„Człowieku! Oto cudowna cząstka bożego świata; zatem stań przed nią i naucz się miłować doskonałość Najwyższego Przyjaciela Twego”.
Jessika naparła na koło. Obróciło się w lewo i wewnętrzne drzwi uchyliły się. Łagodny powiew musnął jej policzek, poruszył włosami. Poczuła zmianę w powietrzu, jego bogatszy aromat. Otworzyła drzwi na oścież zapuszczając przez nie spojrzenie w gąszcz zieloności zalanej żółtym, blaskiem. Żółte słońce? — zdziwiła się. I po chwili: Szkło filtracyjne! Przestąpiła próg i drzwi zatrzasnęły się za nią.
— Oranżeria mokrej planety — wyszeptała. Zewsząd otaczały ją doniczkowe rośliny i nisko przycięte drzewa. Poznała mimozę, kwitnącą pigwę, sondagi, zielono ukwieconą pleniscentę, akarso w zielone i białe pasy… róże…
Nawet róże!
Nachyliła się nad gigantycznym różowym kwiatem wdychając jego woń, po chwili wyprostowała się i przyjrzała pomieszczeniu. Pochwyciła miarowy szmer. Rozdzieliła gąszcz zachodzących na siebie liści i skierowała spojrzenie na środek pokoju. Ujrzała niziutką fontannę, małą, z kanelurą na cokole. Regularny szmer pochodził od snującego się i rozszczepiającego łuku wody, która spadała do metalowej misy z głuchym odgłosem galopady. Jessika poddała się krótkiemu ćwiczeniu na wyostrzenie zmysłów i rozpoczęła metodyczny obchód po obwodzie pokoju. Na oko miał on około dziesięciu metrów kwadratowych. Z jego położenia ponad szczytem korytarza oraz po subtelnych różnicach w konstrukcji zorientowała się, że został dobudowany na dachu tego skrzydła długo po tym, jak wzniesiono oryginalną budowlę. Przystanęła na południowych obrzeżach pokoju przed szeroką taflą szkła filtracyjnego, rozglądając się wokoło. Cała powierzchnia użytkowa w tym pokoju była zapchana egzotycznymi roślinami z wilgotnego klimatu. Coś zaszeleściło w zieleni. Jessika zastygła w napięciu, lecz zaraz spostrzegła prosty zegarowy serwok o ramionach z rur i węża. Jedno ramię uniosło się, wyrzuciło drobniutko rozpylony strumień wody, która okryła mgłą jej policzki. Ramię złożyło się, a ona spojrzała, co zostało zroszone: to była paproć drzewiasta. Wszędzie woda w tym pomieszczeniu — na planecie, gdzie woda jest najcenniejszą esencją życia. Marnotrawstwo wody tak rażące, że w Jessice zamarło serce. Wyjrzała na pożółcone filtrem słońce. Uczepiło się nisko nad szczerbatym horyzontem ponad ścianami urwisk tworzącymi fragment olbrzymiego skalnego wypiętrzenia znanego jako Mur Zaporowy.
Szkło filtracyjne — pomyślała. — Aby przemienić białe słońce w coś łagodniejszego i bliższego. Któż mógł wybudować takie pomieszczenie? Leto? To do niego podobne, taka niespodzianka jako podarunek dla mnie — tylko że nie było na to czasu. I miał na głowie poważniejsze sprawy. Przypomniały jej się doniesienia, że wiele arrakańskich domów izolowano śluzami powietrznymi w drzwiach i oknach dla zachowania i odzyskiwania wilgoci wnętrzy. Leto powiedział, że zignorowanie takich środków ostrożności w ich domu jest świadomą deklaracją potęgi i bogactwa, bowiem ich drzwi i okna zabezpieczono jedynie przed wszechobecnym pyłem. Lecz ten pokój deklarował coś o wiele bardziej znaczącego niż brak wodnych uszczelnień drzwi wejściowych. Oceniała, że to pomieszczenie rekreacyjne zużywało ilość wody wystarczającą do utrzymania tysiąca osób na Arrakis — być może więcej. Jessika przeszła wzdłuż okna, nie odrywając oczu od wnętrza oranżerii. Dzięki zmianie pozycji dostrzegła przy fontannie metaliczny blat na wysokości stołu, a na nim mignął jej biały notatnik i stylograf, częściowo przesłonięte zwisającym wachlarzowatym liściem. Podeszła do stolika, zauważając na nim inskrypcje Hawata, zapoznała się z treścią zapisanej kartki.
