2. Bene Gesserit, które prywatnie zaprzeczały, jakoby były zakonem religijnym, ale które działały za prawie nieprzeniknioną zasłoną rytualnego mistycyzmu, i których szkolenie, symbolika, organizacja i metody kształtowania psychiki miały charakter niemal całkowicie religijny.
3. Wyznająca agnostycyzm klasa panująca (łącznie z Gildią), dla której religia stanowiła rodzaj teatru kukiełkowego służącego ku rozrywce mas i utrzymywaniu ich w posłuszeństwie i która z zasady wierzyła, że wszystkie zjawiska, nawet religijne, dadzą się wyjaśnić w sposób mechaniczny.
4. Tak zwane Stare Nauki — wraz z tymi, które przetrwały wśród Pielgrzymów Zensunni z pierwszego, drugiego i trzeciego ruchu islamskiego; nowochrześcijaństwo z Chusuk, warianty buddislamu odmian panujących na Lankiveil i Sikun, wspólne księgi Mahayana Lankawatara, Zen Hekiganshu z III Delty Pawia, Tawrah, i Zabur Talmudyczny, który przetrwał na Salusa Secundus, szeroko rozpowszechniony Rytuał Magiczny, Muadh Quran, ze swoją czystą Ilm i Fiqh, zachowanymi wśród uprawiających ryż pundi kaladańskich farmerów, wreszcie rozsiane jak wszechświat długi i szeroki wysepki Hindu w maleńkich odosobnionych gniazdach pyonów i na koniec Dżihad Kamerdyńska.
Istnieje jeszcze piąta siła, która ukształtowała wierzenia religijne, ale ma ona tak wszechobecny i wszechpotężny wpływ, że zasługuje na osobne potraktowanie. To oczywiście podróż kosmiczna i we wszelkich dysputach o religii zasługuje, by pisano ją tak oto:
Migracje rodzaju ludzkiego przez otchłań przestrzeni kosmicznej wycisnęły unikalne piętno na religii w okresie stu dziesięciu stuleci poprzedzających Dżihad Kamerdyńską. Przede wszystkim wczesne podróże kosmiczne, jakkolwiek szeroko rozpowszechnione — były nieregularne, powolne i ryzykowne i aż do monopolu Gildii odbywały się na tysiące przypadkowych sposobów. Pierwsze doświadczenia kosmiczne, źle przekazywane i w znacznym stopniu zniekształcone, stały się szaloną pobudką do spekulacji mistycznych. Nagle kosmos nadał nowy wydźwięk i sens ideom stworzenia. Ta odmienność widoczna jest nawet w szczytowych dokonaniach religijnych owego okresu. Zewnętrzna ciemność tchnęła anarchię w poczucie wiary we wszelkiej religii. Jak gdyby Jowisz we wszystkich swoich mnogich postaciach wycofał się w macierzystą ciemność ustępując pola żeńskiej immanencji o zagadkowej twarzy wielu strachów. Starożytne formuły splatały się i wiązały razem, w miarę jak dopasowywano je do potrzeb nowych podbojów i nowych symboli heraldycznych. Był to czas zmagań pomiędzy zwierzo-demonami z jednej strony a starymi modlitwami i zaklęciami z drugiej.
Jasne rozstrzygnięcie nie nastąpiło nigdy.
W tym okresie oznajmiono, że ponowne zinterpretowanie Księgi Rodzaju pozwala Bogu rzec: „Rośnijcie i rozmnażajcie się i zapełniajcie wszechświat, i podbijcie go, i panujcie nad wszelkiego rodzaju dziwnymi zwierzętami i żywymi stworzeniami na niezliczonych ziemiach i pod nimi”.
Nastał czas czarownic obdarzonych prawdziwymi mocami. Niech miarą tego będzie fakt, że nigdy nie popisywały się chwytaniem płonących żagwi. Z kolei przyszła Dżihad Kamerdyńska i dwa pokolenia chaosu. Bóg logiki mechanicznej został obalony przez masy i wysunięto nową ideę: „Nic nie zastąpi człowieka”. Te dwa pokolenia gwałtu były mózgowym letargiem dla całego rodzaju ludzkiego. Ludzie popatrzyli na swoich bogów i na swoje rytuały i ujrzeli, że jedno i drugie przepełnia owa najstraszliwsza ze wszystkich nierówności: strach większy od ducha. Przywódcy religijni, których wyznawcy przelali krew miliardów, zaczęli nieśmiało spotykać się dla wymiany poglądów. Krok ten popierała Gildia Planetarna umacniająca właśnie swój monopol w dziedzinie podroży międzygwiezdnych oraz Bene Gesserit, które ściągały do siebie czarownice. Z tych pierwszych spotkań ekumenicznych narodziły się dwa znaczące wydarzenia:
1. Świadomość, że wszystkie religie mają jedno przynajmniej wspólne przykazanie: „Nie będziesz kaleczył ducha”.
