— Zapomnieli dodać, że mniej niż połowa gąsieników jest na chodzie, że zaledwie około jedna trzecia ma zgarniarki na dolot do przyprawowych piasków — że wszystko, co nam Harkonnenowie zostawili, lada chwila runie i rozleci się na kawałki. Będziemy mieli szczęście, jeśli uruchomimy połowę sprzętu, a jeszcze większe, jeśli czwarta część urządzeń popracuje chociaż pół roku.
— Prawie tak, jak przypuszczaliśmy — powiedział Leto. — Jak się przedstawia dokładne zestawienie podstawowego sprzętu?
Hawat spojrzał w swój prospekt.
— Około dziewięciuset trzydziestu żniwnych kombajnów gotowych ruszyć za parę dni. Około sześciu tysięcy dwustu pięćdziesięciu ornitopterów do poszukiwań, zwiadu i obserwacji pogody… zgarniarek nieco poniżej tysiąca.
— Czy nie byłoby taniej — powiedział Halleck — wznowić negocjacje z Gildią co do zezwolenia na wprowadzenie na orbitę fregaty w charakterze satelity meteorologicznego?
Książę spojrzał na Hawata.
— Nic nowego w tej sprawie, co, Thufir?
— Na razie musimy szukać innych rozwiązań — powiedział Hawat. — Agent Gildii niczego z nami tak naprawdę nie negocjował. Dawał jedynie do zrozumienia — jak mentat mentatowi — że cena jest poza naszym zasięgiem i pozostanie taka bez względu na to, jak wysoko zajdziemy. Naszym zadaniem jest dowiedzieć się dlaczego, zanim ponownie go zaczepimy.
Jeden z asystentów Hallecka w głębi sali wykręcił się na krześle i warknął:
— I to ma być sprawiedliwość!
— Sprawiedliwość? — książę zmierzył go wzrokiem. — Kto szuka sprawiedliwości? Zaprowadzimy naszą własną sprawiedliwość. Zaprowadzimy ją tutaj na Arrakis — zwyciężając albo ginąc. Czy żałujesz, sir, że związałeś z nami swój los?
Mężczyzna wpatrywał się przez chwilę w księcia.
— Nie, Sire. Nie mogłeś nie przyjąć najbogatszego w naszym wszechświecie planetarnego źródła dochodu… a mnie nie pozostawało nic innego, jak pójść za tobą. Przepraszam za wybuch, ale… — Wzruszył ramionami. — Wszyscy chyba czasami odczuwamy rozgoryczenie.
— Rozgoryczenie to ja rozumiem — powiedział książę. — Ale przestańmy użalać się na sprawiedliwość, dopóki mamy ręce i możemy nimi władać. Czy ktoś jeszcze żywi rozgoryczenie? Jeśli tak, niech mówi. To jest przyjacielska narada, gdzie każdy może powiedzieć, co mu leży na sercu.
Halleck poruszył się.
— Sadzę, że to, co nas gryzie, Sire, to brak jakichkolwiek ochotników z innych wielkich rodów. Nazywają cię Leto Sprawiedliwym i przysięgają ci wieczną przyjaźń, byle tylko ich to nic nie kosztowało.
— Jeszcze nie wiedzą, kto wygra tę zmianę — powiedział książę. Większość rodów doszła do majątku dzięki unikaniu ryzyka. Nie można ich za to tak naprawdę winić, można nimi co najwyżej pogardzać. — Spojrzał na Hawata. — Mówiliśmy o sprzęcie. Czy zechciałbyś wyświetlić kilka maszyn, żeby ludzie zapoznali się z tymi urządzeniami?
Hawat kiwnął głową, dał znak asystentowi przy projektorze. Trójwymiarowe solido pojawiło się na powierzchni stołu w odległości około jednej trzeciej blatu od księcia. Niektórzy z dalszych miejsc powstawali, by lepiej widzieć. Paul wychylił się do przodu obserwując maszynę. Mierzona skalą maleńkich figurek ludzkich dokoła, miała ze sto dwadzieścia metrów długości i około czterdziestu szerokości. W ogólnych zarysach był to długi, insektowaty korpus poruszający się na układach niezależnych szerokich kół.
— To jest kombajn żniwny — wyjaśnił Hawat. — Wybraliśmy do projekcji taki w dobrym stanie. Jest to jeden zestaw linowłókowy przywieziony przez pierwszą ekipę ekologów imperialnych, ale wciąż jeszcze na chodzie… chociaż nie mam pojęcia jak… ani po co.