Do lady Jessiki:
Oby to miejsce dało ci tyle szczęścia, ile mnie dawało. Proszę, pozwól, aby ten pokój przekazał lekcję, jakiej nauczyłyśmy się od tych samych nauczycieli: bliskość pożądanej rzeczy kusi człowieka, by uległ słabościom. Na drodze tej czyha zguba.
Z najlepszymi życzeniami
Jessika pokiwała głową przypominając sobie, że Leto wymieniał hrabiego Fenringa jako poprzedniego namiestnika Imperatora na Arrakis. Lecz natychmiastowej uwagi wymagała zaszyfrowana w liście informacja, której sposób ułożenia mówił, że jej autorka też jest Bene Gesserit. Przelotna myśl napełniła Jessikę goryczą: hrabia poślubił swoją panią. Owa myśl kołatała się jeszcze w jej głowie, gdy już Jessika pochylała się szukając ukrytej wiadomości. Musiała tu być. Pozostawiony na widoku list zawierał kodowy zwrot, jaki każda Bene Gesserit nie związana zakazem szkoły miała obowiązek przekazać drugiej Bene Gesserit, kiedy wymagały tego okoliczności. „Na drodze tej czyha zguba”. Jessika zmacała spód listu, przejechała dłonią po powierzchni kartki w poszukiwaniu kropek kodu. Nic. Przebiegła badawczymi palcami brzeg notatnika. Nic. Odłożyła list tak, jak go znalazła, odczuwając naglącą presję. Coś w pozycji listu? — zastanowiła się. Ale Hawat przeszukiwał ten pokój i niewątpliwie poruszył list. Spojrzała na liść ponad kartką. Liść? Przesunęła palcem po spodzie liścia, wzdłuż krawędzi, po szypułce. Jest tutaj! Palce odnalazły delikatne punkciki szyfru, przebiegły tekst jednym pociągnięciem:
„Twój syn i książę są o krok od zguby. Jakąś sypialnię urządzono tak, by skusiła twego syna. H naszpikował ją śmiercionośnymi pułapkami przeznaczonymi do wykrycia, zostawiając jedną, która może ujść uwadze”.
Jessika powstrzymała odruch, by natychmiast biec do Paula; należało zapoznać się z treścią przesłania do końca. Jej palce śmigały po kropkach:
„Nie orientuję się dokładnie w charakterze zagrożenia, ale wiąże się to jakoś z łóżkiem. Groźba dla twego księcia ma związek ze zdradą któregoś z zaufanych towarzyszy lub adiutantów. H zamierza zrobić z ciebie podarunek dla jakiegoś sługusa. O ile wiem, ta oranżeria jest bezpieczna. Wybacz, że nie jestem w stanie powiedzieć więcej. Moje źródła informacji są skąpe, jako że mój hrabia nie zaprzedał się H. Muszę kończyć. MF”.
Jessika odepchnęła liść od siebie, obróciła się, by gnać z powrotem do Paula. W tym momencie otworzyły się z trzaskiem drzwi śluzy powietrznej. Wpadł przez próg Paul ściskając coś w prawej dłoni, zatrzasnął drzwi za sobą. Ujrzawszy matkę przedarł się do niej pomiędzy liśćmi, rzucił okiem na fontannę, włożył dłoń z zaciśniętym w niej przedmiotem pod strugę wody.
— Paul! — Złapała go za ramię nie spuszczając oczu z jego ręki. — Co to?
Mówił obojętnie, ale w jego tonie wyczuła wysiłek:
— Grot-gończak. Złapałem go w swoim pokoju i zgniotłem mu nos, ale ostrożność nie zawadzi. Woda powinna go załatwić.
— Zanurz go! — rozkazała.
Usłuchał. Po chwili powiedziała:
— Zabierz rękę. Zostaw to w wodzie.
Wyciągnął dłoń i otrząsając z niej wodę spoglądał na nieruchomy kawałek metalu w fontannie. Jessika odłamała łodygę rośliny i szturchnęła nią morderczy oścień. Był martwy. Upuściłałodygę do wody, popatrzyła na Paula. Mierzył wzrokiem pokój z przenikliwą natarczywością, w której rozpoznała Metodę Bene Gesserit.
— W tym pomieszczeniu można wszystko ukryć — powiedział.
— Mam powody uważać, że jest bezpieczne — odparła.
— Mój pokój też miał być bezpieczny. Hawat powiedział…