2. Kongres Ekumeniczny Federacji. K. E. F. zebrał się na neutralnej wyspie Starej Ziemi, kolebce macierzystych religii. Spotkano się „we wspólnej wierze w istnienie Istoty Boskiej we wszechświecie”. Reprezentowane były wszystkie wyznania liczące ponad milion wyznawców i z zadziwiającą szybkością uzgodniono wspólny komunikat: „Jesteśmy tu po to, aby wytrącić podstawową broń z rąk religii wojujących. Ta broń to pretensje do posiadania jedynego objawienia”.
Radość wynikła z tego „dowodu głębokiej zgody” okazała się jednak przedwczesna. Przez ponad standardowy rok ten komunikat był jedynym oświadczeniem wydanym przez K. E. F. Ludzie z goryczą mówili o zwłoce. Trubadurzy układali dowcipne, złośliwe pieśni o stu dwudziestu i jednym „starych kutasach”, jak zaczęto nazywać delegatów K. E. F. (Przezwisko wzięło się od sprośnego kawału, w którym wykorzystując skrót K.E.F. nazwano delegatów, kutasami w esy-floresy). Jedna z pieśni, „Święte opalanie”, przechodzi okresowe nawroty popularności i znana jest nawet dzisiaj:
Sporadycznie przeciekały z obrad K. E. F. różne pogłoski. Mówiło się mianowicie, że porównują tam teksty i owe teksty nieopatrznie wymieniano. Takie pogłoski nieuchronnie wywoływały rozruchy antyekumeniczne i, oczywiście, inspirowały nowe dowcipy. Dwa lata minęły… trzy lata. Po zgonie dziewięciu spośród pierwotnej liczby delegatów i wybraniu na ich miejsce nowych komisarze zarządzili przerwę na dopełnienie formalności ich przyjęcia i oświadczyli, że trudzą się nad opracowaniem wspólnej księgi, plewiąc „wszelkie objawy patologu” czasu przeszłego religii. „Budujemy instrument Miłości, który zagra na wszystkie sposoby” — oznajmili. Wielu się dziwi, że to oświadczenie wznieciło szczególnie gwałtowny wybuch walk przeciwko ekumenizmowi. Dwudziestu delegatów odwołały ich własne kongregacje. Jeden popełnił samobójstwo kradnąc kosmiczną fregatę i nurkując nią w Słońce. Historycy oceniają, że w zamieszkach straciło życie osiemdziesiąt milionów osób. Czyli około sześciu tysięcy na każdą planetę ówczesnej Ligi Landsraadu. Biorąc pod uwagę niespokojne czasy, ten szacunek chyba nie jest przesadzony, jakkolwiek trudno w tej sytuacji w ogóle mówić o jakiejś dokładności. Łączność między planetami przeżywała jeden ze swych najniższych upadków. Trubadurzy, rzecz jasna, mieli swój wielki dzień. Popularna komedia muzyczna tego okresu przedstawiała jednego z delegatów K. E. F., jak siedzi sobie pod drzewcem palmowym na białym piasku plaży i śpiewa:
Rozruchy i komedie to zaledwie symptomy, ale mówiące wiele o swoich czasach. Zdradzają stan psychiczny, głębokie rozterki… i tęsknotę do czegoś lepszego oraz lęk, że nic z tego wszystkiego nie wyniknie.
Główną tamę na drodze anarchii stanowiły Gildia — będąca jeszcze wówczas w stanie embrionalnym — Bene Gesserit i Landsraad, który pomimo najdotkliwszych przeszkód kontynuował swoją dwa tysiące lat liczącą historię spotkań. Rola Gildii wydaje się jasna: zapewniała ona darmowy transport we wszystkich sprawach Landsraadu i K. E. F. Nie tak oczywista jest rola Bene Gesserit. Nie da się ukryć, że to w owym czasie umocniło ono swoją władzę nad czarownicami, przeprowadziło badania nad wyrafinowanymi narkotykami, rozwinęło szkolenie prana — bindu i powołało do życia Missionara Protectiva, czarne ramię zabobonu. Ale jest to również okres, który był świadkiem skomponowania „Litanii na strach” i przygotowania Księgi Azhara, bibliograficznego cudu, który przechowuje wielkie tajemnice najdawniejszych wierzeń. Można chyba tylko powtórzyć za Ingsleyem: „To były czasy wielkiego paradoksu”.