będę… posłuszny… jej… rozkazom!
— Jessika! — krzyknęła stara kobieta. — Ucisz go!
— Sama go ucisz — odparła Jessika.
Paul utkwił w starej kobiecie pełne nienawiści spojrzenie.
— Za twój udział w tym wszystkim najchętniej kazałbym cię udusić — powiedział. — Nie mogłabyś temu zapobiec! — dodał widząc, że rzuciło nią z wściekłości. — Ale uważam, że większą poniesiesz karę dożywając swoich lat i nie będąc w stanie położyć na mnie ręki ani nagiąć mnie choćby w najdrobniejszej sprawie do swoich intryg.
— Jessika, cóżeś ty uczyniła? — spytała starucha.
— Jedno ci tylko przyznam — ciągnął Paul. — Wyście dostrzegły część tego, co niezbędne naszej rasie, ale jakże kiepsko to dostrzegłyście. Chcecie kierować hodowlą ludzi i krzyżować paru wybrańców według swojego nadrzędnego planu! Jakże niewiele rozumiecie z tego, co…
— Nie wolno ci mówić o tych sprawach! — syknęła stara.
— Milcz! — ryknął Paul.
Wydawało się, że to słowo wirując w powietrzu pomiędzy nimi tężeje z woli Paula w kamień. Stara zatoczyła się do tyłu w ramiona tych, co za nią stali, z twarzą zbielałą pod wpływem szoku wywołanego siłą, z jaką Paul zawładnął jej duszą.
— Jessika — wyszeptała. — Jessika.
— Ja pamiętam twój gom dżabbar — rzekł Paul. — Ty zapamiętaj mój. Mogę cię zabić jednym słowem!
Rozstawieni wokół sali Fremeni popatrzyli po sobie porozumiewawczo. Czyż legenda nie głosiła: „A słowa jego będą nieść wieczną śmierć tym, którzy obrócą się przeciwko sprawiedliwości?” Paul przeniósł spojrzenie na wysoką księżniczkę tronu stojącą u boku Imperatora ojca. Nie odrywając od niej skupionej uwagi, powiedział:
— Wasza Królewska Mość, obaj znamy sposób wyjścia z trudności.
Imperator zerknął najpierw na córkę, potem na Paula.
— Ośmielasz się? Ty! Włóczęga bez rodziny, takie nic z…
— Już stwierdziłeś, kim jestem — wtrącił Paul. — Królewskim krewniakiem, jak sam powiedziałeś. Skończmy z tym nonsensem.
— Jestem twoim władcą — powiedział Imperator.
Paul rzucił okiem na Gildian stojących teraz przy aparaturze telekomunikacyjnej i zwróconych twarzami w jego stronę. Jeden z nich skinął głową.
— Mógłbym przeprowadzić to siłą — rzekł Paul.
— Nie ośmielisz się! — syknął Imperator.
Paul tylko mu się przypatrywał. Księżniczka tronu położyła dłoń na ramieniu ojca.
— Ojcze — Jej głos był miękki jak jedwab, kojący.
— Nie próbuj na mnie swoich sztuczek — powiedział Imperator. Spojrzał na nią. — Nie musisz tego robić, córko. Mamy inne możliwości, aby…
— Ale tu oto jest mężczyzna, który nadaje się na twego syna — odparła.
Stara Matka Wielebna odzyskawszy już panowanie nad sobą przecisnęła się do Imperatora, nachyliła do jego ucha i zaczęła coś szeptać.
— Wstawia się za tobą — powiedziała Jessika.
Paul nie spuszczał oczu ze złotowłosej księżniczki.
— To jest Irulan, najstarsza, prawda? — spytał matkę półgłosem.
— Tak.
Chani zbliżyła się do Paula z drugiej strony.
— Czy życzysz sobie, abym odeszła, Muad’Dibie?
Popatrzył na nią.
— Odeszła? Ty już nigdy ode mnie nie odejdziesz.
— Nas nic nie wiąże — powiedziała Chani.
— Ze mną mów tylko prawdę, Sihaja. — Kiedy otwierała usta do odpowiedzi, zamknął je kładąc jej palec na wargach. — To, co nas wiąże, nie da się rozwiązać — rzekł. — Przypatruj się teraz temu wszystkiemu dokładnie, ponieważ chciałbym później zobaczyć tę salę poprzez twą mądrość.
Imperator i jego prawdomówczyni toczyli ożywiony spór ściszonymi głosami. Paul zwrócił się do matki:
— Ona mu przypomina, że osadzenie Bene Gesserit na tronie stanowi część ich umowy i że Irulan jest tą, którą do tego przysposobili.
— Czyżby taki był ich plan? — spytała Jessika.
— Czy to nie oczywiste? — odpowiedział pytaniem.
— Trudno tego nie zauważyć! — odburknęła Jessika. — Moje pytanie miało ci przypomnieć tylko, że nie powinieneś pouczać mnie w tych sprawach, w których sama cię szkoliłam.
Paul rzucił na nią okiem i pochwycił chłodny uśmieszek na jej ustach. Gurney Halleck nachylił się pomiędzy nim a matką.
— Przypominam ci, mój panie, że w tej bandzie jest Harkonnen — ruchem głowy wskazał w lewo, gdzie przyparty do bariery lanc stał ciemnowłosy Feyd-Rautha. — Tamten zezowaty z lewej strony. Takiej złej gęby jeszcze nie widziałem. Obiecałeś mi kiedyś, że…
— Dzięki ci, Gurney — powiedział Paul.
— To jest na-baron… teraz już baron, kiedy stary nie żyje — mówił Gurney. — Wystarczy na to, co noszę w…
— Dasz mu radę, Gurney?
— Mój pan żartuje!
— Nie sądzisz, matko, że ta kłótnia między Imperatorem a jego wiedźmą ciągnie się już zbyt długo? — powiedział Paul.
Kiwnęła głową.
— Zaiste.
Podnosząc głos Paul zawołał do Imperatora:
— Wasza Królewska Mość, czy jest wśród was jakiś Harkonnen?
W sposobie, w jaki Imperator odwrócił się i popatrzył na Paula, objawił królewską wzgardę.