— Jeżeli to ten zwany „Starą Marią”, to należy on do muzeum — powiedział któryś z asystentów. — Myślę, że Harkonnenowie utrzymywali go jako rodzaj kary, miecza zawieszonego nad głowami robotników. Bądź grzeczny, bo przydzielimy cię na „Starą Marię”.
Dokoła rozległy się chichoty. Paul nie brał udziału w tej wesołości, jego uwagę zaprzątała projekcja i pytanie wypełniające myśli. Wskazał obraz na stole i powiedział:
— Thufir, czy istnieją piaskowe czerwie tak wielkie, by mogły to połknąć w całości?
Nad stołem raptownie zapadła cisza. Książę zaklął pod nosem, ale po chwili pomyślał: Nie, oni muszą stawić czoło tutejszej rzeczywistości.
— W głębi pustyni żyją czerwie, które mogą wziąć cały ten kombajn na jeden ząb — powiedział Hawat. — Tutaj bliżej Muru Zaporowego, gdzie prowadzi się większość prac wydobywczych, jest też mnóstwo czerwi zdolnych uszkodzić taki kombajn i spokojnie go pożreć ot, tak sobie.
— Dlaczego nie stosuje się osłon? — zapytał Paul.
— Według doniesień Idaho — powiedział Hawat — w pustyni tarcze są niebezpieczne. Tarcza na ciało ludzkie zwabia wszystkie czerwie w promieniu setek kilometrów. Zdaje się, że dostają od niej amoku. Tak twierdzą Fremeni i nie ma powodu im nie wierzyć. Idaho nie widział żadnych śladów wyposażenia siczy w tarcze.
— W ogóle żadnych? — zapytał Paul.
— Byłoby ciężko ukryć taką rzecz w wyposażeniu kilku tysięcy ludzi — powiedział Hawat. — Idaho miał wolny wstęp do każdego zakamarka siczy. Nie zobaczył żadnej tarczy ani śladów ich użycia.
— To dziwne — rzekł książę.
— To pewne, że Harkonnenowie mieli tu mnóstwo tarcz — powiedział Hawat. — Mieli składy remontowe we wszystkich garnizonach wojskowych, a ich księgi rachunkowe wykazują duże wydatki na naprawy tarcz i części zamienne.
— Czy to możliwe, żeby Fremeni mieli sposób neutralizowania tarcz? — spytał Paul.
— Nie wydaje się to prawdopodobne — odparł Hawat. — Teoretycznie jest to możliwe, oczywiście — przeciwny ładunek elektrostatyczny o wymiarach hrabstwa ma rzekomo dokazać tej sztuki, ale nikt tego nigdy jeszcze nie był w stanie wypróbować.
— Słyszeliśmy już wcześniej o tym — powiedział Halleck. — Przemytnicy są w zażyłej komitywie z Fremenami i zdobyliby takie urządzenie, gdyby było osiągalne. I bez żadnych oporów znaleźliby na nie zbyt również poza planetą.
— Nie podoba mi się brak odpowiedzi w tak istotnej sprawie — rzekł Leto. — Thufir, chcę, abyś nadał bezwzględny priorytet rozwiązaniu tej zagadki.
— Już się tym zajmujemy, mój panie. — Odchrząknął. — Aha, Idaho powiedział jedną rzecz: powiedział, że nie można się pomylić, jeśli chodzi o stosunek Fremenów do tarcz. Powiedział, że najczęściej śmieją się z nich.
Książę zmarszczył brwi. Nagle stwierdził:
— Tematem dyskusji jest sprzęt do wydobywania przyprawy.
Hawat dał znak ręką asystentowi za projektorem: solido kombajnu żniwnego ustąpiło miejsca projekcji skrzydlatej machiny, przy której figurki ludzkie wyglądały jak mrówki.
— Zgarniarka — poinformował Hawat. — Właściwie jest to wielki ornitopter mający jedno zadanie: donieść kombajn na bogate w przyprawę piaski, a następnie ratować go, kiedy zjawi się czerw pustyni. One zjawiają się zawsze. Zbiór przyprawy odbywa się na zasadzie: dopaść, nachapać się i wiać, z czym się da.
— Pasuje jak ulał do moralności Harkonnenów — powiedział książę. Śmiech był raptowny i zbyt głośny. W soczewce projektora ornitopter zastąpił zgarniarkę.
— Te ornitoptery są dość konwencjonalne — mówił Hawat. — Zasadnicze modyfikacje dotyczyły zwiększenia zasięgu. Dodatkowych starań wymagało zabezpieczenie najważniejszych elementów przed piaskiem i pyłem. Zaledwie co trzydziesty ma osłonę — być może zmniejszono ciężar o wagę generatora tarczy, żeby uzyskać większy zasięg.